reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Czy pomożesz Iwonie nadal być mamą? Zrób, co możesz! Tu nie ma czasu, tu trzeba działać. Zobacz
reklama

problem w małżeństwie. pomóżcie

Dołączył(a)
15 Grudzień 2009
Postów
6
[FONT=&quot]Witam. Jestem żoną od ponad roku. BARDZO KOCHAM SWOJEGO MĘŻA. On jest miłością mojego życia. Poznaliśmy się kiedy miałam 11 lat. To było jak grom z jasnego nieba. Nie było dnia, godziny żebym o nim nie myślała. Zawsze mieliśmy ze sobą kontakt. Na bieżąco wiedziałam co się dzieje w jego życiu i wzajemnie. Przez te lata on spotykal się z wieloma dziewczynami. Ja mialam jednego poważnego mężczyzne, bylam z nim ponad 4 lata. Przyszedł jednak czas ze musiałam zdecydować „który?” Wybór był oczywisty choć decyzja trudna do podjecia, przede wszystkim ze względu na to ze Były bardzo mnie kochał i traktowal jak księżniczke. nie chciałam go ranic, jednak miłość to miłość. takiej zycze każdemu. Spotykaliśmy się z moim ukochanym nie caly rok czasu po czym oświadczył mi się. Bylam najszcześliwsza osoba na ziemi. (przy oświadczynach pierwszy raz powiedział ze mnie kocha). po paru miesiącach wzięliśmy slub. niczego nam nie brakowalo i nadal nie brakuje w sensie materialnym. Mój mąż jest inteligentny, mądry, zaradny życiowo i do tego niesamowicie przystojny. Ja znam swoja wartość i mysle ze w niczym mu nie odbiegam. On jest spod znaku strzelca a ja byka. Jest niezwykle pewnym siebie człowiekiem, mogę nawet stwierdzic ze upartym jak cholera. Nie mamy dzieci. On by już chciał, ja rozwniez chciałabym mieć duza rodzine, lecz aktualnie koncze studia prawnicze i chciałabym kiedys pracowac w zawodzie, a być może orientujecie się ze czeka mnie jeszcze pare lat nauki. jakkolwiek nie wykluczam powiekszenia rodziny w najbliższym czasie. Jednak od dosc dawna, właściwie od początku małżeństwa klocimy się z nasileniem w ostatnim czasie. Mam za zle męzowi ze kiedy jesteśmy w towarzystwie innych ludzi jego uwaga skupia się na innych… kobietach. zachowuje się jakby był sam. Kiedy jesteśmy na dyskotece, weselu itp. on chce tanczyc z innymi kobietami, nie tyle zupełnie obcymi ale ze wszystkimi z grona znajomych. Potrafi zostawic mnie sama przy stoliku i pojsc wypic drinka z innymi. Kiedy jesteśmy na kreglach wypatruje dziewczyne siedzaca naprzeciwko i idzie grac wtedy kiedy ona, rozmawiając z nia w miedzy czasie. Ja widze w jego zachowaniu ze on chce tego i dlatego to robi. nie posadzam go o zdradę fizyczna. ale czuje się jakbym była zdradzana. ponadto mój maz nie może powstrzymac się od oglądania filmow pornograficznych. ostatnio przed snem chciałam się z nim kochac ale powiedział ze jest zmeczony. nastepnego dnia z rana wstal 15 min wczesniej ( o 5.45 !) niż ja – bo zwykle wstaje ze zrobic mu sniadanie- i masturbowal się przy filmie. kiedy weszłam do salonu stanęłam jak wryta pomimo ze wczesniej takie akcje tez mialy miejsce. Rozmawiałam z nim już tysiące razy, prosilam, tłumaczyłam ze mnie to rani, ze jest przykro, ze czuje się zdradzana, ze nie czuje ze jest ze mna. Jego zdanie jest takie ze nic się nie dzieje, ze ona taki jest i ze ja probuje go zmieniac, ustawiac. Ja już jestem przewrazliona na tym punkcie. Boje się wychodzic gdzies sama bo wiem co on będzie robil w domu, boje się isc na impreze bo wiem co on będzie robil. klocimy się już do tego stopnia ze dochodzi do rękoczynów, tyle ze wiadomo ze on jest silniejszy… był czas ze w klotni sięgał po alkohol ale na szczescie rodzice pomogli, zareagowali. wczoraj wrócił do domu z pracy tak zdenerwowany ze zaczal wykrzykiwac żebym „wypierdalala”, ze jeśli się nie zmienie to mnie zostawi. dzien wczesniej wróciłam z pogrzebu dziadka i jak weszłam do domu po dwóch nocach w pociągu i zobaczyłam puszki po piwie, niezjedzone jedzenie które mu szykowałam, i po tym jak się ze mna nie przywital, zdenerwowałam się. bylam po prostu nie w humorze caly dzien choc się z nim nie kłóciłam. wiem ze ja potrafie go sprowokowc, jestem juz bardzo znerwicowana. wiem ze czasami wybucham, może nie ma az takich wielkich problemów. wiem ze ludzi dotykaja ogromne tragedie. ale ja nie mogę sobie z tym poradzic. nie czuje się szanowana, kochana. nie mogę tego znieść bo cale moje zycie jest podporządkowane pod niego, śniadanka, obiady kolacje, sprzątanie ( to sa moje obowiązki), on pracuje. zarzuca mi ze tak ciezko haruje żeby nam się dobrze wiodlo a ja tego nie doceniam i tylko wymyślam nowe problemy. aha ale mój maz czasami mowi ze mnie kocha- choc nie sam z siebie i rzadko- ale już się nie „czepiam”. nie wiem co robic. czy ja za duzo wymagam?, naprawde się czepiam?. potrzebuje obiektywnej oceny.pomóżcie.[/FONT]
 
