reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Czy pomożesz Iwonie nadal być mamą? Zrób, co możesz! Tu nie ma czasu, tu trzeba działać. Zobacz
reklama

Szczepienia na COVID a ciąża !

Nie wiem, jaki zawód wykonujesz. Ale chyba nigdy nie byłaś w pracy zmęczona, przepracowana czy wypalona.
Nie rozumiem jak można napisać, że ktoś NIE ZASŁUGUJE na swoje wynagrodzenie. Zwłaszcza, że ktokolwiek nie zasługuje za tak odpowiedzialna i wymagająca pracę na wynagrodzenie niższe od kelnerki.
To teraz i ja musze się wypowiedzieć w kwestii wynagrodzenia. Trafiłam do szpitala z plamieniem i slinym bólem jajnika we wcześniej ciąży. Nie było jeszcze covid (rok 2019). Zostałam przyjęta na oddział. Leżałam na sali z 4 dziewczynami. Dwie do wywołania porodu, 1 z infekcja dróg moczowych i 1 z bólami brzucha w 16tc. Zrobiono mi usg, jest słabo widoczny zarodek bez echa serca. Może młodsza ciąża. Pierwszego dnia na obchodzie, lekarz dyżurujący bierze moja kartę i przy całym personelu (pielęgniarki i stażystki) i dziewczynach z sali zaczyna komentować, o proszę, niedługo zaczną nam się zgłaszać z objawami poronienia zanim w ciążę zajdą. Drugiego dnia, ten sam lekarz bierze moja kartę, patrzy i mówi, wątpię, że ta ciąża będzie wśród żywych ale poczekajmy. Dostaje silnych skurczy, mloda pani doktor robi usg, jest serduszko ale słabo bije. W nocy zaczynam ronić. Zwijam się z bólu, przemiła pielęgniarka głaszczenoe po ramieniu i mówi, że nie może mi już więcej leków dać na ból. Leżę tak około 4 godzin prosząc Boga, żeby to się już skończyło. W tym czasie słucham ktg koleżanki łóżko obok. Rano na obchodzie, ordynator pyta jak się czuje. Proszę o usg, Mówię, że w nocy coś się wydarzyło, że wiem, że poronilam, że lecą że mnie skrzepy. Kwituje to słowami, ja tutaj jestem lekarzem czy pani? Każe pokazać wkładkę z bielizny. Przy wszystkich!!!!!!!! Bierze mnie na fotel do gabinetu i bada ręcznie. Szyjka rozpulchnione, wszystko w porządku. Ja jestem strzępkiem nerwow. Wiem, że takie bóle nie były niczym dobrym. Leżę i płaczę. Podnoszę się i idę do przełożonej pielęgniarek, mowie, ze proszę o usg, bo co sjest nie tak a ona na cały korytarz zaczyna wrzeszczeć, że lekarz mnie zbadał wzdłuż i wszerz i zaraz poronię od tego łażenia i to będzie emoja wina. Leżę cały dzień, wstając do łazienki i patrząc na wszystko co ze mnie leci. Następuje zmiana pielęgniarek. Przychodzi nowy lekarz dyżurujący. Na wieczornym obchodzie nie mogę mówić od płaczu, próbuje wyjaśnić, pomagają mi dziewczyny z sali. Mówi, że od razu na usg. Robi usg i padają słowa, bardoz mi przykro, brak bicia serca. Proszę pozostać na czczo, rano wykonają powtórkowe usg. Dzwonię do męża jest godzina 20. Dokąd mamy pójść? Sale obok są puste, wszystkie leżymy w jednej. Na korytarzu znajduje się biurko recepcji pielęgniarek. Spędziłam z mężem półtorej godziny siedząc w samochodzie na parkingu szpitalnym. Rano na obchodzie, ordynator bierze moja kartę, czyta i mówi, u pani wszystko dobrze, dziś wypis. Jak się pani czuje? Ja zaczynam płakać, mówię, że serduszko nie bije a on idzie do następego łóżka już. Pielęgniarka go rusza i mówi, zebrał bicia. Wraca do mnie, bierze kartę i mówi, o faktycznie, nie doczytałem. Proszę przygotować do zabiegu łyżeczkowania. I tu odzywam się zapłakana ja. Pytam, panie doktorze, czy jest szansa, że oczyszczę się samoistnie, to wczesa ciąża. Zaczyna na mnie wrzeszczeć, że wypis na własne żądanie bo odmawiam zabiegu, że dostanę sepsy i umrę a on nie weźmie za to odpowiedzialności. Każe da mi papiery do podpisania, że odmawiam i wychodzę na żądanie. Idę do pielęgniarki i mówię, że miałam mieć ponowne usg. Ona mówi, że ordynator nie zlecił. Idę do ordynatora i stanowczo domagam się usg. Zleca wykonanie młodej pani doktor w stracie specjalizacji. Ona mówi, że zarodka już nawet nie widać na usg, więc jest w drogach rodnych i następuje poronienie samoistne. Pytam czy to prawda, że dostanę sepsy, ona wyjaśnia mi, żebym się nie martwiła, że powinnam krwawić koło tygodnia-10 dni. Jeśli przestanę krwawić a po kilku dniach pojawi się znów krew to znaczy, że nie oczyściłam się do końca i tzreba zrobić łyżeczkowanie. Jeśli jednak będzie ok, to mam się zgłosić po 3 tygodniach do kontroli. Wychodzę że szpitala.

