reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Czy pomożesz Iwonie nadal być mamą? Zrób, co możesz! Tu nie ma czasu, tu trzeba działać. Zobacz
reklama

Depresja w ciąży

Witam serdecznie,

Jestem nowa na forum, ale mam ogromną nadzieję, że uzyskam tu pomoc. Chodzi o depresję. Kiedyś już na to paskudztwo chorowałam, więc teoretycznie wiem, o co chodzi, ale w praktyce bardzo kiepsko sobie radzę.

Dwa lata temu zmarł mój tata, a ja do tej pory walczę z poczuciem winy. Po tym czasie wszystko inne także zaczęło się sypać. Moja mama postanowiła uregulować pewne rzeczy i stwierdziła, że cofnie swoją decyzję sprzed 5. Kiedy się z Nią nie zgadzałam, byłam wyzywana, poniżana, nazywana wyrodną córką, łącznie z chęcią podania mnie do sądu. Rozsypałam się przez to kompletnie. Samookaleczenia, myśli samobojcze, totalnie zaniżona samoocena i inne objawy depresji. Ale do lekarza nie poszłam. Trochę liczyłam, że jakoś to będzie, trochę nie chciałam, a trochę nie miałam siły. I tak sobie wegetowałam. Po jakimś czasie z najgorszego bagna się wygrzebałam, ale niestety do dobrego życia brakowało bardzo wiele.
Zaczęły się kłótnie z mężem, niechęć do dzieci (mam dwojkę) i ciągłe zawirowania. Mam ogromny problem ze złością i nienawidzę siebie, że wciąż nie daję sobie rady. Brak mi sił, a dzieciaki jak to dzieciaki - dokazują i broją, tyle że ja jestem na granicy wytrzymałości i denerwują mnie coraz mniejsze rzeczy. W efekcie, zaczęłam żałować, że w ogóle zostałam matką. Tęsknię za czasem, kiedy decydowałam tylko o sobie i nie byłam za nikogo odpowiedzialna, bo tak naprawdę panicznie się tego boję. Często jestem wrogo nastawiona do swoich dzieci i bardzo szybko się złoszczę, czuję wręcz nienawiść, a potem mam ogromne poczucie winy, że niszczę im życie, że przeze mnie będą miały w przyszłości problemy, że na pewno czują się niekochane i że to wszystko moja wina. Strasznie się boję, że przez moje błędy i to, że jestem tak beznadziejną matką, to właśnie one najbardziej będą cierpiały...

A potem zaszłam w kolejną ciążę. Nieplanowaną i nie do końca chcianą. Załamałam się. Znowu kłótnie z mężem, myśli samobójcze i samookaleczanie. Myślałam nawet o aborcji i choć pewnie i tak nigdy bym tego nie zrobiła, to byłam tak przerażona i bezradna, że różne rzeczy przychodziły mi do głowy. Aktualnie jestem w 23 tygodniu i czasami wciąż do mnie nie dociera, że jestem w ciąży. Jestem przerażona, bo jak ja sobie poradzę z trójką dzieci, kiedy nie potrafię ogarnąć dwójki, którą mam? Boję się, że wszystko zawalę i wciąż są dni, kiedy nie chcę tego dziecka. Czasami jest ok, ale jestem tak rozchwiana, że moje odczucia mogą się zmienić w ciągu kilku minut. I wciąż mam podświadomy żal do dzieci, że zabrały mi życie, kiedy byłam szczęśliwa. Bez sensu - wiem, bo przecież same się na ten świat nie pchały, ale najzwyczajniej w świecie tęsknię za samodzielnością, ciszą w domu i tzw. świętym spokojem.

