Byłam dzisiaj u drugiego okulisty i, jak się często zdarza, odczuwam niesmak. Na początku wszystko cacy, bardzo milutka i w ogóle, obejrzała oczka jak reagują, zajrzała i zaczęła mówić. Mówiła dosłownie jedno i to samo przez 40 minut. Potem jeszcze wpuściła Idze kropelki i zajrzała do środka. I mówiła dalej to, co już powiedziała. Iga zaczęła się złościć, szamotać, bo gorąco, musiałam dać jej butlę bo zgłodniała, chciała pochodzić ale w gabinecie nie można było, więc zaczęła się wydzierać, a pani doktor ze stoickim spokojem po raz enty powtarza to samo. Ja się wreszcie pytam ilę płacę, a ta jeszcze musi coś napisać w komputerze, napisała, po czym gadka od nowa. Normalnie myślałam że ze skóry wyjdę

Powiedziałam mamie, że biorę małą i wychodzę na zewnątrz, bo już była normalnie histeria, mama coś tam mi odpowiedziała, a pani doktor mówi dalej to samo, po czym się pyta z wyrzutem "czy ktoś mnie w ogóle słucha?" No to mama tłumaczy jej że dziecko płacze i musiałam z nią wyjść. Potem okazało się, że zabrakło nam kasy, bo zapomniałam, że wydałam już na coś - kwestia 10 zł. Mama poleciała do bankomatu, potem poszła dopłacić, a ta sprawiała już wrażenie obrażonej. Kuźwa, czy ci wszyscy lekarze muszą być tacy niedorobieni?

A teraz streszczę Wam co opowiadała mi przez 40 minut: to, co może wydawać się zezem, jest w rzeczywistości taką fałdką, która została z życia płodowego i to samo zniknie, jak Iga będzie rosła. Okularów nie trzeba, można jedynie w ciągu dnia zaklejać jej raz jedno, raz drugie oczko - nie zaszkodzi, a jak coś, to może pomóc. Badanie wzroku dopiero wtedy gdy będzie nazywać rzeczy, wtedy będzie wiadomo co i na ile widzi. Na pewno ma nadwzroczność czyli plusy, ale ile dokładnie, trzebaby zbadać, ale w tym momencie nie ma takiej potrzeby, poza tym u dzieci nadwzroczność się cofa. I TO WSZYSTKO CO MUSIAŁAM SŁUCHAĆ W KÓŁKO!
Mam teraz 2 sprzeczne opinie. Nie mam serca już męczyć Igi u trzeciego jakiegoś nawiedzonego lekarza
