To Ty nawet nie wiesz jaki ja dzień miałam dziś... Wpierw wstaliśmy wcześniej bo znajomy przywiózł nam wózek i wanienkę. I jeszcze zanim przyjechał, jak się ubierałam hafcik stanął mi w gardle i pukał do furtki wyjściowej, więc praktycznie nie mogłam żadnego ruchu wykonać, chyba że do miski bądź porcelany w celu oddania treści żołądkowej. Więc zdążyłam sięgnąć tylko po miskę i puścić pierwszą salwę.
Poszliśmy po wózek to teść poszedł po zakupy na obiad, który miałam zrobić. Napisałam co kupić miał i oczywiście nie kupił kalafiora, potem przyszedł się pluć, że się "straszne pieniądze" na jedzenie wydaje. Już nie chciałam swojemu mówić, by ojcu przekazał, że zanim trafił do szpitala wydawał na jedzenie piwo i słodycze 3 razy tyle co teraz... ręce idzie załamać...uparty jak osioł bo głuchoniemy...niedoczekanie jego....
Jeszcze się ze swoim pokłóciłam bo kupił spleśniały kalafior i jak się wydarłam na niego żeby poszedł oddać i zabrać pieniądze, to on nie bo nie ma sensu i poszedł kupić inny...kolejna załamka rąk.
Ten poszedł do pracy, teść mnie wkurwiał, głowa napierdalała, potem to dziwne kichnięcie....ehh...już mam ochotę na drugiego hafta....