reklama
Hmm.... Moj mąż też mi rzadko mówi że mnie kocha, zazwyczaj jest to odpowiedź "ja ciebie też". Większa część facetów tak ma, więc tym się nie masz co przejmować.
Myślę że Twój facet taki po prostu jest że mussi "adorować" kobiety, dodaje tym sobie pewności siebie i poczucia własnej wartości, zwykle nie mając na myśli zdrady i nie zamierzając posunąć się dalej. Tacy są Włosi, Hiszpanie, wiadomo że nie wszyscy, ale są. Widocznie trafił się taki i w Polsce.
Niby go usprawiedliwiam, ale rozumiem że takie zachowanie Cię rani, mnie by też było przykro i nieprzyjemnie. Tak samo jak to że on nie widzi i nie docenia Twoich wysiłków w sprawach domowych. Po co miał sprzątać puszki po piwie skoro Ty przyjedziesz i zrobisz to za niego? Rozpieściłaś go moja droga!
No i tu masz wyjaśnienie Twoich problemów:
[FONT=&quot] "cale moje zycie jest podporządkowane pod niego,[/FONT]"
Wiem że to zdanie wyjęte z kontekstu, ale właśnie o to chodzi. Taki wniosek wysnuwam z Twojego opowiadania. Moja rada: Pomyśl więcej o sobie! Wychodź na imprezy, spotykaj się ze znajomymi, płci męskiej również i to bez niego! Chodź do kosmetyczki, fryzjera, może jakaś zmiana na głowie? Wszystko co może poprawić Ci nastrój.
A najlepiej by Ci zrobiła praca. Nie wiem jak to jest w środowisku adwokackim, (pewnie czeka Cię jakaś nauka praktyczna, może uczestniczenie w prawdziwych rozprawach, nie wiem. ) Bardzo dobrze, wychodź z domu, spotykaj ludzi, miej swoje życie, prywatne, i zawodowe, miej!
Jeśli to nadal nie pomoże, skontaktuj się z psychologiem, bo problem może jakiś istotnie być i go po prostu nie wyłowiłam.

Aha, co do masturbacji i filmów erotycznych: tym się nie masz co przejmować! Dla nas kobiet seks jest wyrazem uczucia, wspólnotą, największe znaczenie ma dla nas sfera psychiczna. Mężczyźni mają odwrotnie - dla nich seks to głównie fizjologia. Tak jest zbudowany ich mózg i ich "drugi mózg" między nogami, im wystarczy stymulacja członka żeby mieć orgazm. Często są zmęczeni naprawdę i wtedy na pieszczoty, grę wstępną i dogadzanie partnerce po prostu nie mają ochoty. Wtedy wyładowują się sami, nieraz przy pomocy filmów. Wtedy to jest tzw. szybki numerek, czysta fizjologia. To normalne, byle nie zastąpiło seksu na dobre.
Życzę Ci pozytywnego myślenia i żeby wszystko się ułożyło jak najlepiej!
 