Wiesz co, nie mogę czytać o tym, że ktoś mógł się wypalić w pracy albo być zmęczonym. Jak się wypaliłaś to poszukaj innego zajęcia, mniej odpowiedzialnego niż ludzkie życie. Idź do fabryki skręcać śrubki. Tam możesz być zmęczona i wypalona. Uważasz, że to co mnie spotkało to wypalenie zawodowe lekarzy? To ich brak empatii? Oni, razem z ordynatorem na czele powinni zostać pozbawieni nie tylko wynagrodzenia ale i prawa wykonywania zawodu (ordynator pewnie zostanie pozbawiony bo toczy się właśnie postępowanie o picie alkoholu w pracy). Masz świadomość, że ktoś niezbyt silny psychicznie po takich przeżyciach mógłby załamać się i wpaść w depresję? Więc nie pieprz o wypaleniu zawodowym bo decydując się na służbę zdrowia, trzeba mieć świadomość tego, że oddaje się kawałek swojego życia innym!!!
 
reklama
Strasznie mi przykro, że przeszłaś coś takiego i jednocześnie tak bardzo Cię rozumiem [emoji3064][emoji3064][emoji3064]
Ukochuję z całych sił i wierzę, że kiedyś t9 wszystko będzie wynagrodzone[emoji3590][emoji174]
To teraz i ja musze się wypowiedzieć w kwestii wynagrodzenia. Trafiłam do szpitala z plamieniem i slinym bólem jajnika we wcześniej ciąży. Nie było jeszcze covid (rok 2019). Zostałam przyjęta na oddział. Leżałam na sali z 4 dziewczynami. Dwie do wywołania porodu, 1 z infekcja dróg moczowych i 1 z bólami brzucha w 16tc. Zrobiono mi usg, jest słabo widoczny zarodek bez echa serca. Może młodsza ciąża. Pierwszego dnia na obchodzie, lekarz dyżurujący bierze moja kartę i przy całym personelu (pielęgniarki i stażystki) i dziewczynach z sali zaczyna komentować, o proszę, niedługo zaczną nam się zgłaszać z objawami poronienia zanim w ciążę zajdą. Drugiego dnia, ten sam lekarz bierze moja kartę, patrzy i mówi, wątpię, że ta ciąża będzie wśród żywych ale poczekajmy. Dostaje silnych skurczy, mloda pani doktor robi usg, jest serduszko ale słabo bije. W nocy zaczynam ronić. Zwijam się z bólu, przemiła pielęgniarka głaszczenoe po ramieniu i mówi, że nie może mi już więcej leków dać na ból. Leżę tak około 4 godzin prosząc Boga, żeby to się już skończyło. W tym czasie słucham ktg koleżanki łóżko obok. Rano na obchodzie, ordynator pyta jak się czuje. Proszę o usg, Mówię, że w nocy coś się wydarzyło, że wiem, że poronilam, że lecą że mnie skrzepy. Kwituje to słowami, ja tutaj jestem lekarzem czy pani? Każe pokazać wkładkę z bielizny. Przy wszystkich!!!!!!!! Bierze mnie na fotel do gabinetu i bada ręcznie. Szyjka rozpulchnione, wszystko w porządku. Ja jestem strzępkiem nerwow. Wiem, że takie bóle nie były niczym dobrym. Leżę i płaczę. Podnoszę się i idę do przełożonej pielęgniarek, mowie, ze proszę o usg, bo co sjest nie tak a ona na cały korytarz zaczyna wrzeszczeć, że lekarz mnie zbadał wzdłuż i wszerz i zaraz poronię od tego łażenia i to będzie