reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Czy pomożesz Iwonie nadal być mamą? Zrób, co możesz! Tu nie ma czasu, tu trzeba działać. Zobacz
reklama

Nauka czytania 5-latka

Zgadzam się z Bettą co do tych dziecięcych laptopów.
Plus jest taki że mój synek (4,5 roku) nauczył się dzięki niemu literek,ale własnie w czytaniu to on nie pomaga.K potrafi nazwać każdą literkę ale często właśnie nie mówi b a Be.Też do niczego nie jest zmuszany,dużo pyta,np:"mamuś a co to za literka?" ;) ale czytać jeszcze nie bardzo umie,umie napisać każde słow ale muszę mu mówić po kolei każdą literę,natomiast jak juz napisze to nie zawsze potrafi to przeczytać,często zgaduje co tam pisze ;)
 
reklama
No, no... ciekawy wątek się zrobił ;)
Jako, że temat mocno nas dotyczy, więc i ja się wypowiem.
Jestem mamą płynnie czytającego pięciolatka. Płynnie po angielsku, po polsku prawie płynnie.
Mieszkamy w Anglii od kilku lat. Wyjeżdżając z Polski wiedziałam, że mój Olek będzie dwujęzyczny. I miałam świadomość tego, że jako dziecko dwujęzyczne będzie miał trochę trudniej, niż dzieci, które uczą się tylko jednego języka. Dlatego naukę czytania zaczęliśmy od razu, zaraz po urodzeniu. W zasadzie pomógł nam przypadek, ale o tym później.
Olek miał dwa miesiące, gdy zaczęłam mu pokazywać pierwsze szablony z prostymi wyrazami namalowanymi na czerwono. Uczyłam go metodą Glenna Domana.

Ileż to fantastycznych zabaw można dziecku wymyślić i się z nim bawić wykorzystując naukę czytania! Choćby zabawa w "pokazywanego", którą mój maluch uwielbiał.
Mam dziecko z ADHD, a więc trudne dziecko - małego wiercipiętę, który nie potrafi się skoncentrować, usiedzieć choćby minuty na miejscu, mówi o dziesięciu rzeczach na raz, robi dziesięć rzeczy na raz i ma problem ze skończeniem choćby jednej, i tak dalej. Wymaga takich pokładów cierpliwości, że jej...
Gdy się urodził, oczywiście o tym nie wiedziałam, że odziedziczył ADHD po mężu (tata niestety też ma diagnozę).
I jakże się teraz cieszę, że zdecydowałam się jednak go uczyć (choć na początku miałam spore wątpliwości, czy aby na pewno dobrze robię), żeby zacząć uczyć go czytać wcześniej. Wiem, że dzieci z ADHD mają spore problemy w szkole, również z nauczą czytania. Teraz Olek ma pięć lat, a my to jak gdyby mamy już z głowy.

Olek czyta obrazkowo. Napisałam, że po angielsku czyta płynnie, bo w języku angielskim nie ma odmian. A więc metoda Domana znacznie lepiej się nadaje do nauki czytania po angielsku niż po polsku. Po polsku jest gorzej, bo choć trzon wyrazu jest taki sam, to trzeba doczytać końcówkę. I tu jest powód, dla którego napisałam "prawie". Zacina się przeważnie wtedy, gdy doczytuje końcówki :)

