Ula dlatego podziwiam , że np. Ala Agrafki tak dzielnie ten szpital zniosła. Tam kłucie na porządku dziennym :/
Martolinka trzymam kciuki żeby było ok!!
W szpitalu dzieci się przyzwyczajają do zabiegów. Alusia na pobieraniu w przychodni i potem na przyjeciu do szpitala płakała strasznie, dziekowalam Bogu, ze karmię piersią bo mogłąm ją tak uspokoić chociaż troszeczkę. Na pierwszym usg też płakala strasznie, na drugim już wcale. Przy zmianie wenflonu też ze 2 razy nie płakała (miala zmieniany 4 razy), ale wtedy akurat trafiły się naprawdę rewelacyjne pielęgniarki.
A jeśli chodzi o mocz to jest to rzeczywiscie masakra. W domu do badania ogólnego pobrałam do kubeczka bez problemu. Potem w szpitalu do woreczka też luz. Ale na posiew - masakra. To trzeba złapać w pojemniczek, który sie tylko na chwilę otwoera i zaraz zamyka. Do tego dziecko musi mieć zdezynfekowane okolic cewki piekącym płynem. Na przyjeciu do szpitala czekała ma tez siuśki ze 2 godziny, w końcu jakoś się udało stojąc pod kranem i pielęgnierka jej wymasowała (a własciwie wycisnęła) pęcherz.
A kontrolny posiew.. eh... czekałyśmy na siuśki od 8.30 do 17.30. Ala się zablokowała, popuszczala po kropelce, z 5 pielęgniarkami na zmianę próbowałyśmy bawić się z nią pod kranem i robić cuda. nie zsikała się nawet podczas pobierania krwi ani USG. Dopiero o tej 17.30 po masażu pęcherza jak trzymałam ją po kolanka nad podłogą - nie wytrzymała. Byłam wykończona i chcialo mi się płakać razem z nią.
Ale jeśli dziecko musi mieć zrobionych wiele badań to chyba lepiej nawet iść do szpitala bo właśnie po kilku dniach się przyzwyczaja do pielęgnairek itd. Jak byłyśmy to przyjęto dziewczynkę 15 m-cy z torbielowatością nerek genetyczną i trzymali ją 3 dni, zeby spokojnie pomierzyć jej ciśnienie.
EDIT:
A jeszcze generalnie mowiąc o szpitalach, to bardzo ważne jest jakie są pielęgniarki. Ja byłam w szpitalu bielańskim w warszawie i naprawdę były super. Miłe, spokojne, z podejściem do dzieci. I tak samo lekarze - byłam bardzo pozytywnie zaskoczona. Kupiłam im na pożegnanie bukiet kwiatów i czekoladki bo na prawdę dzięki nim ten pobyt nie był taki straszny dla Alutki.