emoja wina. Leżę cały dzień, wstając do łazienki i patrząc na wszystko co ze mnie leci. Następuje zmiana pielęgniarek. Przychodzi nowy lekarz dyżurujący. Na wieczornym obchodzie nie mogę mówić od płaczu, próbuje wyjaśnić, pomagają mi dziewczyny z sali. Mówi, że od razu na usg. Robi usg i padają słowa, bardoz mi przykro, brak bicia serca. Proszę pozostać na czczo, rano wykonają powtórkowe usg. Dzwonię do męża jest godzina 20. Dokąd mamy pójść? Sale obok są puste, wszystkie leżymy w jednej. Na korytarzu znajduje się biurko recepcji pielęgniarek. Spędziłam z mężem półtorej godziny siedząc w samochodzie na parkingu szpitalnym. Rano na obchodzie, ordynator bierze moja kartę, czyta i mówi, u pani wszystko dobrze, dziś wypis. Jak się pani czuje? Ja zaczynam płakać, mówię, że serduszko nie bije a on idzie do następego łóżka już. Pielęgniarka go rusza i mówi, zebrał bicia. Wraca do mnie, bierze kartę i mówi, o faktycznie, nie doczytałem. Proszę przygotować do zabiegu łyżeczkowania. I tu odzywam się zapłakana ja. Pytam, panie doktorze, czy jest szansa, że oczyszczę się samoistnie, to wczesa ciąża. Zaczyna na mnie wrzeszczeć, że wypis na własne żądanie bo odmawiam zabiegu, że dostanę sepsy i umrę a on nie weźmie za to odpowiedzialności. Każe da mi papiery do podpisania, że odmawiam i wychodzę na żądanie. Idę do pielęgniarki i mówię, że miałam mieć ponowne usg. Ona mówi, że ordynator nie zlecił. Idę do ordynatora i stanowczo domagam się usg. Zleca wykonanie młodej pani doktor w stracie specjalizacji. Ona mówi, że zarodka już nawet nie widać na usg, więc jest w drogach rodnych i następuje poronienie samoistne. Pytam czy to prawda, że dostanę sepsy, ona wyjaśnia mi, żebym się nie martwiła, że powinnam krwawić koło tygodnia-10 dni. Jeśli przestanę krwawić a po kilku dniach pojawi się znów krew to znaczy, że nie oczyściłam się do końca i tzreba zrobić łyżeczkowanie. Jeśli jednak będzie ok, to mam się zgłosić po 3 tygodniach do kontroli. Wychodzę że szpitala.

Wiesz co, nie mogę czytać o tym, że ktoś mógł się wypalić w pracy albo być zmęczonym. Jak się wypaliłaś to poszukaj innego zajęcia, mniej odpowiedzialnego niż ludzkie życie. Idź do fabryki skręcać śrubki. Tam możesz być zmęczona i wypalona. Uważasz, że to co mnie spotkało to wypalenie zawodowe lekarzy? To ich brak empatii? Oni, razem z ordynatorem na czele powinni zostać pozbawieni nie tylko wynagrodzenia ale i prawa wykonywania zawodu (ordynator pewnie zostanie pozbawiony bo toczy się właśnie postępowanie o picie alkoholu w pracy). Masz świadomość, że ktoś niezbyt silny psychicznie po takich przeżyciach mógłby załamać się i wpaść w depresję? Więc nie pieprz o wypaleniu zawodowym bo decydując się na służbę zdrowia, trzeba mieć świadomość tego, że oddaje się kawałek swojego życia innym!!!
 