Jako mama czytającego pięciolatka z ADHD mogę powiedzieć, że to nie jest tak, że ucząc dziecko czytać od urodzenia zabiera się mu dzieciństwo. Wręcz przeciwnie! Bardzo się to jego dzieciństwo wzbogaca! Trzeba do tego tylko trochę chęci (bo oczywiście nic na siłę!) i pomysłowości, aby wymyślić dla dziecka takie "zabawy w czytanie", które będą dla niego atrakcyjne. Bo każde dziecko jest inne i dla każdego trzeba wymyślić inne zabawy.
Olek uwielbiał Kubusia Puchatka jak był malutki. Pamiętam, że gdy w wieku trzech lat zaczynał już czytac obrazkowo pierwsze zdania, sama drukowałam mu na drukarce jego własne, specjalnie przygotowane dla niego pierwsze książeczki właśnie z Puchatkiem. Skanowałam obrazki z książek lub gazet, albo robiłam zdjęcia i pod spodem pisałam jedno proste zdanie dużymi literami, wyraźną, czytelną czcionką. Olek uwielbiał czytać te swoje książeczki! Dla niego to była taka radocha! Sam za mną chodził i prosił, by z nim czytać. Mówił: "Musiu, bawimy się w cytanie?"
Dla niego to była taka sama zabawa, jak układanie klocków czy zabawa samochodzikami.
Dlatego absolutnie nie mogę się zgodzić z mamami, które twierdzą, że wcześniejsze uczenie czytania, to zabieranie dziecku dzieciństwa.

Jedna z jego ulubionych zabaw (wspomniałam o niej wcześniej) w "pokazywanego". Jeszcze wtedy dobrze nie mówił (miał jakieś dwa i pół roku), a już czytał. Zabawa wyglądała tak: miałam przy sobie pięć, czasem sześć słów napisanych na szablonach dużymi literami na białym kartonie (wys. liter ok. 8 do 10 cm, a więc naprawdę duże były). Pokazywałam Olkowi te słowa (szablony) i mówiłam głośno w tym samym czasie co tam jest napisane. A potem biegliśmy oboje do tej rzeczy lub osoby i pokazywaliśmy ją palcem lub dotykaliśmy jej. Kolejny szablon - sygnał wzrokowy (szablon z napisanym słowem) i sygnał dźwiękowy (wypowiedziane na głos słowo) w tym samym czasie. I znów bieg do konkretnego przedmiotu lub osoby przez to słowo opisywanej. Czasem też wspólne wykonanie czynności (o ile słowo było czasownikiem).
Po jakimś czasie zabawa zmieniała się tak, że pokazywałam tylko szablon, ale już nie wypowiadałam na głos, co jest na nim napisane. To była zagadka dla mojego synka. I Olek bezbłędnie biegł we właściwe miejsce i pokazywał przedmiot lub osobę o którą chodziło. Tak uczył się kojarzyć słowo pisane ze słowem mówionym i konkretną rzeczą, czynnością lub osobą.
Nabiegaliśmy się przy tym oboje strasznie, ale dla ADHD-owca, to jest wspaniała forma uczenia się - zabawy w ruchu. Olek te zabawy uwielbiał. I przy okazji bardzo szybko się uczył. To samo było z literkami, cyferkami, nauką kolorów, itd.

Teraz w szkole jest dobrze (w Anglii dzieci które skończyły cztery lata obowiązkowo idą do szkoły, ale jest to w zasadzie takie bardziej przedszkole, dzieci nie siedzą w ławkach przez kilka godzin, ale raczej się bawią i przy okazji uczą różnych rzeczy).
Olek nie jest łatwym dzieckiem. Sprawia wiele problemów wychowawczych. Pisanie też idzie mu z trudem, nie chce pisać, i niestety, nie znalazłam jeszcze na niego sposobu, jak mu pomóc. Niemniej, mam do tego chłodny dystans i twierdzę, że jeszcze ma czas, aby się nauczyć. W końcu na dopiero pięć lat. W Polsce dzieci nie uczą się jeszcze pisać w tym wieku, bo i motoryka mała jest jeszcze u takich dzieciaczków słabo rozwinięta. Ale jeśli chodzi o czytanie, Olek czyta znacznie lepiej, niż jego koledzy Anglicy. Dostaje do nauki czytanki z czwartej klasy. I w zasadzie nawet tych nie musi się uczyć, raz przeczyta i już umie. Ewentualnie pyta mnie tylko czasem o jakieś słówko angielskie, którego jeszcze nie zna i nie rozumie.

