reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Czy pomożesz Iwonie nadal być mamą? Zrób, co możesz! Tu nie ma czasu, tu trzeba działać. Zobacz
reklama

dziwny nastrój- zamykam się w sobie

mitaginka

Fanka BB :)
Dołączył(a)
28 Wrzesień 2010
Postów
8 039
Miasto
Katowice
Postanowiłam rozpocząć nowy wątek, bo nie bardzo wiedziałam, gdzie to umieścić, a jestem ciekawa, czy tylko jak tam mam, czy któraś z Was też...

Zamykam się ostatnio w sobie. Nie rozmawiam o swoich uczuciach ani z mężem, ani z nikim...nie mam nawet ochoty rozmawiać z nikim o niczym. Ludzie (siostra, rodzice, teściowie) pytają, jak się czuję...ostatnio pobolewa mnie brzuch, ale nie chcę im o tym mówic, nie chcę ich martwić. Chyba dlatego unikam kontaktu, żeby nie musieć udawać, że jest ok, kiedy w rzeczywistości po prostu się boję o moje maleństwo...

Zazdroszczę koleżance, której ciąża przebiega pięknie i książkowo, która może się tym cieszyć, bo ja nie wierzę, że mi się uda...dlatego nie kupuję jeszcze nic dla maleństwa, nawet drobiazgów. Za bardzo się boję...Denerwują mnie reklamy w tv przedstawiające dzieci- ze strachu.

Nie chcę z nikim o tym rozmawiać, żeby nikogo nie martwić. Mąż ma stres w pracy, rodzice i siostra są daleko, więc moje spadki formy za bardzo biorą do siebie, a teściowa należy do gatunku tych, które każą się usmiechać, nawet gdy nie ma się na to ochoty...

Z mężem prawie nie rozmawiam, do rodziców czy siostry kiedyś dzwoniłam po dwa, trzy razy w tygodniu, a teraz jak oni dzwonią to albo nie odbieram (udaję potem, że spałam), albo staram się jak najszybciej zakończyć rozmowę...

Zamykam się w sobie bardzo, bo chyba tylko ja wiem, co czuję. Oni nie. Dlatego postanowiłam napisać tutaj, bo może któraś z Was też tak po prostu ma...
 
Ostatnio edytowane przez moderatora:
reklama
Wiesz uważam że źle robisz. To że pobolewa Cię brzuch nie znaczy że dzieje się coś niedobrego. Jeżeli masz wrażenie że coś jest nie tak to dzwoń do lekarza. Zamykanie się w sobie i ukrywaniem swoich uczuć przed rodziną a tym bardziej przed mężem jest nie najlepszym pomysłem. Piszesz że mąż ma problemy w pracy i nie chcesz dodatkowo go obciążać. A nie sądzisz że on będzie się jeszcze bardziej stresował i martwił tym że z nim nie rozmawiasz? Owszem weźmie to na garb nastrojów ciążowych ale dla niego to również trudna sytuacja. Zastanów się czy taka szczera rozmowa z kimś , wylanie wszystkich żalów i wypłakanie się komuś w rękaw nie przyniesie Ci ulgi. Nie znaczy to że komuś od razu przysparzasz zmartwień. Rodzina z pewnością widzi że coś jest nie tak tylko nie wie co ma zrobić i jak się zachować. A może skoro nie chcesz rozmawiać z najbliższymi udaj się do psychologa. Zamykanie się w sobie i zamartwianie szkodzi tylko tobie i twojemu dziecku a w dodatku narastają nieporozumienia między tobą a twoim mężem. Kochana tak nie da się żyć bo tylko doprowadzisz siebie do depresji. Każda z nas ma bóle. Ja codziennie. Zastanawiam się kiedy wyląduję w szpitalu. Bo wydaje mi się że to nastąpi prędzej czy później. Jesteśmy do tego przygotowani. Ale to też dzięki szczerej rozmowie z moim mężem. Wie kiedy źle się czuję i pomaga mi przy małym i w domu. Nie ma pretensji o to że nic nie robię i chodzę zachmurzona. Kochana podstawą związku jest dialog gdy go nie ma niema związku.
Mocno trzymam za Ciebie kciuki i jedynie co mogę Ci doradzić to rozmowę.
 
