Papillonek1980
Fanka BB :)
- Dołączył(a)
- 14 Sierpień 2018
- Postów
- 5 427
Co za cudowne określenie.bywam terytorialna jak york![]()



Kradnę.
Dzień dobry...
Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.
Ania Ślusarczyk (aniaslu)
Co za cudowne określenie.bywam terytorialna jak york![]()
Mieszkam z teściową, osobne pietra, osobne wszystko. Ogólnie taka neutralna kobieta, nie wtrącała się przed porodem. Ja chciałam się budować, mąż (jedynak) chciał wyremontować swój dom. Nie kłóciłam się bo sama domu bym nie wybudowała. Zresztą działki też są jegoWszystko zapisane jest na niego, ale ja z tyłu głowy mam, że nie jestem tak w 100% u siebie. Po prostu. Nie jestem na swoim.
Po porodzie teściowa potrafiła wparować do naszej sypialni o 22 kiedy malutka płakała z tekstem co ja jej robię, że tak płacze. Wtedy coś we mnie pękło i w jednej minucie wszystko runęło i do teraz nie potrafię z nią rozmawiać.
BA! Raz w ciągu dnia kochałam się z mężem i wlazła nam do sypialni. Bez jakiegokolwiek zapukania do drzwi, po prostu wparowała.
Tak więc ja nie polecam mieszkania z teściami![]()
Czytam to i mam przed oczami sytuację z mojego domu rodzinnego. Mama też wprowadziła się do teściów, bo dom i gospodarstwo przepisali na tatę. My nawet mieliśmy oddzielną kuchnię i łazienkę, a i tak były jazdy i zawsze wszystko było źle. Każdy zakup musiał być skontrolowany. Babcia pytała nas o to, ile kosztowała ta bluzka, a ile te buty, a po co to wszystko itp. Ewidentnie było widać, że wnuków, które z nią nie mieszkały, traktowała lepiej, mimo że przecież byliśmy dziećmi i nic złego jej nie zrobiliśmy. Pamiętam, że walczyłam o uwagę dziadków, ale w końcu przestałam, bo tak jak u Ciebie, tylko na wszystko narzekali. W tym momencie to są dla mnie obcy ludzie. Więc ja bym na to spojrzała oczami Twojego syna. Teraz jest malutki i pewnie jeszcze niewiele rozumie, ale z czasem zacznie zauważać, jaka atmosfera panuje w domu.Po Waszych historiach powiem Wam jak to jest w naszym przypadku. My nie jesteśmy na dorobku, teściowie przepisali dom i gospodarstwo na mojego partnera. W akcie notarialnym jest zapisek o służebności dożywotniej, czy jak to się tam określa. Wiecie o co chodzi, że mają prawo do korzystania z kuchni, łazienki, własnego pokoju, a także coś tam o wożeniu do kościoła itp. Do niedawna mieszkał tu jeszcze brat, ale się wyprowadził. Teoretycznie, bo w praktyce prawie każdego tygodnia spędza tu 2-3 dni.
Wszystko jest wspólne, kuchnia, łazienka, wejście. Swój mamy tylko pokój na górze i dość obszerny korytarz, w którym nasz syn ma kącik zabaw.
Nie gotuję, jedynie dla dziecka. Ogólnie bardzo lubię i boli mnie okrutnie, że własnej kuchni nie mam, ale teściowa raczej nieprzychylnie patrzy, kiedy coś w JEJ kuchni robię, nawet jak gotuję dla małego to siedzi jakby obrażona. Nie wiem o co chodzi, że nabrudzę? Już i tak obsesyjnie sprzątam każdy paproch za sobą, żeby nie było do czego się przyczepić. Ogólnie, jeśli chodzi o sprzątanie to też ogarniam cały dom (powierzchnie wspólne).
Zakupy robię pod siebie, jak trzeba to i teściową zawiozę, gdzie tylko chce. To co w lodówce jest wspólne, choć od jakiegoś czasu raczej nie ruszają tego, co ja kupiłam.