Ja się zgadzam, że personelu medycznego powinno być więcej. Ile położnych czy pielęgniarek przypada tam na pacjenta? To nie jest poniżej godności, ale ponad siły. W Polsce bywa tak, że na OIOMie na 30 pacjentów jest 1 pielęgniarka.
system ochrony zdrowia w Polsce jest chory i js zupełnie się z tym zgadzam, ale nigdy nie zgodzę się z tym jakoby 95% to były potwory niezasługujące na pensję.
zwykłym ludzkim odruchem jest również dobroczynność, krwiodawstwo, ale nie robimy tego dla wszystkich. Ja sama dbam o czystość mojego biura, pani mi tylko odkurza. Ale jakby ktoś oczekiwał, że w ludzkim odruchu posprzątam u wszystkich albo umyję kible to zabiłabym go śmiechem.
Może miałam szczęście, nigdy nikt mnie nie zbluzgał w szpitalu. Ale nie widziałam też takich zachowań w stosunku do innych. Walizki wniosła mi położna, bo Covid, ale jak sobie myślę, że dziennie w odruchu serca miałabym nosić 100walizek, ścielić brudne łóżka i myć pacjentki to robi mi się słabo. Przecież tam też pracują ludzie.

Ale braki kadrowe nie są wina pacjentów.
I nie znajduje żadnego wytlumaczenia dlaczego personel medyczny nie mógłby się zwracać do nich i niebo lepiej niż jest to tutaj przytaczane.
Szczerze, guzik mnie obchodzą prywatne czy zawodowe problemy położnej. Ja tez w szpitalu nie jestem w celach relaksacyjnych i kosmetycznych ale z powodu jakichs problemów ze zdrowiem.
Przy pierwszym porodzie moja położna tez oddelegowano na normalny oddział i ona normalnie, po ludzku się zapytała, czy sobie poradzę, bo ona nie będzie mogła mi pomagać tak często, jak by chciala.
Braki kadrowe, jednak nadal traktowano mnie z szacunkiem jaki się nalezy każdej jednostce ludzkiej. Można? Można.
 
To teraz i ja musze się wypowiedzieć w kwestii wynagrodzenia. Trafiłam do szpitala z plamieniem i slinym bólem jajnika we wcześniej ciąży. Nie było jeszcze covid (rok 2019). Zostałam przyjęta na oddział. Leżałam na sali z 4 dziewczynami. Dwie do wywołania porodu, 1 z infekcja dróg moczowych i 1 z bólami brzucha w 16tc. Zrobiono mi usg, jest słabo widoczny zarodek bez echa serca. Może młodsza ciąża. Pierwszego dnia na obchodzie, lekarz dyżurujący bierze moja kartę i przy całym personelu (pielęgniarki i stażystki) i dziewczynach z sali zaczyna komentować, o proszę, niedługo zaczną nam się zgłaszać z objawami poronienia zanim w ciążę zajdą. Drugiego dnia, ten sam lekarz bierze moja kartę, patrzy i mówi, wątpię, że ta ciąża będzie wśród żywych ale poczekajmy. Dostaje silnych skurczy, mloda pani doktor robi usg, jest serduszko ale słabo bije. W nocy zaczynam ronić. Zwijam się z bólu, przemiła pielęgniarka głaszczenoe po ramieniu i mówi, że nie może mi już więcej leków dać na ból. Leżę tak około 4 godzin prosząc Boga, żeby to się już skończyło. W tym czasie słucham ktg koleżanki łóżko obok. Rano na obchodzie, ordynator pyta jak się czuje. Proszę o usg, Mówię, że w nocy coś się wydarzyło, że wiem, że poronilam, że lecą że mnie skrzepy. Kwituje to słowami, ja tutaj jestem lekarzem czy pani? Każe pokazać wkładkę z bielizny. Przy wszystkich!!!!!!!! Bierze mnie na fotel do gabinetu i bada ręcznie. Szyjka rozpulchnione, wszystko w porządku. Ja jestem strzępkiem nerwow. Wiem, że takie bóle nie były niczym dobrym. Leżę i płaczę. Podnoszę się i idę do przełożonej pielęgniarek, mowie, ze proszę o usg, bo co sjest nie tak a ona na cały korytarz zaczyna wrzeszczeć, że lekarz mnie zbadał wzdłuż i wszerz i zaraz poronię od tego łażenia i to będzie emoja wina. Leżę cały dzień, wstając do łazienki i patrząc na wszystko co ze mnie leci. Następuje zmiana pielęgniarek. Przychodzi nowy lekarz dyżurujący. Na wieczornym obchodzie nie mogę mówić od płaczu, próbuje wyjaśnić, pomagają mi dziewczyny z sali. Mówi, że od razu na usg. Robi usg i padają słowa, bardoz mi przykro, brak bicia serca. Proszę pozostać na czczo, rano wykonają powtórkowe usg. Dzwonię do męża jest godzina 20. Dokąd mamy pójść? Sale obok są puste, wszystkie leżymy w jednej. Na korytarzu znajduje się biurko recepcji pielęgniarek. Spędziłam z mężem półtorej godziny siedząc w samochodzie na parkingu szpitalnym. Rano na obchodzie, ordynator bierze moja kartę, czyta i mówi, u pani wszystko dobrze, dziś wypis. Jak się pani czuje? Ja zaczynam płakać, mówię, że serduszko nie bije a on idzie do następego łóżka już. Pielęgniarka go rusza i mówi, zebrał bicia. Wraca do mnie, bierze kartę i mówi, o faktycznie, nie doczytałem. Proszę przygotować do zabiegu łyżeczkowania. I tu odzywam się zapłakana ja. Pytam, panie doktorze, czy jest szansa, że oczyszczę się samoistnie, to wczesa ciąża. Zaczyna na mnie wrzeszczeć, że wypis na własne żądanie bo odmawiam zabiegu, że dostanę sepsy i umrę a on nie weźmie za to odpowiedzialności. Każe da mi papiery do podpisania, że odmawiam i wychodzę na żądanie. Idę do pielęgniarki i mówię, że miałam mieć ponowne usg. Ona mówi, że ordynator nie zlecił. Idę do ordynatora i stanowczo domagam się usg. Zleca wykonanie młodej pani doktor w stracie specjalizacji. Ona mówi, że zarodka już nawet nie widać na usg, więc jest w drogach rodnych i następuje poronienie samoistne. Pytam czy to prawda, że dostanę sepsy, ona wyjaśnia mi, żebym się nie martwiła, że powinnam krwawić koło tygodnia-10 dni. Jeśli przestanę krwawić a po kilku dniach pojawi się znów krew to znaczy, że nie oczyściłam się do końca i tzreba zrobić łyżeczkowanie. Jeśli jednak będzie ok, to mam się zgłosić po 3 tygodniach do kontroli. Wychodzę że szpitala.