Ja po części rozumię o czym piszesz. Też mam czasem tak że jak mnie coś trapi to wole nie rozmawiać na ten temat bo zwyczjnie nie lubie jak się ktoś nade mną lituje. Myśle jednak że z mężem powinnaś porozmawiać, on na pewno drży o tą kruszynkę podobnie jak ty i powinniście się wzajemnie wspierać.
Pisz chociaż tutaj do nas jak najwięcej bo kto cię lepiej zrozumie niż my;)
 
Mitaginko - musisz z kimś porozmawiać! Zawsze najłatwiej jest z bliskimi, choć wiem,że są sytuacje, że niekoniecznie. Szczera rozmowa z mężem naprawdę Ci pomoże i on będzie przygotowany do ewentualnej reakcji,gdy trzeba będzie np jechać szybko do lekarza, czy szpitala.
Porozmawiaj też z lekarzem, opisz wszystkie rodzaje bólu jakie Ci dokuczają, żebyś wiedziała który z nich jest normalny, który ostrzegawczy, a który alarmujący. Kazda z nas przeżywa swoje bóle inaczej,a lekarze z racji doświadczenia potrafia rozpoznać co jest OK a co nie i zawsze mogą skierować na dodatkowe badania.
O swoich złych emocjach porozmawiaj z mężem koniecznie.Poszukaj tez poradni psychologicznej - w niektórych miastach są specjalne ośrodki kryzysowe gdzie można się zgłosić i OD RAZU porozmawiać z psychologiem.
Przy czym zaznaczam: psycholog to nie psychiatra! Psycholog to terapeuta, wysłucha, doradzi.Psychiatra to lekarz. Też prowadzi terapie, ale tylko on może zapisać leki. W Twoim przypadku leki nie powinny byc potrzebne. Nie ma nic złego w wizycie u psychologa.W naszym społeczeństwie wydaje się ludziom, że tylko czubki chodzą na terapię. Lepiej pójsć i poprosić o pomoc, zanim depresja dopadnie Cię na dobre.

Potrzebujesz ukojenia i uspokojenia i rozwiania wątpliwości. Zacznij od rozmowy z mężem, potem korzystaj z pomocy psychologa. Jeśli nie chcesz rozmawiać z rodzicami niech zrobi to za Ciebie Twój mąż. Oni tez się o Ciebie martwią. dla nich na pewno Twoje zachowanie jest sygnałem że coś jest nie w porządku i chcieliby byc z Tobą. Zwłaszcza jesli do tej pory byliscie ze sobą blisko.
Kochanie niestety tak się zdarza, że nie wszystkie ciąże przebiegają idealnie i książkowo. Za to kończą się wspaniałym happy endem! Musisz myśleć pozytywnie, musisz być silna dla swojego Dzieciątka. Zrozum, że Twoje złe emocje ono odczuwa i chcąc nie chcąc jest zaniepokojone. Bądź dzielna i pamiętaj że od nas forumek masz zawsze wsparcie. Jednak nie może to byc jedyna forma Twojej terapii.
Trzymam kciuki!
 
a mi to wyglada na poczatek depresji ciazowej... Wiem ze jest gdzies taki temat na forum.
Z tym nie ma zartow. Mam kolezanke ktora pomimo przyznania sie do depresji nie chciala jej leczyc i teraz jest w 39tc i nadal nie pogodzila sie z tym ze bedzie miala dziecko i ze moze je kochac... Mysle ze powinnas tak jak dziewczyny pisza zaczac od rozmowy z mezem, potem rodzina, jezeli nie znajdziesz w nich wsparcia to mysle ze powinnas poszukac psychologa. Wiem co mowie bo sama depresje mialam. Wstydzilam sie do tego przyznac a potem jeszcze bardziej isc do psychologa bo wydawalo mi sie ze tam tylko :debile" chodza (sorrki za wyrazenie). Ale pomogla mi i dzieki temu teraz potrafie cieszyc sie ta ciaza i wiem jak zapobiec tym glupim mysla. Chociaz nie pomwiem ostatnio Pani Depresja znow pukala do mych drzwi, i juz je uchylilam kiedy to moja mama pomogla mi je zamknac ;) takze wszystko dzieki ROZMOWIE!!!!!
 