Dzieckiem zajmuję się sama, od początku byłam zdana na siebie, bo tata dziecka wiecznie jest zarobiony. Z babcią nie lubię zostawiać. Nasze podejście do dzieci różni się o 180 st i jakieś 40 lat wstecz, nie zamierzam denerwować się, że babcia robi z moim dzieckiem coś, co mnie kompletnie się nie podoba.
Teściowie to ludzie bardzo pobożni, co niedziela do kościoła, czasem w tygodniu jak jest jakaś okoliczność to też jadą. Na tym ich postawa katolicka się kończy, bo ludźmi są okropnymiWszystkich obgadują. Sąsiadów, rodzinę, własne dzieci. Wszystko widzą i wszystko komentują, krytykują, szydzą i gardzą. Jak wracają z kościoła to całą niedzielę obgadują ludzi, których widzieli. Mają się za najlepszych, najmądrzejszych, najbardziej pracowitych. Jak ktoś robi czy myśli inaczej niż oni to jest głupi. Ponadto uwielbiają narzekać, czarnowidzieć i wiecznie ubolewać, że trzeba pracować. Są takie dni, że usiądą w tej kuchni i zaczynają wyszukiwać złe rzeczy dookoła i załamywać nad nimi ręce, jak to źle jest i będzie na pewno gorzej. Nigdy, ale to NIGDY nie słyszałam, żeby coś ich cieszyło, żeby z czegoś byli zadowoleni. Wiecznie tylko źle i źle i gorzej. Stąd też podejrzewam biorą się wieczne pretensje do mnie. A są o wszystko. Robię złe zakupy, bo dużo, bo trzeba się ograniczać, bo drogo itp.
Ostatnio siedzieli i biadolili, że mi ćwiartka arbuza zgniła, bo nie zjadłam, po co to było kupować. "Kupić i wyrzucić" tekst teścia nt. moich zakupów. Szkoda tylko, że w tym samym czasie w lodówce gniły ich dwa ogórki, które kupili jak się gruntowe zaczynały (kiedy to było? Lipiec?!A zniknęły dopiero wczoraj), dwie kostki drożdży, które boję się zajrzeć, czy już czasem po półce nie spacerują, oraz kilka napoczętych słoików buraczków, które sukcesywnie pokrywają się kołderką z pleśni. Takich kwiatków jest tam kilka, ale jak się czepiać, to tylko mnie.
Źle wychowałam dziecko, bo ciągnie tylko do mnie i nikt obcy go wziąć na ręce nie może (dziadka, babci czy taty się nie boi). Poza tym źle go karmię, bo daję kawałki, a powinno być wymemłane, pogniecione, bo inaczej się udławi, zakrztusi, umrze zaraz." Pomidor ze skórką?! Śliwka?! Gruszka?! Przecież to ciężkie, brzuszek będzie bolał!" i takie tam. Poza tym wiecznie jest za cienko ubrany, na pewno mu zimno, czapki nie ma, na uszy trzeba ubierać, nie z daszkiem (w upale 30 st...)
Przedostatnio była awantura o pranie. Za często wstawiam. Tłumaczę, że to 3 pralki na tydzień, że białe, kolorowe i czarne. Nie wrzucę przecież razem, poza tym nie zmieszczę, to z nas trojga (ich rzeczy nie piorę). "W domu też się tak wodą rozporzadzałaś? " usłyszałam. A zaczęło się od tego, że się codziennie myję i też wodę zużywam...
Ja bym tak mogła wymieniać i wymieniać, ale czytać Wam by się odechciało. Najgorsze jest to, że jesteśmy w beznadziejnej sytuacji. Nie wyprowadzimy się, bo dom stoi na partnera, więc go nie zostawi. Poza tym, co ważniejsze, tu prowadzi gospodarstwo, tu trzeba być 24h na dobę. Nie wybudujemy się, bo co potem z tym domem? Ma 30 lat, stary nie jest. Kiedyś zaproponowałam, że jak się brat w końcu na dobre wyprowadzi, to może się oddzielimy, zrobimy osobne mieszkanie na górze. Ale nie chce. Nie ma tyle pieniędzy, a poza tym, to dla niego dziwne, żeby w jednym domu tak się izolować. Oni zawsze razem się trzymali, jak się mama wprowadziła to wspólnie z teściami żyła i było dobrze. Więc i my możemy. Jakoś to będzie.
