Poczytałam, co pisałyście od wczoraj, i wychodzi na to, że ja jestem tutaj jedną z osób w "najlepszej" sytuacji, bo z mężem mamy po 29 lat i prawie 3-letniego synka. Dlatego czasami myślę, że nie mam prawa narzekać, ale cóż - tak, czuję, że z jednym dzieckiem nasza rodzina jest niepełna. Oczywiście syn daje nam ogrom radości, ale zawsze chcieliśmy mieć większą rodzinę i w ogóle planowałam urodzić trójkę dzieci najpóźniej do 30

Nie chciałam też takiej większej różnicy wieku, ale plany swoje, a życie swoje.
Wczoraj przepłakałam cały wieczór, obudziłam się dzisiaj z mega zapuchniętą twarzą. I wiecie, co mnie najbardziej uderzyło? Że przy tym, co już przeszłam (a i tak w porównaniu do niektórych z Was nie było tego tak dużo) to ten biochem hmm.. nie robi na mnie aż takiego wrażenia, jakkolwiek to źle brzmi. To znaczy zabolało mnie to bardzo, ale dzisiaj czas się nie zatrzymał, musiałam żyć jak zawsze i robić to samo co zawsze.
Wciąż czekam na krwawienie, ale kontrolnie zrobiłam test i nic nie ma, więc mam nadzieję, że za chwilę się pojawi. Mogło się to skończyć dużo gorzej... Najbardziej boję się powtórki z cp i tych niekończących się wizyt w szpitalu. Nie wiem jakbym to teraz przeżyła, jakbym miała synka zostawić na tyle czasu