Z mężem wychowaliśmy się w katolickich rodzinach - mąż do tego stopnia, że jak ktoś z dawnych lat spotka teściową, to się pyta, na której parafii teraz działa

ale to on i moi rodzice nie mieli właśnie problemu z in vitro - miałam za to ja (do kościoła, w przeciwieństwie do męża, chodzę rzadko) i teściowa (klasyczny przypadek nadgorliwej katoliczki), już raczej nie naprawdę z nią relacji.
Kościół nie jest przeciwny in vitro. Kościół jest przeciwny zostawianiu/niszczeniu zarodków.
Ustaliliśmy z mężem, że odbieramy wszystkie jeśli chcemy mieć czyste sumienia. O PGD nie rozmawialiśmy, bo nie było nas stać. Ale jeśli mielibyśmy kilka niepowodzeń na koncie, to pewnie byśmy się zdecydowali.
Mieliśmy pięć zarodków, za niedługą chwilę urodzą się dwa.
Zostały trzy, ja już po trzydziestce, co tu dużo mówić - jesteśmy przerażeni