I tak żyję tym "jakoś to będzie" z dnia na dzień i czuję, że na dłuższą metę nic z tego nie będzie
Dziś już teściowa chodzi obrażona, niewiele się odzywa. Czemu? Pranie wstawiłampodejrzewam, że o to, bo nic innego nie zrobiłam.
Rozbawiłaś mnie na maxa, bo czuję się jakbym czytala o rodzinie mojego facetaPo Waszych historiach powiem Wam jak to jest w naszym przypadku. My nie jesteśmy na dorobku, teściowie przepisali dom i gospodarstwo na mojego partnera. W akcie notarialnym jest zapisek o służebności dożywotniej, czy jak to się tam określa. Wiecie o co chodzi, że mają prawo do korzystania z kuchni, łazienki, własnego pokoju, a także coś tam o wożeniu do kościoła itp. Do niedawna mieszkał tu jeszcze brat, ale się wyprowadził. Teoretycznie, bo w praktyce prawie każdego tygodnia spędza tu 2-3 dni.
Wszystko jest wspólne, kuchnia, łazienka, wejście. Swój mamy tylko pokój na górze i dość obszerny korytarz, w którym nasz syn ma kącik zabaw.
Nie gotuję, jedynie dla dziecka. Ogólnie bardzo lubię i boli mnie okrutnie, że własnej kuchni nie mam, ale teściowa raczej nieprzychylnie patrzy, kiedy coś w JEJ kuchni robię, nawet jak gotuję dla małego to siedzi jakby obrażona. Nie wiem o co chodzi, że nabrudzę? Już i tak obsesyjnie sprzątam każdy paproch za sobą, żeby nie było do czego się przyczepić. Ogólnie, jeśli chodzi o sprzątanie to też ogarniam cały dom (powierzchnie wspólne).
Zakupy robię pod siebie, jak trzeba to i teściową zawiozę, gdzie tylko chce. To co w lodówce jest wspólne, choć od jakiegoś czasu raczej nie ruszają tego, co ja kupiłam.
Dzieckiem zajmuję się sama, od początku byłam zdana na siebie, bo tata dziecka wiecznie jest zarobiony. Z babcią nie lubię zostawiać. Nasze podejście do dzieci różni się o 180 st i jakieś 40 lat wstecz, nie zamierzam denerwować się, że babcia robi z moim dzieckiem coś, co mnie kompletnie się nie podoba.
Teściowie to ludzie bardzo pobożni, co niedziela do kościoła, czasem w tygodniu jak jest jakaś okoliczność to też jadą. Na tym ich postawa katolicka się kończy, bo ludźmi są okropnymiWszystkich obgadują. Sąsiadów, rodzinę, własne dzieci. Wszystko widzą i wszystko komentują, krytykują, szydzą i gardzą. Jak wracają z kościoła to całą niedzielę obgadują ludzi, których widzieli. Mają się za najlepszych, najmądrzejszych, najbardziej pracowitych. Jak ktoś robi czy myśli inaczej niż oni to jest głupi. Ponadto uwielbiają narzekać, czarnowidzieć i wiecznie ubolewać, że trzeba pracować. Są takie dni, że usiądą w tej kuchni i zaczynają wyszukiwać złe rzeczy dookoła i załamywać nad nimi ręce, jak to źle jest i będzie na pewno gorzej. Nigdy, ale to NIGDY nie słyszałam, żeby coś ich cieszyło, żeby z czegoś byli zadowoleni. Wiecznie tylko źle i źle i gorzej. Stąd też podejrzewam biorą się wieczne pretensje do mnie. A są o wszystko. Robię złe zakupy, bo dużo, bo trzeba się ograniczać, bo drogo itp.
