supreme
Fanka BB :)
- Dołączył(a)
- 9 Styczeń 2019
- Postów
- 288
Bardzo tego nie chce, ale chyba powoli nie ma już ratunku dla naszego związku. I tego już nie podpowiada mi tylko rozum, ale też serce.
To moja trzecia ciąża, zaraz zaczynam 10 tydzień. Dwie wcześniejsze poronilam na początku. Ta ciąża nie była planowana, ale mam duże i konkretne farmakologiczne wsparcie więc szansę, że tym razem donoszę są spore. Owszem, planowaliśmy dziecko i bardzo tego chcieliśmy, jednak ja chciałam przed kolejna ciąża poukładać wszystko i zadecydować, w którą stronę ma ten związek zmierzać. Jednak los zadecydował sam.
Nie jesteśmy małżeństwem. Od dwóch lat jesteśmy zareczeni, a w związku od 5 lat. Po pół roku znajomości zamieszkalismy razem i było bajecznie. Jednak ja kiedy zaszłam w pierwszą ciąże totalnie przewartosciowalam swoje życie. Z rozrywkowej, szalonej duszy towarzystwa stałam się stateczna osoba chcąca założyć rodzinę. Narzeczony tego nie ogarnia. Zachowuje się jakby się nic nie zmieniło. Poza tym jest jeszcze kilka innych spraw. Jakbym je wam opisała, to byście mnie rozumieli. A ja końcu mam już prawie 30 lat i to chyba normalne, że chce się ustatkowac?
Narzeczony ma dobrze prosperujacy choć trochę stresogenny biznes, a ja mu pomagam w księgowych sprawach. Sama, oprócz tego, mam dobre stanowisko (obecnie jednak na L4 przez zagrożona ciąże), zarabiam niemało. Wiem, że sama i z alimentami dałabym sobie radę z palcem w nosie.
Niecałe 2 miesiące temu wprowadziliśmy się do domu, który od dwóch lat budowaliśmy. Mamy wspólny majątek, wspólne samochody, psa, kota, kredyty. To wszystko nie jest trudne do rozwiązania. Dom się sprzeda, kredyt się splaci, resztę podzieli, alimenty ustanowi, z samochodami też się coś wymysli... Pewnie zajmie to wszystko pół roku, ale do porodu byśmy zdążyli. Ja mam rodzinę na miejscu, miałabym pomoc. Z resztą ze strony Narzeczonego też. Jego mama to złota kobieta i wnuk będzie jej oczkiem w głowie.
Czytając to pewnie się zastanawiacie "czego ta dziewczyna się boi?". A mnie przeraża ten fakt rozstania. Tego, że dzieląc wszystko dotychczas razem nagle będziemy dzielić między siebie. Ze nie będziemy już spać w jednym łóżku, że będziemy osobno. Tak bardzo nie chce się rozstawać i jednocześnie zdaje sobie sprawę z tego, że rozstanie będzie dla nas obu najlepsze. Jak mam to dźwignac? Jak zacząć ta procedurę?
To moja trzecia ciąża, zaraz zaczynam 10 tydzień. Dwie wcześniejsze poronilam na początku. Ta ciąża nie była planowana, ale mam duże i konkretne farmakologiczne wsparcie więc szansę, że tym razem donoszę są spore. Owszem, planowaliśmy dziecko i bardzo tego chcieliśmy, jednak ja chciałam przed kolejna ciąża poukładać wszystko i zadecydować, w którą stronę ma ten związek zmierzać. Jednak los zadecydował sam.
Nie jesteśmy małżeństwem. Od dwóch lat jesteśmy zareczeni, a w związku od 5 lat. Po pół roku znajomości zamieszkalismy razem i było bajecznie. Jednak ja kiedy zaszłam w pierwszą ciąże totalnie przewartosciowalam swoje życie. Z rozrywkowej, szalonej duszy towarzystwa stałam się stateczna osoba chcąca założyć rodzinę. Narzeczony tego nie ogarnia. Zachowuje się jakby się nic nie zmieniło. Poza tym jest jeszcze kilka innych spraw. Jakbym je wam opisała, to byście mnie rozumieli. A ja końcu mam już prawie 30 lat i to chyba normalne, że chce się ustatkowac?
Narzeczony ma dobrze prosperujacy choć trochę stresogenny biznes, a ja mu pomagam w księgowych sprawach. Sama, oprócz tego, mam dobre stanowisko (obecnie jednak na L4 przez zagrożona ciąże), zarabiam niemało. Wiem, że sama i z alimentami dałabym sobie radę z palcem w nosie.
Niecałe 2 miesiące temu wprowadziliśmy się do domu, który od dwóch lat budowaliśmy. Mamy wspólny majątek, wspólne samochody, psa, kota, kredyty. To wszystko nie jest trudne do rozwiązania. Dom się sprzeda, kredyt się splaci, resztę podzieli, alimenty ustanowi, z samochodami też się coś wymysli... Pewnie zajmie to wszystko pół roku, ale do porodu byśmy zdążyli. Ja mam rodzinę na miejscu, miałabym pomoc. Z resztą ze strony Narzeczonego też. Jego mama to złota kobieta i wnuk będzie jej oczkiem w głowie.
Czytając to pewnie się zastanawiacie "czego ta dziewczyna się boi?". A mnie przeraża ten fakt rozstania. Tego, że dzieląc wszystko dotychczas razem nagle będziemy dzielić między siebie. Ze nie będziemy już spać w jednym łóżku, że będziemy osobno. Tak bardzo nie chce się rozstawać i jednocześnie zdaje sobie sprawę z tego, że rozstanie będzie dla nas obu najlepsze. Jak mam to dźwignac? Jak zacząć ta procedurę?