Wiesz co, nie mogę czytać o tym, że ktoś mógł się wypalić w pracy albo być zmęczonym. Jak się wypaliłaś to poszukaj innego zajęcia, mniej odpowiedzialnego niż ludzkie życie. Idź do fabryki skręcać śrubki. Tam możesz być zmęczona i wypalona. Uważasz, że to co mnie spotkało to wypalenie zawodowe lekarzy? To ich brak empatii? Oni, razem z ordynatorem na czele powinni zostać pozbawieni nie tylko wynagrodzenia ale i prawa wykonywania zawodu (ordynator pewnie zostanie pozbawiony bo toczy się właśnie postępowanie o picie alkoholu w pracy). Masz świadomość, że ktoś niezbyt silny psychicznie po takich przeżyciach mógłby załamać się i wpaść w depresję? Więc nie pieprz o wypaleniu zawodowym bo decydując się na służbę zdrowia, trzeba mieć świadomość tego, że oddaje się kawałek swojego życia innym!!!
obrzydliwe to co Ci zrobili. Tak mi przykro :( Jak można tak człowieka traktować... Nie ma odpowiednich słów w takiej sytuacji. Szukałaś pomocy w kwestii psychiki, żeby sobie z tym poradzisz czy dasz radę sama? ❤️
 
Strasznie mi przykro, że przeszłaś coś takiego i jednocześnie tak bardzo Cię rozumiem [emoji3064][emoji3064][emoji3064]
Ukochuję z całych sił i wierzę, że kiedyś t9 wszystko będzie wynagrodzone[emoji3590][emoji174]
Dziękuje kochana. Myślę, że nagroda jest to, że odmawiając zabiegu łyżeczkowania byłam świadoma 2rzeczy. Na znany lekarz przeczytałam opinie o ordynatorze i dlatego odmówiłam a druga rzecz, to naczytałam się, że można porobić samoistnie a łyżeczkowanie zawsze można zrobić w razie gdyby coś poszło nie tak. 3tygodnie później miałam owulacje, z której teraz biegam za 11 miesięcznym synkiem. Zostawiło mi to jednak straszny uraz do szpitala i rodziłam prawie 60km od domu. Szpital ma generalnie opinie 'mordowni'. Co do lekarzy to straszne jest to, że przecież nie wymagam obsługi z 5* hotelu ale troszkę empatii, odrobinę zrozumienia. Wiem, że oni widzą poronienia na codzień, że ich to nie wzrusza ale mogliby chociaż darować sobie te straszne uwagi
 
