reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Czy pomożesz Iwonie nadal być mamą? Zrób, co możesz! Tu nie ma czasu, tu trzeba działać. Zobacz
reklama

Opowieści porodowe

Kkasiulka, piękny opis!!! Moja Anastazja też jest inna niż chłopcy, taka delikatna, drobna, ciszej płacze. Też idealna :D
 
reklama
To może w końcu ja :)

Do szpitala pojechałam 11 lipca, a planowane cięcie miałam 12. Rano, 12 lipca przygotowano mnie do cięcia, cewnik, wypełnianie książeczki, którą dziecko otrzymuje przy wypisie. Ja byłam tak przerażona, że zastanawiałam się po co oni ją wypisują, skoro nie wiadomo co będzie z dzieckiem ( możecie sobie wyobrazić, co miałam na myśli, bo aż nie mogę tego pisać). Strach tak mnie paraliżował, że myślałam, że zwariuję. Przed oczami miałam wszystkie wady i choroby dziecka ( wzmogło się to u mnie po akcjach z tętnem jeszcze z czasów ciąży), aż po najgorszy scenariusz, że ją stracę... Szpital fantastyczny, pielęgniarki położne i te od noworodków - kochane! Jeszcze niektóre pamiętały mnie z piaskownicy, bo przecież pracowały z moją mamą, która kilkanaście lat temu też była tam pielęgniarką, tą od noworodków. Zawołali mnie i założyli mi cewnik( idąc nie wiedziałam, że idę po to), za chwilę zaprosili znowu ( i znowu nie wiedziałam dokąd idę, a szłam na salę operacyjną). Cieszę się z tego, że mną zajęli się jako pierwszą, bo koleżanka z sali musiała czekać, aż do 11, bo po mnie była jeszcze jakaś ginekologiczna operacja.
Na sali porodowej przemiły anestezjolog w kolorowej czapeczce miło ze mną rozmawiał, pytał o poprzednie porody, o płeć dzieci itp. Było dużo śmiechu i żartów, ale czułam, że to wszystko dzieje się gdzieś dalej i błagałam Boga, by z dzieckiem było wszystko ok, już wtedy zapomniałam prosić i o siebie. Włączyli nastrojową muzykę, bo taka moda :) i żeby było przyjemniej. Wkłucie w kręgosłup, moment czekania, wszyscy ze sobą rozmawiali, żartowali, zagadując do mnie i odwracając moją uwagę od samego cięcia. Nie czułam ani szarpania, ani wyciągania. Gdy ją wyjęli zaczęła płakać, pokazali mi ją pupą do mnie i anestezjolog zapytał czy teraz wierzę już w końcu, że to dziewczynka :D Uwierzyłam. Zabrali ją obok, a ja mogłam patrzeć, jak ją oporządzają. Wzrok swój wbiłam w panią neonatolog oczekując złych wieści, jak prawdziwy psychol!! Zapytałam pielęgniarki czy zdrowa - zdrowa. Nie było moich łez, tylko dziwny stan,że nareszcie już po i że wykonałam zadanie. Za chwileczkę przystawili mi ją do twarzy owiniętą w pieluszkę i trzymali przez chwilę. Potem ją zabrali na resztę badań, gdzie po drodze wręczyli ją Arkowi, który mógł z nią w pokoiku sobie posiedzieć. Mnie po zszyciu przewieźli na salę pooperacyjną, przy moim łóżku podreptał Arek, a za chwilę przywieźli Anastazję.

Ja mam taki zryty charakter, skupiałam się na tym, co np. pomyśli pani doktor badająca moje dziecko, że wzrok mam wbity w nią, że nie patrzę na dziecko, tylko czekam na wieści od niej bez oznak radości, że mam takie suche pięty i wbijający się w kręgosłup anestezjolog może to widzieć itp, itd. Zawsze tak miałam, a to powoduje, że szczerze cieszyć się z różnych wydarzeń w moim życiu mogę dopiero w domu lub wśród najbliższych, bądź najlepiej - sama. Zabiera mi ten mój charakter całą spontaniczność, która u innych powoduje zupełnie inne emocje, gdzie ja w takich chwilach muszę zawsze mieć kontrolę nad otaczającym mnie światem, muszę twardo stąpać po ziemi, dbać o wszystkie szczegóły, że tak powiem, normalności. Zdaję sobie z tego sprawę, że to mnie w jakiś sposób ogranicza i męczy, ale ciężko mi to zmienić...I tak było w ciąży, ciągły stres, zresztą wiecie...

Kocham to moje dziecko ogromnie! Schrupałabym ją ze szczęścia, że ją mam! Nie żałuję decyzji o trzecim dziecku, ale widząc kobietę w ciąży cieszę się, że już mam ten stres za sobą.

Pani doktor po cięciu zapytała: I co Pani Lilu, będzie czwarte? O nie - odpowiedziałam :) Zresztą wiedziałam, że właśnie to chce usłyszeć, bo dzień przed cc mówiła, że trzecie cięcie już jest technicznie ciężkie do wykonania, że na dwóch się powinno zakończyć...

:) POZDRAWIAM :)
 
Lila dziękujemy za opis!
Z tymi piętami haha rozbawiłaś mnie bo ja z tego powodu w szpitalu śmigałam non stop w skarpetkach mimo ze było tak gorąco ze pot lał sie strumieniami. Aż się lekarze śmiali ze mnie :p ale powiedziałam im że ja lubię skarpetki :p
 
Kamejka ;) Moja siostra też mi mówiła, żebym w skarpetach do porodu poszła, jak mnie to tak nurtuje ( no nic mi na te pięty nie pomaga! Są idealne tylko moment po nasmarowaniu kremem :)), ale pomyślałam sobie właśnie, że dziwnie w taki upał w skarpetach hahaha, a widzę, że mogłam :D Buźka!
 
Do góry