Nie wiem czy to od razu depresja,ale jesli taki stan będzie się u Ciebie utrzymywać to rzeczywiście powinnaś poszukać pomocy-jesli nie w rodzinie to moze właśnie u psychologa.Ja teraz czuję sie trochę lepiej-chociaż nadal ciągle coś mi jest-plecy mnie coraz mocniej bolą,i w ogóle ciągle jestem zmęczona-ale najgorsze były początki ciąży-ciągle wymiotowałam, źle się czułam-i w pewnym momencie też nie mogłam patrzeć na małe dzieci,cały czas kochałam moje dziecko ale czułam że mam serdecznie dosyć, ze chce się wreszcie dobrze czuć- wszyscy wokól mi mówili jak to wspaniale, że jestem w ciąży i wydawało mi się, że nikt nie zrozumie, że chociaż nasze dziecko było zaplanowane i jest wyczekiwane, kochane to mam wątpliwości, ze mam po prostu dosyć-do tego moja siostra cioteczna jest też w ciąży i ona od początku czuła się wspaniale-gdy sie z nią spotykałam to zastanawiałam się jak to możliwe, ze moja siostra która niezbyt lubiła dzieci teraz się nad nimi tak rozczula,a ja pedagog z wykształcenia(od kilku lat pracuję z małymi dziećmi)od zawsze uwielbiająca dzieci i czekająca na to kiedy zostanę mamą nie mogę teraz na nie patrzeć-mam wrażenie, że mąż nie do końca mnie rozumiał,ale starał się wspierać-natomiast jak powiedziałam mamie to naprawdę mi ulżyło-to ona mi powiedziała, ze to normalne i że nie będę okropną mamą bo się martwie i boję.ostatnio nie mialam już takich myśli,ale wiem, że one mogą wracać-szczególnie, ze u mnie w ciąży uaktywniła się tzw. huśtawka nastrojów,ale wiem też, że mogę liczyć na mamę i męża. Mitaginka poszukaj pomocy bo nie powinnas być z tym wszystki sama bo wtedy rzeczywiście może przerodzić się to w depresję-myslę ze powinnaś zacząć od męża-to wasza wspólna ciąża więc nie tylko te jej dobre strony,ale i te gorsze są wspólne-a nawet jak on nie dokońca zrozumie to będzie starał ci się pomóc-nie wiem jaki masz kontakt z mamą czy siostrą, ale one mogą Cię zrozumieć. a jeśli nie to czasami łatwiej pogadać z kimś obcym,ale z kimś kto Cię zrozumie-a dobry psycholog jest właśnie kimś takim.W każdym razie uważam, ze to że tu napisałaś to już pierwszy krok ku dobremu bo to znaczy, ze potrzebujesz się komuś wygadać,a to zawsze lepsze niż tłamszenie w sobie.Pozdrawiam Cię ciepło:)
 
Ostatnia edycja:
Kochana, mów nam o wszystkim, co czujesz. To już jest dużo, że nam o tym piszesz. Pamiętaj, to może być chwilowe, być może minie za jakiś czas. Musisz myśleć teraz o maleństwie i o tym, że każdy Twój smutek ono odczuwa a każda rozmowa z kimś, komu ufasz może pomóc i dać ulgę.
Ja też się tak powstrzymywałam i nie mówiłam mężowi o moich wątpliwościach. Udawałam, że ciąża to wspaniały stan, bo wszyscy o tym trąbią, że jest super, że ciężarna to powinna chodzić uśmiechnięta i nie ma prawa się smucić. Aż w końcu któregoś dnia wybuchłam. Dostałam takiego ataku płaczu, że aż się mąż wystraszył. Wylałam z siebie wszystko. Że wcale nie jest mi łatwo, że bywają dni, kiedy się nie cieszę i martwię się wiecznie, że najchętniej to bym zasnęła i obudziła się w kwietniu. Powiedziałam, że czasem mam ochote leżeć cały dzień i nie chce mi się sprzątać i nic robić i mam z tego powodu wyrzuty sumienia. I to mi pomogło.
Wierzę, że Tobie będzie lepiej, zobaczysz :)
 
Depresja ciążowa-czasem wydaje mi się,że to wszystko jest bez sensu,mam pretensje o tą ciąże,choć była planowana.. Potem mam wyrzuty sumienia,że w ogóle mogłam tak pomyśleć i boję się o maleństwo.Najpierw tłumię emocje,a potem tak wybucham,że mi wstyd.Albo ryczę i ryczę... NIe jesteście z tym same.Przy Marysi tak nie miałam.A teraz zamiast się cieszyć,popadam ze skrajności w skrajność....
 