Ostatnia edycja:
Wydaje mi sie, ze odpowiedz dobrze znasz tylko bardzo sie boisz do niej przyznac. Na sile szukasz winy u siebie. Wiadomo, w takich sytuacjach kazdy ma cos na sumieniu. Jednak rzadko jest reakcja bez powodu. Z tego co piszesz wyglada na to, ze jestes bardzo zdominowana przez meza. Tak jak sama napisalas: Twoje zycie jest podporzadkowane jego zyciu. Zycie RAZEM to pogodzenie dwoch osobnych zyc a nie zdominowanie jednego przez drugie. Tak sie nie da na dluzsza mete. Trzeba umiec spojrzec prawdzie w oczy i zrobic podsumowanie. Sama miloscia nie da sie zyc. Musisz miec swoje zycie. Musisz zadbac sama o swoje szczescie, bo nikt o nie nie zadba! Jak sobie poscielesz - tak sie wyspisz. Proste. Trzeba umiec podejmowac wlasciwe decyzje, nawet te trudne i czasem bolesne.
Malzenstwo to nie tylko milosc, ale i szacunek, zrozumienie, wspolpraca, partnerstwo itd. Jesli nie ma tych cech w zwiazku to ma on marne szanse na przezycie. Chyba ze kosztem jednego z partnerow, ktory poswieci dla drugiego swoje szczescie.
Piszesz, ze nie wykluczasz powiekszenia rodziny. Jakiej rodziny?! Do jakiej "rodziny" chcesz wniesc nowe zycie? Dziecko to bardzo powazna decyzja, ktora powinno sie podejmowac swiadomie. Dziecko musi miec stabilny dom, spokoj, baze, ktorej u Was nie ma. Jesli myslisz, ze dziecko cos zmieni w Waszym zyciu to bardzo sie mylisz. Najczesciej pojawienie sie dziecka to ciezka proba dla zwiazku - nawet najlepszego! Opieka nad dzieckiem wymaga prawdziwej wspolpracy, wyrozumienia, cierpliwosci, partnerstwa - tego u Was nie ma.
Jestes mloda i masz wszelkie mozliwosci na ulozenie sobie zycia, szczesliwego zycia. Wiec nie trac czasu tylko zastanow sie powaznie i rozsadnie nad Waszym zwiazkiem. Bez zludzen, na zimno. Im wczesniej to zrobisz, tym lepiej. A o dziecku na razie nie mysl.
Pozdrawiam i trzymam kciuki
 
usłyszec pierwsze kocham przy zaręczynach zastanawiające :sorry:

problemy z alkoholem bardzo powazny problem zakładam że powróci :sorry: obym sie myliła

kłótnie zawsze były są i będą w małżeństwach ale rękoczyny i słowa jakie padają to jest znak że powinno zaświecic ci się w głowie światełko i STOP !

szacunek moja droga to jest to co cementuje i nie tylko ty on on ty ale szacunek do samej siebie !
uważasz że zasługiwałas na to żeby usłyszeć wypierdalaj? może trzeba było się spakować i wyjść (czasem taka rozłąka to na faceta jedyny sposób żeby się przekonał co traci )

powiedział że jak sie nie zmienisz to cie zostawi a zapytałaś co masz zmienic co jemu nie pasuje ?
żeby zaradzać problemom trzeba ze sobą rozmawiać

