Co myślicie o takim przeprowadzeniu przywitania się mamy,która wróciła ze szpitala po porodzie ze starszą (10-letnią) córeczką (fragm. książki dla dzieci: M. Jaworczakowa - ,,Oto jest Kasia")??
,,Jakie dziś wszystko wesołe!Kasia z tej radości pożyczyła nawet Antolce na rysunkach swój zielony ołówek.
Teraz wracała do domu, a tak się spieszyła, że aż się zadyszała. Z całej siły nacisnęła dzwonek, żeby mama od razu odgadła, że to nie kto inny, tylko Kasia idzie.
- Zaraz, zaraz! - rozległ się głos tatusia za drzwiami.
Skąd się wziął tatuś w domu o tej porze? Przecież zwykle jest jeszcze w pracy.
'- Chodź, Kasiu, chodź! - wołał otwierając drzwi. - Chodź, przywitaj się z mamusią.
- Gdzie? - zdziwiła się Kasia, bo mama wcale nie wyszła do przedpokoju.
Natomiast po chwili dał się słyszeć jej głos z pokoju rodziców.
- Zygmunt, niech Kasia zdejmie płaszczyk i umyje ręce, zanim tu przyjdzie.
- Dobrze, dobrze, zaraz jej dopilnuję - obiecał tatuś odwracając się w stronę drzwi, zza których rozlegał się głos mamy.
Chciał wziąć Kasię za rękę, ale dziewczynka wyrwała mu ją gwałtownie.
- Ja nie chcę! Ja chcę do mamy...
Co się zrobiło z tą całą ogromną radością, która jeszcze przed chwilą aż śpiewała w Kasi? Gdzieś się zapodziała, gdzieś znikła. Zamiast niej zjawił się ni stąd, ni z owad jakiś niepokój. Bo dlaczego jej mama nie wita? Dlaczego gdzieś się chowa? Dlaczego tak od razu o tych rękach...
Kasia ledwie ochlapała wodą dłonie, ale tatuś stał nad nią.
- Nie, Kasiu, porządnie umyj łapki. Dwa razy mydłem, o tak...
Wreszcie:
- Chodź, teraz możesz wejść do mamy.
Nareszcie! Kasia z całym rozpędem wpadła do pokoju rodziców. Wpadła i zatrzymała się w progu*jak wryta: mama jest, wróciła - to prawda, ale nie krząta się, nie chodzi, nie siedzi nawet z książką: leży! Leży w łóżku i wyciąga rękę do Kasi.
- Córeczko moja!
Kasia tak strasznie chciała w tej chwili przypaść do mamy, znaleźć się w jej ramionach, jednym tchem opowiedzieć, jak to źle było bez niej, otrzymać zapewnienie, że już nigdy, nigdy więcej nie rozstaną się z sobą. Tak bardzo chciała tego wszystkiego i... nie ruszyła się z miejsca. Nawet nie zrobiła jednego kroku naprzód, tylko stała i patrzyła, i powoli zaczynała rozumieć, że mimo powrotu mamy jest jednak w domu inaczej niż zwykle, niż dawniej. Tylko nie wfedziała jeszcze, co to się takieg<5 zmieniło?
I nagle... nagle pojęła: w domu znajduje się ctiś nowego, najzupełniej nowego, czego jeszcze nigdy przedtem nie było. Tym czymś jest malutki biały' tłumoczek leżący obok mamy, z którego dochodzi słaby pisk, podobny do miauczenia przestraszonego kotka.
- Córeczko moja! - powtórzyła mama. - Chodź tu do mnie, przywitaj się i zobacz, kogo wam przywiozłam.
Mama patrzyła na Kasię i jednocześnie czułym ruchem przygarniała do siebie popiskujący tłumoczek.
Kasia bardzo powoli podchodziła do mamy, a nogi miała sztywne, jakby z patyków."