I tak bardzo się cieszę, że mi się chciało chcieć go uczyć, choć wymagało to ode mnie bardzo wiele wysiłku i pracy. Samo przygotowywanie szablonów było najgorsze - trzeba było wszystko przygotować ręcznie, bo gotowych w sklepie kupić nie można. Ale widząc, jaką mu ta nauka sprawiała radość, miałam sporą motywację. Myślę też, że teraz, gdy już czyta bardzo dobrze, będzie miał lepszy start w szkole. Jako ADHD-owiec i tak będzie miał przechlapane, bo szkoła nie jest przystosowana do uczenia takich dzieci. Ale Olek na świetnie rozwiniętą pamięć wzrokową. I z nauką radzi sobie dzięki temu całkiem dobrze. Tak więc taka obrazkowa nauka czytania ma naprawdę sporo plusów! Choćby to, że wspaniale rozwija u dzieci pamięć wzrokową, a to się przecież zawsze i każdemu przydaje, nawet w starszym wieku.

Niestety, dziecko pięcioletnie jest już za duże, by uczyć je tą metodą. Doman twierdzi, że można zacząć, jeśli dziecko nie ukończyło jeszcze czterech lat. Natomiast wszystkie mamy dzieci młodszych niż cztery lata bardzo zachęcam, bo to naprawdę świetna metoda! A i fantastyczna zabawa dla dziecka.
Żeby tak jeszcze tego czasu było więcej. I sił... :)
Niemniej, nawet, jeśli macie fajną babcię dla dziecka, która opiekuje się Waszym maluchem, albo aktywną, sympatyczną nianię, która ma trochę więcej ambicji, niż tylko oglądanie seriali w telewizji i jednoczesne zerkanie, by Waszemu dziecku nie stała się jakaś krzywda, gdy samo się bawi w kąciku, to można pogadać i poprosić, by "bawiła się" z Waszym dzieckiem właśnie w czytanie. Jeśli wymyśli się dla dziecka odpowiednie zabawy zgodne z jego zainteresowaniami, ono "wsiąknie" w czytanie i już nie będzie chciało przestać. Nauka czytania nie będzie dla niego żadnym wysiłkiem, a czystą przyjemnością. Z moim Olkiem tak właśnie było. Bawiliśmy się fajnie po prostu, a on nauczył się czytać niejako przy okazji. Dla niego uczenie się czytania było czymś tak naturalnym, jak uczenie się mówienia. Bo to było w jego życiu od zawsze, od samego początku. Przyszło samo, naturalnie, spontanicznie, w atrakcyjnej dla dziecka formie.

Glenn Doman napisał o tym książkę pt. "Jak nauczyć małe dziecko czytać." Mam nadzieję, że można tę książkę gdzieś kupić albo wypożyczyć. Zanim urodziłam Olka w ogóle nie wiedziałam, że taka metoda w ogóle jest! Dostałam tę książkę od mojej przyjaciółki, zaraz po tym, jak Olek pojawił się na świecie. Moja przyjaciółka tą samą metodą nauczyła czytać swoje córki. Namówiła mnie, bym i ja spróbowała. I nie żałuję. Tak więc to naprawdę działa :)
Tak więc wszystkim mamom gorąco polecam!

A jeśli będziecie chciały, to mogę opisać jeszcze inne zabawy, w które bawiłam się z moim Olkiem ucząc go czytać. Było tego całe mnóstwo! Tylko musiałabym sobie to wszystko przypomnieć :) Ale jeśli będzie zapotrzebowanie i znajdę chwilkę, to opiszę to wszystko. Może się komuś przydadzą gdy będzie uczył swoje dzieci?
Serdeczne uściski dla wszystkich mam i dzieciaczków!
 
