no i przyszla pora na mnie... dzisiaj amelka zaliczyla glebe
zasnela na moim lozku, a ze ostatnio noce nieprzespane i jak ja nioslam do lozeczka to sie wybudzala, wiec zostawilam ja tak w poprzek mojego lozka i podstawilam zablokowana kolyske, zeby nie spadla. uslyszalam,ze wstala, ale musialam sie szybko zebrac, bo szlysmy do tego zlobka i nie poszlam do niej od razu, tylko zajrzalam. lezala, pysio usmiechniety, nozki na szczebelkech...a ze szczebelki jej ulubione, to zaczela kopac. i tak kilka kopow i uslyszalam placz, ale nie jakis rozpaczliwy, tylko pacz pt. "co to? mam sie bac? "
przychodze, dziecka na lozku nie ma, a ona na ziemi, i sie na mnie patrzy...
kopiac w szczebelki (a cwiczy codziennie w lozeczku :/ ) udalo jej sie odsunac kolyske o jakies 10-15 cm od lozka i sie zsunela na ziemie z wysokosci okolo 40-50cm. guza nie ma, nic jej nie jest,ale poczucie winy ogromne

mojemu nawet nie mowilam i nie powiem, bo bedzie " a tyle razy ci mowilem, nie zostawiaj jej na lozku". myslalam,ze jestem sprytna podkladajac kolyske. niestety, moja corka okazala sie sprytniejsza...