Pozdrawiam
 
dziekuje za dotychczasowe odpowiedzi. co do wypowiedzi muszelki05 to oczywiscie- nie zamierzam decydowac sie na dziecko jezeli w zwiazki jest taka sytuacja. w 100 % zgadzam sie ze jest to decyzja ktora nalezy podjac w pelni swiadomie i odpowiedzialnie. przytaczajac moje i meza zapatrywania na te kwestie mialam na mysli to ze oboje powaznie myslimy o naszym malzenstwie lecz jestesmy troche zagubieni. ponadto mowicie ze mam sie skupic na wlasnym zyciu, ze za bardzo podporzadkowuje sie pod meza. pragne zauwazyc ze jestem jeszcze studentka, nie mam mozliwosci isc do pracy pozniewaz szkola mnie za bardzo absorbuje szczegolnie teraz na ostatnim roku. zatem jest to dla mnie oczywiste i uwazam ze tak powinno byc ze skoro spedzam jednak wiecej czasu w domu niz moj mąz, to wykonuje obowiazki domowe. inna kwestia jest to ze doceniam ze maz ciezko pracuje i nie chce obciazac go rzeczami ktore w zasadzie moge robic. oczywiscie nie moge powiedziec ze nie mam "swojego zycia". spotykam sie kolezankami kiedy mam chwile, ide na zakupy, do fryzjera czy cokolwiek. jednak zawsze to maz jest dla mnie najwazniejszy, ale przeciez to nic zlego. on nie wychodzi sam nawet z kolegami na piwo, nie szweda sie wieczorami, wraca po pracy domu. nie mam powodu zeby sie od tego odcinac bo jest dobrze pod tym wzgledem. dogadalismy sie.
 
natomiast co do wypowiedzi Basi.J : szacunek jest dla mnie bardzo wazny, tyle ze moj maz rozwniez tak mowi. on postrzega to na swoj sposob. wiecie, jak jest wszystko ok- nie ma klotni, to jestesmy naprawde zgodnym malzenstwem. potrafimy sie dogadac, jedno drugiemu pojsc na kompromis. problem pojawia sie gdy dochodzi do klotni. wlasciwie moj maz rzadko ja wywoluje bo ( tak mysle) nie ma powodow zeby to robic. natomiast ja robie to czesto, czesto sie denerwuje i wtedy najpierw probuje tlumaczyc, on sie zaczyna denerwowac ze znowu cos mi nie pasuje i sie zaczyna. a jak juz sie zacznie to i on i ja mowimy sobie bardzo rozne slowa. nie pisze nawet co sie moze zdarzyc dalej. zawsze bylam raczej spokojna osoba, trudno bylo mnie wyprowadzic z rownowagi, ale ostatnio zauwazam ze denerwuje sie o byle co, poniewaz wszystko kojarzy mi sie z jednym- z tym ze moj maz wszedzie widzi inne kobiety zamiast dostrzegac swoja zone. i cholera to nie jest zazdrosc, to jest moj bol ze nie czuje szacunku.
 
rozmawiamy ze soba, ja wiem ze rozmowa to podstawa. on tez to wie. jednak ciezko nam znalezc rozwiazanie bo ani ja ani on nie ustapi. ja nie ustapie w tej kwestii dlatego ze uwazam ze nalezy mi sie szacunek. on nie ustapi bo wtedy wyjdzie ze nie ma swojego zdania, bo ja go "zmienie", na sile cos wymusze. on nie rozumie ze jak sie kocha to nie postrzega sie tego ze nalezy sie zmieniac ,tylko sie chce to zrobic ze wzgledu na szczescie drugiej osoby. nie wiem jak do niego dotrzec. dlaczego sie nie wynioslam jak mi powiedzial"wypierdalaj"? bo nie mam odwagi. kocham go i caly czas mam nadzieje ze bedzie ok. uwazam ze moge tego robic, bo slubowalam ze go nie opuszcze i to ze tak powiedzial nie jest powodem zeby opuszczac.
 
dogadaliście sie w wielu kwestiach spróbujcie równiez w tej
powiedź mu jestem zazdrosna , chciałabym żebyś w mojej obecności nie flirtował z innimi kobietami bo wtedy czuję się okropnie bardzo nie komfortowo i nie wiem co mam ze soba zrobić
albo jeśli jesteś pewna że to jest poprostu taki charakter człowieka i nie potrafi tego zmienić nawet dla ciebie to chyba trzeba się z tym pogodzić i brac to śmiechem i żartem

bo nawet taka z pozoru błaha rzecz może być rówież gwoździem do ...
 
reklama
na pewno bede probowac z nim rozmawiac. emocje juz powoli odchodza. ale jesli z tego nic nie wyjdzie to watpie zebym potrafila to zaakceptowac...
 
Do góry