G
guest-1714079215
Gość
Czy slyszałyście o tej książce, napisanej przez Panią Justynę Dąbrowską?
Nie, nie złapałam się chałupniczej pracy i marketingu szeptanego, spokojnie. Miałam dzisiaj niepotrzebnie nerwową rozmowę z zaprzysięgłą zwolenniczką kp i później zaczęłam się zastanawiać. Co mnie to w ogóle obchodzi? Ile ja jeszcze będę przeżywać jak ktoś karmi czy rodzi? I jak mogę sobie pomóc, bo chwilowo nie mogę skorzystać ze wsparcia psychologa. Przypomniało mi się, że gdzieś widziałam reklamę wydawnictwa i komentarze jakichś babek, że im ta książka pomogła uporać się z traumą po porodzie, ale nie tylko. Włączyłam audiobooka i wsiąkłam. Jedna z historii w ogóle jest prawie jak moja, różni się płeć lekarza i rodzaj znieczulenia, poza tym identyczna. Słucham i cały czas gadam do siebie, jakby do tych dziewczyn, jakbym im odpowiadała, że ja też tak miałam.
Ciągle powtarzają się zwroty "myślałam, że tak musi być", "nikt mnie o nic nie zapytał, nic nie powiedział", "chciałam tylko odrobiny wsparcia", "nie mogłam sie doprosić, żeby...", a przede wszystkim "dlaczego tak musiało być?". Z jednej strony to rozdrapuje rany, które myślałam, że zagoiłam, a z drugiej przez to rozdrapanie i słuchanie wyznań innych kobiet daje poczucie, że jestem weteranką wspólnej wojny - o urodzenie dziecka.
Jestem nawet nie w połowie, za mną dopiero kilkanaście historii o tych złych porodach (są też i piękne), ale pomyślałam, że poruszę tutaj ten temat. Niech dla odmiany wpadnie tu coś pożytecznego
Nie, nie złapałam się chałupniczej pracy i marketingu szeptanego, spokojnie. Miałam dzisiaj niepotrzebnie nerwową rozmowę z zaprzysięgłą zwolenniczką kp i później zaczęłam się zastanawiać. Co mnie to w ogóle obchodzi? Ile ja jeszcze będę przeżywać jak ktoś karmi czy rodzi? I jak mogę sobie pomóc, bo chwilowo nie mogę skorzystać ze wsparcia psychologa. Przypomniało mi się, że gdzieś widziałam reklamę wydawnictwa i komentarze jakichś babek, że im ta książka pomogła uporać się z traumą po porodzie, ale nie tylko. Włączyłam audiobooka i wsiąkłam. Jedna z historii w ogóle jest prawie jak moja, różni się płeć lekarza i rodzaj znieczulenia, poza tym identyczna. Słucham i cały czas gadam do siebie, jakby do tych dziewczyn, jakbym im odpowiadała, że ja też tak miałam.
Ciągle powtarzają się zwroty "myślałam, że tak musi być", "nikt mnie o nic nie zapytał, nic nie powiedział", "chciałam tylko odrobiny wsparcia", "nie mogłam sie doprosić, żeby...", a przede wszystkim "dlaczego tak musiało być?". Z jednej strony to rozdrapuje rany, które myślałam, że zagoiłam, a z drugiej przez to rozdrapanie i słuchanie wyznań innych kobiet daje poczucie, że jestem weteranką wspólnej wojny - o urodzenie dziecka.
Jestem nawet nie w połowie, za mną dopiero kilkanaście historii o tych złych porodach (są też i piękne), ale pomyślałam, że poruszę tutaj ten temat. Niech dla odmiany wpadnie tu coś pożytecznego