Dziękuję Wam za wszystkie posty.

Wiem, że mam problem...jeszcze w momencie, kiedy akurat nic mnie nie boli, to bardzo cieszy mnie ta ciąża, ale kiedy coś zaczyna boleć, to nie umiem się nią cieszyć, bo się boję, że moja radość jest przedwczesna i że się nie uda...
Kocham mojego Męża i moje Maleństwo i bardzo mocno pragnę, aby wszystko było dobrze...

Macie rację- muszę zacząć od rozmowy z mężem...nie chcę się z nim mijać...on naprawdę mi pomaga, cały dom jest na jego głowie praktycznie od mojego powrotu ze szpitala, nie mogę więc powiedziec, że nie mam w nim wsparcia...

A lęki... pewnie do końca będą towarzyszyć każdej z nas... w mniejszym lub większym stopniu, ale będą...
dobrze, że mamy siebie :) wsparcie wirtualne, a jednak tak wiele....
dziękuję!
 
reklama
Mitaginka - przytulam bardzo serdecznie. I Myślę, że tu już wiele mądrych słów padło, zwłaszcza te, że nie powinnaś tłamsić w sobie smutków tylko się wygadać - przed im Ci najlepiej, przed mężem, rodziną lub nami, - przecież każda z nas też przeżywa swoje zmartwienia i troski, czy to z ojcem dziecka, rodzicem, teściem, czy też właśnie przebiegiem ciąży - niemało trodnych sytuacji już się tu przewinęło i jeszcze pewnie niemało jest takich, o których ktos nie mówi na głos - ta nasza gromadka na pewno zrozumie. Mąż też powinien - on przecież też czeka na to dziecko, też się pewnie niepokoi.
Ja też zazdroszczę mojej koleżance, której ciąża przebiegała niemal podręcznikowo, bez większych problemów - no, w drugim miesiącu strzykło ją tak, że kilka dni nie była w stanie chodzić, ale to tyle. I wnerwiło mnie, gdy na wieść o tym, że muszę bezwzględnie leżeć powiedziała mi "sześć miesięcy szybko minie" - bo owszem, szybko mija, ale nie wtedy, gdy się człowiek boi wyjść do łazienki, a chodzi kilkadziesiąt razy na dobę, z czego z 10 w nocy, gdy ktoś krwawi czy plami podejrzanie długo - ja dopiero od trzech dni (!) nie plamię i nie wiem, czy to znowu jakaś cisza przed burzą, czy faktycznie się już uspokoiło. Wmawiam sobie, że jest dobrze, że już mogę wstać na chwilę, ale tak naprawdę umieram ze strachu, czy wszystko jest i będzie ok. Też nic jeszcze nie kupiłam i odkładam to na przyszły rok - boję się też. I na pewno więcej jest tu takich osobistych, acz trudnych przypadków, które pozwalają zrozumieć Twój, więc pisz do nas.

Jeszcze co do męża - ja mam wspaniałe wsparcie w nim, nie wyobrażam sobie przechodzenia przez te ostatnie tygodnie sama, np. z początku zdarzało się, że miałam ochotę całymi dniami ryczeć z niepewności, zwłaszcza w szpitalu jednym i drugim, nie wyszłabym z przygnębienia bez niego. Interesuje się nami, naszym samopoczuciem, potrzebami, zachciankami - może Twój mąż też skrycie czeka na jakiś sygnał od Ciebie? I Tobie by to przyniosło otuchę, taka rozmowa w odpowiednim momencie - idzie weekend, życzę Ci byś znalazła taki odpowiedni czas.
 
Do góry