Bookehya cieszy mnie, ze twoj post znalazl sie w tym watku. Juz myslalam, ze jestem jakims wyjatkiem, ktory uwaza, ze male dziecko naprawde mozna nauczyc czytac i nie tylko to, jesli podchodzi sie do edukacji z rozsadkiem oczywiscie. Moja coreczka nie ma ADHD tak jak twoj synek, ale jakos tak od malego naprawde bez klamstwa od malutkiego wykazywala cechy osobki ciekawej wszystkiego i to co mnie zaczelo zastanawiac nad jej innoscia to to, ze raz cos zobaczyla, raz uslyszala i perfekcyjnie zapamietywala. Zaczelam sie jej dokladniej przygladac, podpatrywac, co bierze do raczki, czym sie bawi, co ja interesuje i poszlam ta droga, w slad za coreczka. Mnie tez sie wydawalo, ze to zbyt wczesnie aby uczyc tego czy tamtego, ale tak naprawde to znowu coreczka wyznaczala granice swoim zainteresowaniem, jaka ma byc nastepna rzecz, ktorej chce sie nauczyc. Zeby bylo to bardziej zrozumiale demonstrowala na wszystkie sposoby, ze to juz ona umie, tamto tez i, ze chce bawic sie w cos innego. Pisze bawic sie, poniewaz u nas caly czas uczylysmy sie poprzez zabawe. Nie jestem nauczycielka, wiec nie znam fachowych metod nauczania. Pan Doman, o ktorym piszesz nic mi nie mowi, bo pierwszy raz slysze to nazwisko i to, ze poleca jakies metody uczenia juz od malego. Byc moze jest tak jak mowisz, ze jego metody sa swietne i czynia cuda, nie doswiadczylam tego, poniewaz wczesniej o czyms takim nie slyszalam. Uczylam i do tej pory ucze coreczke bawiac sie. Zatem moge powiedziec, ze tzw. domowy sposob u nas tez dal zadowalajace efekty. Dzisiaj coreczka ma prawie 5 latek i tak jak twoj synek swietnie czyta po angielsku, i swietnie czyta po polsku, bardzo ladnie pisze w jednym i drugim jezyku drukowanymi duzymi literkami. Pisane literki uczymy sie dopiero, ale radzi sobie. Umie duzo, duzo wiecej, a wszystko to dzieki temu, ze nauczyla sie czytac. Nikt jej nigdy nie zmuszal do nauki, wrecz odwrotnie, to coreczka gonila nas do pracy z nia znoszac rozne rzeczy, ksiazki, klocki, maskotki. Nie zawsze mielismy czas wtedy kiedy ona chciala, ale gdy my wreszcie znajdowalismy chwile i moglismy poswiecic ja na zabawo-nauke z nasza coreczka to jej do glowy nie wchodzilo nic. Tysiac rzeczy do powiedzenia, tysiac rzeczy do zrobienia miala wlasnie w tym czasie, nie skupiala uwagi, nie sluchala co sie do niej mowi, ale wtedy gdy ona sama do nas przychodzila i chciala sie uczyc, to mi doslownie wlos na glowie sie jezyl z jaka latwoscia i jak duzo zapamietuje. Tak jest do dzis. Kiedy ma ochote uczy sie, kiedy ma ochote bawi sie kolejny dzien w ksiezniczki, przebiera laleczki, albo buduje cos z klockow, lub spiewa i tanczy, robi to na co ma w danym dniu ochote. Od niedzieli czyli juz 4 dzien wylacznie wycina, koloruje, przykleja i oglada bajeczki. W minionym tygodniu np. caly czas pisala literki male pisane i wyrazy przy ich zastosowaniu. Nikt jej tego nie kazal robic, sama bierze do reki to czym chce sie w danym momencie zajac i my jej od tego nie odrywamy. Ja tak jak ty nie mieszkam w Polsce, jestem od kilku lat w USA - New York, coreczka urodzila sie tutaj i jest tak jak twoj synek dwujezyczna. W tym roku rozpoczela nauke w przedszkolu ( 2 i pol godz. ) dla czterolatkow, ale nie jest to nauka obowiazkowa. Nauka obowiazkowa zacznie sie w przyszlym roku czyli dla pieciolatkow - zerowka. Ogolnie jestesmy z coreczki zadowoleni. Jak bedzie dalej czas pokaze. Pozdrawiam ciebie cieplutko.
 