Czy może, czy powinno tak własnie wyglądać przywitanie starszaka, ze mama leży wygodnie pod kołderką, nie wstaje na widok wbiegającej córeczki tylko każe jej podejść do siebie, blisko łózka ???
,,Jakie dziś wszystko wesołe!Kasia z tej radości pożyczyła nawet Antolce na rysunkach swój zielony ołówek.
Teraz wracała do domu, a tak się spieszyła, że aż się zadyszała. Z całej siły nacisnęła dzwonek, żeby mama od razu odgadła, że to nie kto inny, tylko Kasia idzie.
- Zaraz, zaraz! - rozległ się głos tatusia za drzwiami.
Skąd się wziął tatuś w domu o tej porze? Przecież zwykle jest jeszcze w pracy.
'- Chodź, Kasiu, chodź! - wołał otwierając drzwi. - Chodź, przywitaj się z mamusią.
- Gdzie? - zdziwiła się Kasia, bo mama wcale nie wyszła do przedpokoju.
Natomiast po chwili dał się słyszeć jej głos z pokoju rodziców.
- Zygmunt, niech Kasia zdejmie płaszczyk i umyje ręce, zanim tu przyjdzie.
- Dobrze, dobrze, zaraz jej dopilnuję - obiecał tatuś odwracając się w stronę drzwi, zza których rozlegał się głos mamy.
Chciał wziąć Kasię za rękę, ale dziewczynka wyrwała mu ją gwałtownie.
- Ja nie chcę! Ja chcę do mamy...
Co się zrobiło z tą całą ogromną radością, która jeszcze przed chwilą aż śpiewała w Kasi? Gdzieś się zapodziała, gdzieś znikła. Zamiast niej zjawił się ni stąd, ni z owad jakiś niepokój. Bo dlaczego jej mama nie wita? Dlaczego gdzieś się chowa? Dlaczego tak od razu o tych rękach...
Kasia ledwie ochlapała wodą dłonie, ale tatuś stał nad nią.
- Nie, Kasiu, porządnie umyj łapki. Dwa razy mydłem, o tak...
Wreszcie:
- Chodź, teraz możesz wejść do mamy.
Nareszcie! Kasia z całym rozpędem wpadła do pokoju rodziców. Wpadła i zatrzymała się w progu*jak wryta: mama jest, wróciła - to prawda, ale nie krząta się, nie chodzi, nie siedzi nawet z książką: leży! Leży w łóżku i wyciąga rękę do Kasi.
- Córeczko moja!
Kasia tak strasznie chciała w tej chwili przypaść do mamy, znaleźć się w jej ramionach, jednym tchem opowiedzieć, jak to źle było bez niej, otrzymać zapewnienie, że już nigdy, nigdy więcej nie rozstaną się z sobą. Tak bardzo chciała tego wszystkiego i... nie ruszyła się z miejsca. Nawet nie zrobiła jednego kroku naprzód, tylko stała i patrzyła, i powoli zaczynała rozumieć, że mimo powrotu mamy jest jednak w domu inaczej niż zwykle, niż dawniej. Tylko nie wfedziała jeszcze, co to się takieg<5 zmieniło?
I nagle... nagle pojęła: w domu znajduje się ctiś nowego, najzupełniej nowego, czego jeszcze nigdy przedtem nie było. Tym czymś jest malutki biały' tłumoczek leżący obok mamy, z którego dochodzi słaby pisk, podobny do miauczenia przestraszonego kotka.
- Córeczko moja! - powtórzyła mama. - Chodź tu do mnie, przywitaj się i zobacz, kogo wam przywiozłam.
Mama patrzyła na Kasię i jednocześnie czułym ruchem przygarniała do siebie popiskujący tłumoczek.
Kasia bardzo powoli podchodziła do mamy, a nogi miała sztywne, jakby z patyków."
Czy może, czy powinno tak własnie wyglądać przywitanie starszaka, ze mama leży wygodnie pod kołderką, nie wstaje na widok wbiegającej córeczki tylko każe jej podejść do siebie, blisko łózka ???