Ostatnio siedzieli i biadolili, że mi ćwiartka arbuza zgniła, bo nie zjadłam, po co to było kupować. "Kupić i wyrzucić" tekst teścia nt. moich zakupów. Szkoda tylko, że w tym samym czasie w lodówce gniły ich dwa ogórki, które kupili jak się gruntowe zaczynały (kiedy to było? Lipiec?!A zniknęły dopiero wczoraj), dwie kostki drożdży, które boję się zajrzeć, czy już czasem po półce nie spacerują, oraz kilka napoczętych słoików buraczków, które sukcesywnie pokrywają się kołderką z pleśni. Takich kwiatków jest tam kilka, ale jak się czepiać, to tylko mnie.
Źle wychowałam dziecko, bo ciągnie tylko do mnie i nikt obcy go wziąć na ręce nie może (dziadka, babci czy taty się nie boi). Poza tym źle go karmię, bo daję kawałki, a powinno być wymemłane, pogniecione, bo inaczej się udławi, zakrztusi, umrze zaraz." Pomidor ze skórką?! Śliwka?! Gruszka?! Przecież to ciężkie, brzuszek będzie bolał!" i takie tam. Poza tym wiecznie jest za cienko ubrany, na pewno mu zimno, czapki nie ma, na uszy trzeba ubierać, nie z daszkiem (w upale 30 st...)
Przedostatnio była awantura o pranie. Za często wstawiam. Tłumaczę, że to 3 pralki na tydzień, że białe, kolorowe i czarne. Nie wrzucę przecież razem, poza tym nie zmieszczę, to z nas trojga (ich rzeczy nie piorę). "W domu też się tak wodą rozporzadzałaś? " usłyszałam. A zaczęło się od tego, że się codziennie myję i też wodę zużywam...
Ja bym tak mogła wymieniać i wymieniać, ale czytać Wam by się odechciało. Najgorsze jest to, że jesteśmy w beznadziejnej sytuacji. Nie wyprowadzimy się, bo dom stoi na partnera, więc go nie zostawi. Poza tym, co ważniejsze, tu prowadzi gospodarstwo, tu trzeba być 24h na dobę. Nie wybudujemy się, bo co potem z tym domem? Ma 30 lat, stary nie jest. Kiedyś zaproponowałam, że jak się brat w końcu na dobre wyprowadzi, to może się oddzielimy, zrobimy osobne mieszkanie na górze. Ale nie chce. Nie ma tyle pieniędzy, a poza tym, to dla niego dziwne, żeby w jednym domu tak się izolować. Oni zawsze razem się trzymali, jak się mama wprowadziła to wspólnie z teściami żyła i było dobrze. Więc i my możemy. Jakoś to będzie.
I tak żyję tym "jakoś to będzie" z dnia na dzień i czuję, że na dłuższą metę nic z tego nie będzie
Dziś już teściowa chodzi obrażona, niewiele się odzywa. Czemu? Pranie wstawiłampodejrzewam, że o to, bo nic innego nie zrobiłam.
Meldunek jeszcze jako tako mogę zrozumieć, o co babci chodzi, a ja natomiast jestem tu nielegalnie, bo się do tutejszej parafii nie przepisałam@Mono88 od razu mi się przypomnialo jak jakis czas temu w wielkiej awanturze babka mojego faceta z którą mieszkamy (ma dopiero 70lat) wykrzyczala do mnie : A TY TO SIĘ NIE ODZYWAJ, BO JESTEŚ TU NIELEGALNIE. Bo nie mam meldunkumyślałam że padnę.
A to moja nie umiałaby raczej nic znaleźćMoja bliska koleżanka miała dokładnie taką samą sytuację. Jak czytałam Twój wpis, to tak jakbym czytała jej historię. Mało to, mimo osobnych kuchni przychodziła podczas jej nieobecności np po jakieś składniki do obiadu bo jej się skończyły. Może jest to pierdoła, ale ja psychicznie nie zniosłabym tego.