W dodatku, trzecia ciąża jest dla mnie bardzo trudna fizycznie. Początkowo okropne mdłości i wymioty, skrajne zmęczenie, ciągły ból brzucha i totalny brak chęci do życia. Emocje zaczęłam zajadać słodyczami, więc szybko tyłam (aktualnie 7 kg na plus), a przy 20 kg nadwagi, to najgorsze, co mogłam robić. Ale było mi wszystko jedno - jedyne czego wtedy pragnęłam to choć przez chwilę poczuć się lepiej.
Ponadto, mam niedoczynność tarczycy i Hashimoto, a hormony trochę wariuja, co wcale nie ułatwia życia i od ponad roku (sporo przed ciąża) cierpiałam na nieustanne bóle nóg, które w ciąży bardzo się nasilily, co okazało się być przewlekłą niewydolnością żylną - jedna noga kwalifikuje się już do zabiegu. A jakby tego było mało, od dwóch tygodni wiem, że mam cukrzycę ciążową, a jedzenie to dla mnie totalna katorga. Cukry ciagle skaczą, diabetolog mam koszmarną i wszystkiego muszę szukać w Internecie, ciągle chodzę głodna i wciąż się źle czuję na tych surowych warzywkach. Do tej pory jadlam raczej lekkostrawnie (nie licząc tych słodyczy) , bo mam chorą wątrobę i w obu poprzednich ciążach miałam cholestazę, a teraz totalnie wariuję, bo obie te diety (cukrzycowa i watrobowa) wzajemnie się wykluczają. W jednej wszystko pełnoziarniste, jak najwięcej surowych warzych lub gotowane al dente, a w drugiej pszenne pieczywo i wszystko mocno gotowane lub pieczone. Na moje pytanie co mam jeść, słyszę odpowiedź, że muszę próbować, co mi szkodzi a co nie.
Wiem, z jednej strony wszystko się da i osoby, które nie mogą mieć dzieci, zamieniłyby się ze mną z pocałowaniem ręki, ale ja już po prostu psychicznie nie daję rady.
Potrzebuję wsparcia, a jestem zupełnie sama. Nie mam za bardzo koleżanek ani przyjaciółek i nie mam z kim porozmawiać, a bardzo bym chciała, żeby ktoś mnie zrozumiał. Niby wiem, że część moich myśli jest zniekształcona, ale samemu trudno to ogarnąć. A bardzo pragnę być z siebie dumna, marzę o byciu dobrą matką i żoną i chcę być wreszcie szczęśliwa.
Pomożcie mi proszę dobrym słowem. Aktualnie to dla mnie bardzo ważne.
Każdy ma prawo do psychoterapii na NFZ. Wystarczy mieć skierowanie od lekarza rodzinnego na psychoterapię, a potem trzeba się umówić do psychologa w poradni. Mogą to być teleporady. Przepracujesz swoje emocje i obawy. Nie dostrzegasz dobrych stron swojej osoby i nie lubisz siebie. Czas to zmienić. Jeżeli z "gorszego bagna" wyszłaś sama to z pomocą terapeuty na pewno wyjdziesz na prostą. Do porodu też musisz mieć motywację. Na forum pociecha będzie na chwilę, raczej masz trochę do poukładania w życiu. A co do "bycia złą mamą" to jesteś najlepszą(!) mamą dla swoich dzieci i nikt nie będzie lepszy na tym miejscu. Dzieci kochają Cię bezwarunkowo i wiele wybaczają. Choćby dla nich spróbuj terapii. Życzę Ci spokojnej ciąży. Trzymaj się 💛
 
reklama
@kate_p7 gratuluję, a z drugiej strony podziwiam.
Cudownie, że z in vitro tak szybko się udało - moja szwagierka ma za sobą kilkanaście prób i niestety nic z tego. Choć tak jak piszesz, każdy ma prawo do swoich odczuć, nawet totalnie przeciwstawnych. Wydaje mi się, że najważniejsze to, aby sobie na te odczucia pozwolić i aby czuć się rozumianym przez bliskich. Dlatego serdecznie trzymam kciuki i zawsze bardzo chętnie z Tobą porozmawiam.

@Destino bardzo dziękuję za rady, zwłaszcza te o zapisywaniu dobrych chwil. Niby znałam tę metodę, ale zawsze po kilku dniach zeszyt lądował w szufladzie i na tym się kończyło.
Wydaje mi się, że mam po prostu problem ze wdrożeniem teorii w życie. Bo niby wiem, że większość moich aktualnych myśli i emocji to zniekształcenia poznawcze, ale wciąż nie umiem uwierzyć, że jestem zupełnie normalna, a nie kompletnie beznadziejna.

@Smaily zdecydowanie mam do poukładania w głowie. Zupełnie mi się wszystko poprzewracało i wciąż widzę tylko ciemne strony. A akceptację siebie, totalnie uzależniłam od innych. Jeśli mąż zachowuje się ok (oczywiście w moim mniemaniu), to ja też jestem ok. A jeśli nie ma dla mnie czasu, to znaczy, że już mnie nie kocha i przez moje beznadziejne zachowania, najzwyczajniej w świecie ma mnie dość.
 
@bozenka21 każda osoba potrzebuje rozmowy. Wtedy można siebie usłyszeć na żywo, można też usłyszeć, że inni też tak mają. Nie miałaś lekko w życiu. Wydaje ci się, że będąc ideałem inni cię polubią. Zmartwie cię, ideałów nie ma. Zmartwie podwójnie, jeśli ty nie będziesz siebie akceptować takiej jaką jesteś inni też tego nie zrobią. Akceptacja nie oznacza, że rozleniwiasz się i przestajesz nad sobą pracować. O nie. Oznacza jednak, że nie musisz być dla siebie oskarżycielem sędzia i kątem. Możesz zauważyć, że coś ci nie wychodzi, czegoś nie umiesz, w czymś zawalasz, ale nie musisz się za to katować. Wystarczy, że widzisz, że coś robisz nie tak oraz próbujesz to zmienić. Nie od razu Rzym zbudowano.

Jest taka opowiastka o człowieku, który idzie do pracy, wychodzi z domu, skręca w prawo. W ulicy jest dziura, wpada w nią i mokry idzie do pracy. Następnego dnia wychodzi z domu, skręca w prawo, wie, że w ulicy jest dziura a mimo to znowu w nią wpada i mokry idzie do pracy. Kolejnego dnia wychodzi z domu, skręca w prawo. Wie, że w ulicy jest dziura, bardzo się pilnuje jednak traci równowagę, wpada w dziurę i znowu mokry idzie do pracy. W końcu nadchodzi taki dzień, że wychodzi z domu, wie, że w ulicy jest dziura, więc skręca w lewo i inną drogą idzie suchy do pracy.