Ech... faktycznie, wiele jest prawdy w tym, co piszesz. Są takie dzieci, które uwielbiają się uczyć i widać to już od małego. Inne znowu nie wykazują chęci nauką i tex się nic na to nie poradzi. Jedno dziecko samo się garnie do wszystkiego, nalega, by się z nim bawić w uczenie się tego czy tamtego. Trzeba tylko za tym iść, wymyślać zabawy w literki, cyferki, itd. A inne nie.
Ale to jest też tak, xe rodzice powinni pełnić funkcję stymulującą tutaj i zachęcać dziecko do zabawy i nauki. Pokazać, że nauka może być jednocześnie fajną zabawą.

Pamiętam, że gdy mój synek mial jakies trzy i pół roku, czytał już bardzo dużo wyrazów. I mial wtedy fascynację różnymi rzeczami, które znajdował w kuchni - mąka, cukier, fasola, przyprawy. Pamiętam, jak kupiłam mu wtedy taką zabawkową kasę i bawiliśmy się w robienie zakupów. Uszyłam mu wtedy takie specjalne woreczki, w których były różne przyprawy, mąki, makarony, fasole, kasze, itd. Wszystkie podpisałam dużymi, wyraznymi literkami. A potem bawiliśmy się, że on był kasjerem, a ja jego klientką, przychodziłam "do sklepu" i mówiłam: "Po proszę kaszę gryczaną, cukier i ryż", a on wyszukiwał woreczki z odpowiednimi napisami, wkładał do torebki, kasował na kasie, ja płaciłam pieniądze i wracałam z zakupów. Po chwili przychodziłam po groch, mąkę razową, kminek i bazylię, a Olek znów odszukiwał odpowiednio podpisane woreczki i mi je sprzedawał. I tak się nauczył czytać kolejne wyrazy. Po prostu szłam za tym, co go akurat interesowało i bawiliśmy się w to, przy okazji wykorzystując czytanie.
Jak mały się zafascynowal Bobem Budowniczym, kupiliśmy mu zabawkowy zestaw narzedzi i one też wszystkie były podpisane. Poza tym, robiłam mu szablony z nazwami czynności. Bob stukał młotkiem, ciął piłą, kopał dół w ziemi, itd. Potem ulubiony piesek Olka wysyłał list do Boba - koperta, a w kopercie było napisane: zepsuta buda. Budowaliśmy oczywiscie wcześniej budę z klocków. I Bob szedł ze swoimi narzędziami naprawiać budę.
I tak w kółko, przez cały czas. Ciągle nowe fascynacje i ciągle nowe wyrazy do czytania. Tak, jak napisałam wcześniej - Olek nauczył się czytać przy okazji. Przy okazji fajnej zabawy w różne rzeczy.
Nigdy go do niczego nie zmuszałam. Wykorzystałam jedynie jego dziecięcy potencjał do przyswajania sobie wiedzy poprzez zabawę właśnie.

Za tydzień Olek kończy sześć lat. teraz aktualnie bawimy się w "zagadki matematyczne".
Olek bawi się ze mną w rozwiązywanie równań z jedną niewiadomą (3 + x = 12 albo 10 - x = 6).
Tak mu się to spodobało, że teraz łazi za mną i mnie męczy od paru dni, żeby się w to z nim bawić, bo teraz akurat ma fazę na matematykę.
Moje dziecko mnie ZMUSZA xebym się z nim bawiła w takie rzeczy.
I co? Mam mu zabronić? Żeby mu dzieciństwa nie zabierać? Ale jemu się to tak podoba!
Moxe dlatego, że pokazałam mu to w bardzo atrakcyjnej dla niego formie. (Zamieniłam nasz "x" na miseczkę w której chowamy naszą niewiadomą, czyli na przyklad klocki, albo kolorowe szkiełka i to sprawdzanie, czy w miseczce jest akurat tyle elementów, ile wyszło mu z obliczeń, jest dla niego taką frajdą, że aż piszczy z radości).
Dziecko może się uczyć wszystkiego, gdy jest na to gotowe, gdy chce i gdy naukę poda mu się w formie atrakcyjnej dla niego zabawy. I tyle. I nie ma się co spierać czego można uczyć i w jakim wieku, bo jest tylko i wyłącznie kwestia indywidualnych zdolności i zainteresowań dziecka, a także chęci rodziców do pracy z nim.
Mój Olek nie jest dzieckiem wybitnie zdolnym. Za to ja jestem bardzo zaangażowaną i pracowitą mamą. I widzę, że starać się warto. Bo to w przyszłości na pewno bardzo zaowocuje. Nie bez przyczyny mówi się, że "losy świata ważą się w dziecinnym pokoju".
Pozdrawiam!
 