obrzydliwe to co Ci zrobili. Tak mi przykro :( Jak można tak człowieka traktować... Nie ma odpowiednich słów w takiej sytuacji. Szukałaś pomocy w kwestii psychiki, żeby sobie z tym poradzisz czy dasz radę sama? ❤️
Kochana ja 3tyg po poronieniu zaszlam w ciążę. Myślę, że to uleczyło moją psychikę. Nie wiem co by było gdyby się nie udało. Po prostu nie jestem w stanie przewidzieć, jak zachowałaby się moja głowa....
 
To teraz i ja musze się wypowiedzieć w kwestii wynagrodzenia. Trafiłam do szpitala z plamieniem i slinym bólem jajnika we wcześniej ciąży. Nie było jeszcze covid (rok 2019). Zostałam przyjęta na oddział. Leżałam na sali z 4 dziewczynami. Dwie do wywołania porodu, 1 z infekcja dróg moczowych i 1 z bólami brzucha w 16tc. Zrobiono mi usg, jest słabo widoczny zarodek bez echa serca. Może młodsza ciąża. Pierwszego dnia na obchodzie, lekarz dyżurujący bierze moja kartę i przy całym personelu (pielęgniarki i stażystki) i dziewczynach z sali zaczyna komentować, o proszę, niedługo zaczną nam się zgłaszać z objawami poronienia zanim w ciążę zajdą. Drugiego dnia, ten sam lekarz bierze moja kartę, patrzy i mówi, wątpię, że ta ciąża będzie wśród żywych ale poczekajmy. Dostaje silnych skurczy, mloda pani doktor robi usg, jest serduszko ale słabo bije. W nocy zaczynam ronić. Zwijam się z bólu, przemiła pielęgniarka głaszczenoe po ramieniu i mówi, że nie może mi już więcej leków dać na ból. Leżę tak około 4 godzin prosząc Boga, żeby to się już skończyło. W tym czasie słucham ktg koleżanki łóżko obok. Rano na obchodzie, ordynator pyta jak się czuje. Proszę o usg, Mówię, że w nocy coś się wydarzyło, że wiem, że poronilam, że lecą że mnie skrzepy. Kwituje to słowami, ja tutaj jestem lekarzem czy pani? Każe pokazać wkładkę z bielizny. Przy wszystkich!!!!!!!! Bierze mnie na fotel do gabinetu i bada ręcznie. Szyjka rozpulchnione, wszystko w porządku. Ja jestem strzępkiem nerwow. Wiem, że takie bóle nie były niczym dobrym. Leżę i płaczę. Podnoszę się i idę do przełożonej pielęgniarek, mowie, ze proszę o usg, bo co sjest nie tak a ona na cały korytarz zaczyna wrzeszczeć, że lekarz mnie zbadał wzdłuż i wszerz i zaraz poronię od tego łażenia i to będzie emoja wina. Leżę cały dzień, wstając do łazienki i patrząc na wszystko co ze mnie leci. Następuje zmiana pielęgniarek. Przychodzi nowy lekarz dyżurujący. Na wieczornym obchodzie nie mogę mówić od płaczu, próbuje wyjaśnić, pomagają mi dziewczyny z sali. Mówi, że od razu na usg. Robi usg i padają słowa, bardoz mi przykro, brak bicia serca. Proszę pozostać na czczo, rano wykonają powtórkowe usg. Dzwonię do męża jest godzina 20. Dokąd mamy pójść? Sale obok są puste, wszystkie leżymy w jednej. Na korytarzu znajduje się biurko recepcji pielęgniarek. Spędziłam z mężem półtorej godziny siedząc w samochodzie na parkingu szpitalnym. Rano na obchodzie, ordynator bierze moja kartę, czyta i mówi, u pani wszystko dobrze, dziś wypis. Jak się pani czuje? Ja zaczynam płakać, mówię, że serduszko nie bije a on idzie do następego łóżka już. Pielęgniarka go rusza i mówi, zebrał bicia. Wraca do mnie, bierze kartę i mówi, o faktycznie, nie doczytałem. Proszę przygotować do zabiegu łyżeczkowania. I tu odzywam się zapłakana ja. Pytam, panie doktorze, czy jest szansa, że oczyszczę się samoistnie, to wczesa ciąża. Zaczyna na mnie wrzeszczeć, że wypis na własne żądanie bo odmawiam zabiegu, że dostanę sepsy i umrę a on nie weźmie za to odpowiedzialności. Każe da mi papiery do podpisania, że odmawiam i wychodzę na żądanie. Idę do pielęgniarki i mówię, że miałam mieć ponowne usg. Ona mówi, że ordynator nie zlecił. Idę do ordynatora i stanowczo domagam się usg. Zleca wykonanie młodej pani doktor w stracie specjalizacji. Ona mówi, że zarodka już nawet nie widać na usg, więc jest w drogach rodnych i następuje poronienie samoistne. Pytam czy to prawda, że dostanę sepsy, ona wyjaśnia mi, żebym się nie martwiła, że powinnam krwawić koło tygodnia-10 dni. Jeśli przestanę krwawić a po kilku dniach pojawi się znów krew to znaczy, że nie oczyściłam się do końca i tzreba zrobić łyżeczkowanie. Jeśli jednak będzie ok, to mam się zgłosić po 3 tygodniach do kontroli. Wychodzę że szpitala.

