Anja, Crazymama kiedyś wkleiła zdjęcia w wątku z fotkami.
A u nas pogrom. Od rana tak mnie czyściło, że normalnie leciała ze mnie woda (przepraszam za zbyt obrazowy opis). Do tego było mi niedobrze, ale obeszło się bez wymiotów. Potem doszła mała gorączka. Mąż trzymał się do południa aż i jego sieknęło. Ma chyba jeszcze gorzej, bo go cały czas mdli, ma torsje, ale nic z tego nie wychodzi. No i gorączka. Obawiam się, że złapaliśmy to od Małej. Ona, odpukać, już lepiej. A ja tylko drżę, żeby pokarmu nie stracić, więc piję hektolitry herbaty. Szału nie ma, ale coś tam Mała pociągnęła.
Takiej sytuacji nie przewidzieliśmy. Tzn. tego, że Mała będzie te różne okropności ze żłobka przynosić i przy okazji nam serwować. Więc już definitywnie koniec kariery żłobkowej. Dziś rozmawialiśmy przez telefon z dwiema paniami. No i co? D... blada. Palące, przy czym każda właśnie rzuca. Jasne. Mamy się spotkać z jeszcze jedną. Normalnie jakieś modły odprawię, żeby wypaliło, bo jesteśmy pod ścianą. Do żłobka już na bank więcej nie pójdzie, moja mama przyjechać nie może, bo też zachorowała (jelitówka i oskrzela). Dziś z bezsilności (tej przenośnej i dosłownej) wyłam jak bóbr. Całe szczęście z Martynką lepiej, a do tego nasze kochane Maleństwo jakby wiedziało, że rodzice w rozsypce i pięknie się sama bawiła, spała, jadła.
Trzymajcie się Wszystkie i uważajcie, bo coś w powietrzu krąży.