mamabartka
...i Natalki :)
Witam Was serdecznie!
Bardzo długo nas nie było ale przyplątało nam się tyle wszystkiego że przez 2 tygodnie nawet nie siedziałam przy kompie.
Strasznie za Wami tęskniłam moje kochane
Z góry przepraszam że tak wszystko wywalę hurtem na tym wątku (mam nadzieję że nie będziecie miały mi za złe) ale nie mam siły pisać na każdym z osobna.
Po kolei.
Natala jakieś 3 tyg. temu miała katar. Tak się ciągnął w nieskończoność i nie mogłam go wyleczyć. Ale to nic. Potem zaczęła się goraczka przez 3 dni do 40 stopni, więc lekarka stwierdziła że to pewnie 3-dniówka i tyle. Kolejne 2 dni goraczki nie dającej się za nic zbić i we wtorek rano Natasia cała w czerwonych plamach. Przestała jeść, nie piła więc nasza "cudowna" pani doktor skierowała nas do Centrum Pediatrii. Oczywiście natychmiast nas przyjęli.
Okazało się że mała ma wirusa HPV (opryszczki) i stąd te gorączki a oprócz tego zapalenie ucha środkowego, gardła itd.
Przez kilka kolejnych dni biedny kurcacek dostał morze kroplówek i zastrzyków i już niby wychodziłyśmy na prostą. Wtedy wyszło najgorsze. Nasza prowadząca pani doktor wysłuchała jakieś szmery nad sercem. Obejrzała ją kardiolog, zrobiła ekg, usg serduszka i okazało się że mała ma wrodzoną wadę serca
Niezamknięty przewód tętniczy, otwór owalny i jakieś "dzikie" naczynie doprowadzające krew do serca niewiadomo skąd.:-
-
-(
Zamarłam poprostu. Niewiemy jeszcze jak to się wszystko zakończy ale prawdopodobnie Natala bedzie musiała przejść operację. Dziewczyny, tak strasznie się boję
15 czerwca mamy jeszcze jedną konsultację z tą panią kardiolog i jeszcze z jakimś profesorem i wtedy wszystko się rozstrzygnie. Niewiem jak przetrwam te 2 tygodnie.
Ta doktórka mówi że to słabe przybieranie na wadze i niski wzrosta Natusi to wynik tej wady a nie tego że "taka poprostu jest".
Zastanawia mnie jedno. Czemu do jasnej cholery nikt tego wczesniej nie słyszał????????? Osłuchiwało ją kilku pediatrów i nic. A teraz w szpitalu wszyscy to wyraźnie słyszeli. Szlag mnie trafia na to wszystko.
W poniedziałek popołudniu nas wypisali do domu. Nareszcie.
A wczoraj kolejna "niespodzianka". Biegunka.
Niestety przytaszczyłyśmy ze szpitala rotawirusa. Od wczorajszego popołudnia było już ze 20 mega kup. Na szczęście mała pije więc ją poję co chwilę elektrolitami żeby znowu tam nie trafić. Skierowanie co prawda już mam wypisane ale nasza "szpitalna" pani doktor jest pod telefonem i jakby coś się zadziało to od razu jedziemy. Oby nie trzeba było bo ja już nie mam siły.
Przepraszam Was za te moje żale ale musiałam się "wygadać".
Pozdrawiam Was wszystkie serdecznie i przesyłam buziaki dla Wszych dzieciaczków.
Bardzo długo nas nie było ale przyplątało nam się tyle wszystkiego że przez 2 tygodnie nawet nie siedziałam przy kompie.

Strasznie za Wami tęskniłam moje kochane

Z góry przepraszam że tak wszystko wywalę hurtem na tym wątku (mam nadzieję że nie będziecie miały mi za złe) ale nie mam siły pisać na każdym z osobna.
Po kolei.
Natala jakieś 3 tyg. temu miała katar. Tak się ciągnął w nieskończoność i nie mogłam go wyleczyć. Ale to nic. Potem zaczęła się goraczka przez 3 dni do 40 stopni, więc lekarka stwierdziła że to pewnie 3-dniówka i tyle. Kolejne 2 dni goraczki nie dającej się za nic zbić i we wtorek rano Natasia cała w czerwonych plamach. Przestała jeść, nie piła więc nasza "cudowna" pani doktor skierowała nas do Centrum Pediatrii. Oczywiście natychmiast nas przyjęli.
Okazało się że mała ma wirusa HPV (opryszczki) i stąd te gorączki a oprócz tego zapalenie ucha środkowego, gardła itd.
Przez kilka kolejnych dni biedny kurcacek dostał morze kroplówek i zastrzyków i już niby wychodziłyśmy na prostą. Wtedy wyszło najgorsze. Nasza prowadząca pani doktor wysłuchała jakieś szmery nad sercem. Obejrzała ją kardiolog, zrobiła ekg, usg serduszka i okazało się że mała ma wrodzoną wadę serca

Niezamknięty przewód tętniczy, otwór owalny i jakieś "dzikie" naczynie doprowadzające krew do serca niewiadomo skąd.:-
Zamarłam poprostu. Niewiemy jeszcze jak to się wszystko zakończy ale prawdopodobnie Natala bedzie musiała przejść operację. Dziewczyny, tak strasznie się boję
15 czerwca mamy jeszcze jedną konsultację z tą panią kardiolog i jeszcze z jakimś profesorem i wtedy wszystko się rozstrzygnie. Niewiem jak przetrwam te 2 tygodnie.
Ta doktórka mówi że to słabe przybieranie na wadze i niski wzrosta Natusi to wynik tej wady a nie tego że "taka poprostu jest".
Zastanawia mnie jedno. Czemu do jasnej cholery nikt tego wczesniej nie słyszał????????? Osłuchiwało ją kilku pediatrów i nic. A teraz w szpitalu wszyscy to wyraźnie słyszeli. Szlag mnie trafia na to wszystko.
W poniedziałek popołudniu nas wypisali do domu. Nareszcie.
A wczoraj kolejna "niespodzianka". Biegunka.

Niestety przytaszczyłyśmy ze szpitala rotawirusa. Od wczorajszego popołudnia było już ze 20 mega kup. Na szczęście mała pije więc ją poję co chwilę elektrolitami żeby znowu tam nie trafić. Skierowanie co prawda już mam wypisane ale nasza "szpitalna" pani doktor jest pod telefonem i jakby coś się zadziało to od razu jedziemy. Oby nie trzeba było bo ja już nie mam siły.
Przepraszam Was za te moje żale ale musiałam się "wygadać".
Pozdrawiam Was wszystkie serdecznie i przesyłam buziaki dla Wszych dzieciaczków.