Niestety w dużej mierze tak to trochę działa. Uwierz mi, nie jesteś w tym sama [emoji4] też uczę się, że muszę skręcić w inna ścieżkę. A nie jest to łatwe [emoji16]
 
@Destino wydaje mi się, że człowiek teoretycznie bardzo dużo wie, ale ciężko wdrożyć to w życie i dopiero po wielu próbach udaje nam się coś zmienić (jak w tej historii o dziurze w ulicy).

Kiedyś chodziłam 2 lata na psychoterapię, wiele przeszłam i wiele zmieniłam. Niestety, jak się okazuje, pozostały jeszcze drobne sprawy, które zaniedbałam i z czasem zaczęły one wychodzić na jaw. Teraz znowu jest kiepsko, ale bardzo wiele wiem i mam w pamięci błędy, które wtedy popełniałam, dlatego mam nadzieję, że uda mi się szybciej odnieść zwycięstwo. Będzie trudno, wiem, ale na ten czas czuję, że najbardziej brakuje mi rozmowy z kimś, kto mnie zrozumie.
 
@Destino wydaje mi się, że człowiek teoretycznie bardzo dużo wie, ale ciężko wdrożyć to w życie i dopiero po wielu próbach udaje nam się coś zmienić (jak w tej historii o dziurze w ulicy).

Kiedyś chodziłam 2 lata na psychoterapię, wiele przeszłam i wiele zmieniłam. Niestety, jak się okazuje, pozostały jeszcze drobne sprawy, które zaniedbałam i z czasem zaczęły one wychodzić na jaw. Teraz znowu jest kiepsko, ale bardzo wiele wiem i mam w pamięci błędy, które wtedy popełniałam, dlatego mam nadzieję, że uda mi się szybciej odnieść zwycięstwo. Będzie trudno, wiem, ale na ten czas czuję, że najbardziej brakuje mi rozmowy z kimś, kto mnie zrozumie.
Bożenko, tego to nam wszystkim brakuje. Kłopoty łatwiej znieść, kiedy jesteś w sprzyjającym środowisku. Wtedy też łatwiej korzystać z tej wiedzy, którą posiadasz. Tak, dobrych rozmów i zrozumienia nigdy za wiele [emoji4]
 
@Destino , najbardziej to czuję, kiedy uda nam się z mężem przeprowadzić szczerą rozmowę. Nagle wszystko wydaje się łatwiejsze. Moim problemem jest potrzeba ciągłego zapewniania o uczuciach i zrozumieniu, a mam wrażenie, że faceci to chcieliby powiedzieć raz i żeby zadziałało już na zawsze. Cóż, to chyba taki typ...
 
@Destino , najbardziej to czuję, kiedy uda nam się z mężem przeprowadzić szczerą rozmowę. Nagle wszystko wydaje się łatwiejsze. Moim problemem jest potrzeba ciągłego zapewniania o uczuciach i zrozumieniu, a mam wrażenie, że faceci to chcieliby powiedzieć raz i żeby zadziałało już na zawsze. Cóż, to chyba taki typ...
Tak pół żartem pół serio o działaniu facetów "jak raz powiedzialem, że cię kocham (20 lat temu przy ślubie oczywiście), to poinformuje cię, jak coś się zmieni". Niestety oni są zupełnie inni. Mi też tego brakuje. Chciałabym by mój też umiał pokazać mi, że jestem wyjatkowa
 
Chciałabym by mój też umiał pokazać mi, że jestem wyjatkowa
Wydaje mi się, że kobiety potrzebują takich sygnałów, a mężczyźni niekoniecznie umieją tego okazać, co jest poniekąd winą... kobiet. Mam wrażenie, że oprócz różnic pomiędzy płciami, dochodzi wychowanie w rodzinach, gdzie mało rozmawia się o uczuciach. Myślę, że pokolenie naszych rodziców czy babć, w znacznej mierze, miało poważniejsze problemy (wojna, komuna) i o tym się nie rozmawiało. A dodając do tego stereotyp faceta zdobywcy i macho, czasami ciężko dokopać się do tej wrażliwszej części naszych panów.
Ja z kolei jestem bardzo wrażliwa, wręcz nadwrażliwa, co wraz z brakiem poczucia własnej wartości, tworzy mieszankę wybuchową. I stąd najczęściej wynikają u nas nieporozumienia.
Nie wiem do końca, jak to poczucie wartości naprawić, ale bardzo się staram. Chciałabym wreszcie czuć się dobrze z samą sobą.
 
Mam doła :-( :(
Małe nieporozumienie z mężem plus uaktywnił mi się strach przed porodem i znowu emocje biorą górę.
A nie mam z kim porozmawiać. Bo przecież skoro rodziłam już dwukrotnie, to czego ja się boję?
 
reklama
Do góry