Wiesz co, nie mogę czytać o tym, że ktoś mógł się wypalić w pracy albo być zmęczonym. Jak się wypaliłaś to poszukaj innego zajęcia, mniej odpowiedzialnego niż ludzkie życie. Idź do fabryki skręcać śrubki. Tam możesz być zmęczona i wypalona. Uważasz, że to co mnie spotkało to wypalenie zawodowe lekarzy? To ich brak empatii? Oni, razem z ordynatorem na czele powinni zostać pozbawieni nie tylko wynagrodzenia ale i prawa wykonywania zawodu (ordynator pewnie zostanie pozbawiony bo toczy się właśnie postępowanie o picie alkoholu w pracy). Masz świadomość, że ktoś niezbyt silny psychicznie po takich przeżyciach mógłby załamać się i wpaść w depresję? Więc nie pieprz o wypaleniu zawodowym bo decydując się na służbę zdrowia, trzeba mieć świadomość tego, że oddaje się kawałek swojego życia innym!!!
Przy poronieniu też obdarli mnie z godności, traktowali jak psa. Nawet mój tatuaż im nie umknął i był głupio komentowany.
Teraz nie ma odwiedzin, więc festiwal znęcania się rozkręcił się na maksa. Najgorzej, że one uczą też tego młodych. Na początku ciąży trafiłam z plamieniami do szpitala, lekarz nie bagatelizował mojego stanu i położył mnie na oddziale. No i jak przyszły testy z korony to z izolatki miałyśmy z wszystkimi rzeczami przejść na normalną sale, łącznie z naszą szafką. Wchodzą dwie młode położne i chciały nam pomóc, dziewczynie obok krew leciała non stop i co? Weszła stara położna i zaczęła się na nie drżeć, że ciąża to nie choroba i mają to zostawić, nic nam nie pomagać. One miały ludzki odruch, za który dostały opierdolkę, więc będą dokładnie takie same za X lat.
 
reklama
Tak, zrobił się z tego tematu festiwal żali, ale niestety, jeśli ktoś w momencie Twojej bezradności, kiedy nierzadko jesteś naga, a Twoje intymne części ciała są w opłakanym stanie wyżywa na Tobie swoje nerwy i stresy, to nie da się po prostu zapomnieć i przestać o tym gadać.

Gdyby wszystkie dziewczyny, niezależnie od poglądów, pisały swoje koszmarne doświadczenia to dałabym sobie już spokój i przestała upierać się, że to co się dzieje w polskich szpitalach to wynik niedoborów kadrowych. Jakąś tam godność i twarz trzeba zachować, nawet w dyskusji w necie.
 
Do góry