Noo, ja sama jestem po przejściach ale w sumie teraz się zastanawiam, czy to powtarzanie smutnych historii cokolwiek da. Bo wiecie, jeszcze 10 lat temu poronienia to było jakies ogromne tabu i jestem temu mega przeciwna, nie znoszę jak zwala się na kobiety cały ciężar takich sytuacji, a one maja siedzieć cicho i pokornie czekac na „kolejne dziecko”. Ale teraz wszyskto zabrnęło trochę za daleko i ja sama o poronieniach słyszę wszędzie, czy jestem w ciazy, czy nie

Zqchodzilam w ciąże wiedząc, jakie są ryzyka, jeśli jestem w ciazy, to znaczy, ze się z tym godzę. Nic więcej nie wyniosę z historii o innych poronieniach… Kiedyś miałam jeszcze fazę żeby sama się atakować smutnymi informacjami i sama ich szukałam w necie, teraz sobie myśle, ze chyba upadłam na głowę. Nieważne jaką ilość wesołych i smutnych historii przeczytamy, to nie ma żadnego odniesienia do naszej obecnej sytuacji.
Pamietam, co przechodziłam i ogromnie współczuje każdej straty, ale próba wmówienia sobie, ze mnie to znów czeka, ze dlaczego u mnie miałoby się udac itd to jakiś masochizm. Nawet jeśli stanie się coś złego, to dalej mam mase wiary w to, ze jesteśmy silniejsze, niż kiedykolwiek się podejrzewałysmy. Fora niestety są pełne innych wątków niż stricte ciążowe i można mieć wrażenie, ze może 20% ciazy się udaje, a realnie patrząc szanse są zupełnie odwrócone i nie zmieni ich ani to, ile złych historii się naczytam, ani to czy pracuje, czy siedzę na zwolnieniu, czy jem tylko zdrowo czy właśnie otwieram chipsy. Te rzeczy nie są takie delikatne, musi tu zostać jeszcze jakaś przestrzeń na normalne życie.