Lady Loka
Fanka BB :)
- Dołączył(a)
- 11 Lipiec 2022
- Postów
- 6 424
Tydzień teku urodziłam wcześniaka w 28tc. Mały radzi sobie bardzo dobrze jak na swój stan, praktycznie nie potrzebuje interwencji poza standardowym karmieniem i higieną, lekarze są optymistycznie nastawieni, więc może za 2 miesiące wyjdzie do domu.
No i teraz pytanie brzmi, jak nie zwariować przez te 2 miesiące?
Rano się sobą zajmę, potem jadę do Małego, bo mamy tylko godzinę odwiedzin raz na dzień. A potem wracam do mieszkania i bum. Cicho, za cicho. Zbyt pusto. Nie tak, jak miało być. Miałam wrócić z dzieckiem. Albo w brzuchu albo poza brzuchem, ale nie sama. Powinnam jeszcze czuć kopniaki, powinnam jeździć na USG. Zamiast tego jeżdżę do inkubatora i słyszę pikanie wszystkich maszyn, które mu pomagają w dojrzewaniu.
Wychodzę od niego i po godzinie łapie mnie niepokój. I ten niepokój trzyma mnie do rana. Poziom skupienia mam ujemny. Nie da rady film, nie da rady książka, chciałabym siedzieć i wyć, bo to wszystko mnie boli tak bardzo. Ciągle się boję, że zadzwonią ze szpitala, że coś się pogorszyło, chociaż wiem, że przecież byłam i wszystko było ok.
Mam zdiagnozowane PTSD po poprzedniej ciąży, która skończyła się w 22tc i w której też mieliśmy dziecko w inkubatorze i właśnie w środku nocy dobę po porodzie mieliśmy telefon.
Teraz jest inaczej, chociaż dla nas podobnie wizualnie.
Teraz mamy większego malucha, który oddycha sam i nie ma większych problemów, minął pierwszy tydzień, który niby jest najbardziej krytyczny, a moja głowa i tak swoje.
Do tego jest mi strasznie smutno, że moje dziecko tam leży samo i że ja je muszę tam codziennie zostawiać, czuję się jak najgorsza osoba na świecie i boję się, że Mały w efekcie o mnie zapomni. Jeszcze teraz przez weekend na odwiedziny idzie mąż, bo w tygodniu pracuje, więc zobaczę go dopiero w poniedziałek i jakoś tak wszystko mnie rozjeżdża.
Jakby tego było mało, to odciągam mleko, co równa się wstawaniu w nocy 2x, co znowu u mnie skutkuje niedospaniem, a pobudki sprawiają, że jestem jeszcze bardziej niespokojna, bo za każdym razem jak się wybudzam potrzebuje chwili na ogarnięcie, jaka jestsl sytuacja i że to budzik, a nie telefon. Ale to jest bardzo wybijające, a nie mogę olać nocnego odciągania, bo całkiem ładnie udało mi się rozkręcić laktację i Mały jest w 100% na moim mleku. Nie chcę tego rozregulować. Za miesiąc zacznę mu robić mrożonki, żeby było jak wyjdzie ze szpitala na zapas.
Terapię mam, ale moja terapeutka ma urlop, więc muszę jeszcze przez niecały tydzień radzić sobie sama, a już nie wiem jak.
No i teraz pytanie brzmi, jak nie zwariować przez te 2 miesiące?
Rano się sobą zajmę, potem jadę do Małego, bo mamy tylko godzinę odwiedzin raz na dzień. A potem wracam do mieszkania i bum. Cicho, za cicho. Zbyt pusto. Nie tak, jak miało być. Miałam wrócić z dzieckiem. Albo w brzuchu albo poza brzuchem, ale nie sama. Powinnam jeszcze czuć kopniaki, powinnam jeździć na USG. Zamiast tego jeżdżę do inkubatora i słyszę pikanie wszystkich maszyn, które mu pomagają w dojrzewaniu.
Wychodzę od niego i po godzinie łapie mnie niepokój. I ten niepokój trzyma mnie do rana. Poziom skupienia mam ujemny. Nie da rady film, nie da rady książka, chciałabym siedzieć i wyć, bo to wszystko mnie boli tak bardzo. Ciągle się boję, że zadzwonią ze szpitala, że coś się pogorszyło, chociaż wiem, że przecież byłam i wszystko było ok.
Mam zdiagnozowane PTSD po poprzedniej ciąży, która skończyła się w 22tc i w której też mieliśmy dziecko w inkubatorze i właśnie w środku nocy dobę po porodzie mieliśmy telefon.
Teraz jest inaczej, chociaż dla nas podobnie wizualnie.
Teraz mamy większego malucha, który oddycha sam i nie ma większych problemów, minął pierwszy tydzień, który niby jest najbardziej krytyczny, a moja głowa i tak swoje.
Do tego jest mi strasznie smutno, że moje dziecko tam leży samo i że ja je muszę tam codziennie zostawiać, czuję się jak najgorsza osoba na świecie i boję się, że Mały w efekcie o mnie zapomni. Jeszcze teraz przez weekend na odwiedziny idzie mąż, bo w tygodniu pracuje, więc zobaczę go dopiero w poniedziałek i jakoś tak wszystko mnie rozjeżdża.
Jakby tego było mało, to odciągam mleko, co równa się wstawaniu w nocy 2x, co znowu u mnie skutkuje niedospaniem, a pobudki sprawiają, że jestem jeszcze bardziej niespokojna, bo za każdym razem jak się wybudzam potrzebuje chwili na ogarnięcie, jaka jestsl sytuacja i że to budzik, a nie telefon. Ale to jest bardzo wybijające, a nie mogę olać nocnego odciągania, bo całkiem ładnie udało mi się rozkręcić laktację i Mały jest w 100% na moim mleku. Nie chcę tego rozregulować. Za miesiąc zacznę mu robić mrożonki, żeby było jak wyjdzie ze szpitala na zapas.
Terapię mam, ale moja terapeutka ma urlop, więc muszę jeszcze przez niecały tydzień radzić sobie sama, a już nie wiem jak.
Ostatnia edycja: