Astrid1987
Mama Tygrysica z Księżyca
Astrid u mnie bylo to samo. Okrzyknieto mnie wielkim talentem pisarskim, ale matematyka i fizyka byla moja wielka zmora. Zupelnie nie interesowalo mnie z jaka predkoscia spada doniczka z okna z wysokosci 50 metrow. Lepiej juz bylo z soczewkami. Chemia tez srednio, ale chemiczne rownania z porownaniem do matematycznych to pikus! Lubilam chemie ze wzgledu na to, jak nam pani tlumaczyla jakie zwiazki w farbach do wlosow, jakie w szminkach, a co tam sie dodaje do jedzenia, to bylo bardzo ciekawe, ale chemia nie byla moim konikiem.
Rowniez jedne z moich znienawidzonych zajec to byly lekcje przygotowania do zycia w rodzinie, gdzie uczono nas po katolicku, ze najlepsza metoda antykoncepcyjna jest kalendarzyk malzenski i wstrzemiezliwosc. Pani robila rozne za i przeciw i nawet jak wygrala w argumentach mlodziezy prezerwatywa to i tak kalendarzyk byl lepszypoza tym pani ta uczyla nas, ze kochac kogos to mozna tylko raz w zyciu , potem mnie przeprosila, bo przypomnialo jej sie ze moi rodzice sie rozwiedli i sa w innych zwiazkach
Ale szkole super wspominam, kazda, najbardziej wycieczki szkolne hihi !
Ja lubiłam robić równania na chemii, bo to rozumiałam. Nigdy nie zrozumiałam i nie zrozumiem już fizyki. Jakby w szkołach uczyli ciekawostek dotyczących takich przedmiotów i zajęcia wyglądały, jak np. program na Discovery pt. Brainiac, to by było git.
Za to zawsze lubiłam geografię i szybko mi wchodziła nauk biologii
. W sumie z wykształcenia jestem magistrem geografii (a że w zasadzie tylko geografii regionalnej i turystyki, to się wytnie).W szkole wkurzał mnie jeszcze język polski i to, że nie można było interpretować wierszy, tak jak się czuło, tylko wg jakichś beznadziejnych schematów. Totalne zabijanie kreatywności

Aaa wycieczki szkolne i zielone szkoły, to było coś
poza tym pani ta uczyla nas, ze kochac kogos to mozna tylko raz w zyciu , potem mnie przeprosila, bo przypomnialo jej sie ze moi rodzice sie rozwiedli i sa w innych zwiazkach 
