moje dziecko dzisiaj odmówilo jedzenia. Jak zjjadł o 9 to do 17 za nic nie dawał się namówić. A że szlam do pracy na 13 to musiałam go ze sobą zabrać :-(umówilam sie z teściową, ze jak tylko zje to po nią zadzwonię... i tak przesiedział ze mną cąly dzień! bosh co to byl za dzień!

wsadziłam w chustę i myslałam, ze będzie git. A skad! najpierw ok ale szybko zaczęlo się nudzić. Dzieciakow nie było, bo egzaminy, więc nie mial kto zabawiać. Musiałam łazić między regałami, a to dośc male pomieszceznie więc jak szczur po klatce... na korytarz wyjśc nie mogłam bo tam kamery i zaraz by mnie dyrekcja nakryła (choć i tak pewno ktoś jej jutro doniesie)cyce mi tak spuchły, ze myślałam, ze oszaleję. Jak na złosc zapomnialam laktatora. Lalo się ze mnie na potęgę, ja juz bliska łez, bo wykończona i obolała. Nic w pracy mi sie nie udąlo zrobić. O 16 ściagnełam męża żeby mlodego pozabawial, a ja na gwałt odrabialam zaleglości, ze by jutro nie bylo widać, ze przez cąly dzień nic nie zrobiłam. Doslownie na 5 minut przed końcem pracy mlodemu zachciało sie wreszcie jeśc, a właściwie namówiłam go na male co-nieco. Jak w domu dopadłam laktatora to ściągnęlam po 200ml z każdej....
...co za cyckowy dzień...