Hej! Widzę, że nadal chorobowo :-(
Dorka, oby jak najłagodniej uszna infekcja przebiegała...
Tosika 23 już niedaleko (odetchniesz) - mam nadzieję, że wszystko będzie na czas.
Pabla, fajno, że Lenka ok i że możesz ją jeszcze w domku przytrzymać.
Surv, Wam też zdrowia życzymy! I weny
Kamu, a co dźwigałaś w dzieciństwie, że miałaś przepuklinę? Pytam, bo Tymi czasem Julę podnosi i ja specjalnie na to nie reaguję, ale moja mama bardzo...
No i nie ma tego złego - sama nie wiem czy nie wolałabym kawki (której nie pijam ;-)), niż aerobiku :-)
Madzia, wielkie brawa Wam się należą za tą walkę (za noszenie 13 kilo przez godzinę również

). Myślę, że noce się poprawią, jak zakończycie walkę. U nas codziennie nad ranem był cyc, a po nim Jula nie mogła zasnąć i się po nas rzucała. Postanowiłam cyca rannego zastąpić mlekiem w kubeczku i to była jedna z lepszych decyzji macierzyńskich. Nie dość, że zasypia od razu po wypiciu mleka, to jeszcze mleko daje tatuś :-) Rewelka.
Post, u nas na wielkie brzuszkowe płacze pomagała suszarka - polecam jakby co, z tym tylko zastrzeżeniem, że Julia była od niej mocno uzależniona i doszło do tego, że jak się wyłączało suszarę, to się budziła.
U nas ze zdrowiem wciąż lipnie. Tymkowi przeszło. Julka w środę zakończyła gorączkę, a wczoraj po południu zaczęła kichać. Tak ją napsikałam wodą morską (co kichnęła, to ja jej psikałam), że dziś nikt by nie powiedział, że ma katar, ale siedzimy w domu, żeby doszła do siebie. Źle mi z tym okrutnie. Coraz częściej łapię się na tym, że się w domu normalnie duszę. Głupio to brzmi, ale mój nastrój udziela się dzieciom ( i M również) i tak się snujemy po tym domu czekając aż będzie wieczór. Coraz częściej podejmuję temat powrotu do pracy i momentami mam wrażenie, że to nieszczęsne przedszkole będzie lepsze, niż siedzenie w domu. No ale do stycznia jestem na urlopie, więc jakoś trzeba przetrwać, szczególnie te okresy chorobowe, które nie dość, że zamykają drogę na dwór, to jeszcze uniemożliwiają kontakt z siostrą, bo ma dziecko i chce by było zdrowe.
Pożaliłam się.
Kręgosłup wciąż boli. Masażysta ma dzisiaj przyjechać znowu. Decyzja o materacu prawie podjęta była, a tym czasem mama wyskoczyła, żebyśmy lepiej kupili sofę, bo za parę lat będziemy musieli zrezygnować z sypialni i zrobić na to konto dzieciom oddzielne pokoje. Poniekąd się z nią zgadzam, zwłaszcza, że mamy syna i córkę, ale wciąż nie wiem, czy zrezygnujemy z sypialni, czy salon podzielimy na pół i tam będą dzieci. Wtedy minus taki, że żadnej większej imprezy w domu nie da się zrobić, bo pokój Tymka (czyli byłby to nasz salon wtedy) będzie na to za mały. No i znów myślenice.
Ostatnio sporo zakupów planuję (częściowo z dotacji), bo wkurza mnie to, że od prawie czterech lat nie mamy lamp, zasłony po jednej sztuce na okno (jak chcę umyć, to muszę w tym samym dniu wyprać i wyprasować wszystko, a to spore wyzwanie), w pomieszczeniu komputerowym biurka beznadziejne... No i niby wiem, że czas na to nie najlepszy (z racji zmian pracowych M), ale z drugiej strony dotacja i można by część wydatków podciągnąć pod firmę (zwłaszcza, że nasz komputerowiec robi za siedzibę firmy).
Dobra, ponarzekałam... Pozdrówki dla wszystkich.