Hej! Szukam mam, które drugie dziecko urodziły w szpitalu im. Żeromskiego teraz w dobie koronawirusa. Zwłaszcza mamy po pierwszym cięciu. Czy miałyście drugie cc czy próbowałyście naturalnie? Mam taki mentlik w głowie...
Moja lekarka nie widzi przeciwwskazań do porodu naturalnego tym razem (pierwsza ciąża położenie miednicowe, więc cc było na zimno), ale ze względu na cukrzycę ciążową uważa, że najpóźniej w dniu terminu dziecko powinno być na świecie. Jeśli nie, to po terminie i przy stanie po cc nie wywołują porodów w Żeromskim tylko robią cc na zimno. Po pierwszej cesarce (na Ujastku) czułam się super, nie miałam żadnych dolegliwości bólowych, za to córka przejęła na siebie chyba wszystkie możliwe kłopoty.. była typowym dzieckiem z planowanej cesarki - ospałym, z zółtaczką, dużym spadkiem wagi, problemami z kamieniem, bardzo nerwowym.. Przez parę miesięcy odciągałam pokarm laktatorem i więcej nie wytrzymałam. Jakoś wydaje mi się, że wiele z tych problemów dało by się po raz drugi uniknąć gdybym chociaż spróbowała porodu siłami natury..
Z drugiej strony gdzieś z tyłu głowy siedzi ten strach przed pęknięciem blizny. Niby stosunkowo niewielki, ale komuś się jednak przydarza. Kolejny strach przed kilkudziesięciogodzinnym porodem, po którym dziecko będzie niedotlenione.
Dlatego pytanie do mam, które może przeżyły podobne historie, zwłaszcza w Krakowie - jakie są wasze odczucia co do drugiej cesarki? Było łatwiej/trudniej? Czy któraś urodziła naturalnie lub miała cesarkę na zimno i potem po rozpoczęciu się akcji i ma porównanie?
Przepraszam za tak chaotyczny post, zostały 3 tyg i jakoś myśli nie umiem pozbierać a trzeba się już decydować na którąś opcję..
Będę wdzięczna za wszelkie opinie!
Moja lekarka nie widzi przeciwwskazań do porodu naturalnego tym razem (pierwsza ciąża położenie miednicowe, więc cc było na zimno), ale ze względu na cukrzycę ciążową uważa, że najpóźniej w dniu terminu dziecko powinno być na świecie. Jeśli nie, to po terminie i przy stanie po cc nie wywołują porodów w Żeromskim tylko robią cc na zimno. Po pierwszej cesarce (na Ujastku) czułam się super, nie miałam żadnych dolegliwości bólowych, za to córka przejęła na siebie chyba wszystkie możliwe kłopoty.. była typowym dzieckiem z planowanej cesarki - ospałym, z zółtaczką, dużym spadkiem wagi, problemami z kamieniem, bardzo nerwowym.. Przez parę miesięcy odciągałam pokarm laktatorem i więcej nie wytrzymałam. Jakoś wydaje mi się, że wiele z tych problemów dało by się po raz drugi uniknąć gdybym chociaż spróbowała porodu siłami natury..
Z drugiej strony gdzieś z tyłu głowy siedzi ten strach przed pęknięciem blizny. Niby stosunkowo niewielki, ale komuś się jednak przydarza. Kolejny strach przed kilkudziesięciogodzinnym porodem, po którym dziecko będzie niedotlenione.
Dlatego pytanie do mam, które może przeżyły podobne historie, zwłaszcza w Krakowie - jakie są wasze odczucia co do drugiej cesarki? Było łatwiej/trudniej? Czy któraś urodziła naturalnie lub miała cesarkę na zimno i potem po rozpoczęciu się akcji i ma porównanie?
Przepraszam za tak chaotyczny post, zostały 3 tyg i jakoś myśli nie umiem pozbierać a trzeba się już decydować na którąś opcję..
Będę wdzięczna za wszelkie opinie!