W pewnym momencie nie bylo milo na tej stronie jak pewnie zauwazylas, a to dlatego, ze rozne poglady, odmienne zdania na temat uczenia dziecka czytania, matematyki i innych rzeczy starly sie ze soba. Ja od poczatku prowadzonej tu dyskusji mialam takie zdanie jak twoje. Czyli uwazalam i niezmiennie nadal tak mysle, ze aby byl sukces w pracy z dzieckiem, to najpierw musi ono tak jak ty ladnie to ujelas miec potencjal, a zaraz za nim a tak naprawde przy nim powinien znajdowac sie rodzic i znowu jesli pozwolisz uzyje twoich slow stymulujacy dziecko i zachecajacy do zabawy i nauki. Bez rodzica a dokladnie bez jego wskazowek dziecku chetnemu, wrecz wyrywajacemu sie do nauki roznych rzeczy samodzielnie nie uda sie osiagnac wiele. Dziecko w podobnym wieku do naszych dzieci nie jest jeszcze zdolne do tego by okreslic, ktora metoda uczenia sie jest dla niego najlepsza by byla efektywna. Tutaj pole do popisu maja rodzice, ale jacy rodzice? Tacy rodzice, ktorzy i ponownie uzyje twoich slow angazuja sie i wykazuja checi do pracy z dzieckiem. Dlatego pisalam dziewczynom i nie spotkalo sie to ze zrozumieniem, ze nie powinny rozpisywac sie i mowic jak zazdroszcza mamom tych dzieci, ktore juz wiele umieja, tylko powinny najpierw przyjzec sie sobie co robia, ile daja z siebie dziecku, gdy ono chce sie uczyc. Dalam nawet przyklad mam, ktore znam z widzenia z parku dla dzieci. Nic nie robia, doslownie nic nie robia, siedza z tylkami na lawce i plotkuja, a to na mezow, a to na kolezanki, a to na obecne panie w parku. Przechwalaja sie jedna przez druga, ze ta ma pania, ktora tyle i tyle razy w tygodniu przychodzi sprzatac, a tamta ma pania, ktora robi zakupy i chodzi do pralni. Wlos na glowie mi sie jezy jak slucham takiej gadki. Potem tylko glupio sie odzywaja. O! Ile pani coreczka ma lat, ze to umie czy tamto. A ja tylko odpowiadam, jest w podobnym wieku do pani synka czy coreczki. I dalej slysze, no wie pani a moja coreczka nic doslownie nic nie robi. Zeby zaciskam zeby nie wybuchnac i odpowiadam grzecznie, ze moze nie jest jeszcze gotowa do nauki. Ludzie, mysle sobie tak naprawde w duchu, to co ty kobieto robisz w domu, jak masz pania do sprzatania czy do prania i zakupow. Przeciez wtedy jest ogrom czasu, ktory mozna dziecku poswiecic. Jak mozna potem zazdroscic. Wracajac jednak do nauki, caly czas uczymy sie poprzez zabawe, wykorzystujac to co mamy w domu. Na przyklad klocki nigdy nie sluzyly nam tylko do budowania domkow, zamkow, mostow. Juz same klocki pozwolily nam uczyc sie kilku rzeczy naraz, a to kolorkow, a to wielkosci, a to ksztaltow. Misie, laleczki, puzzelki, duze karty z obrazkami i podpisami oraz bardzo fajne duze karty ( puzzelki ),tez odegraly swoja role podczas zabawo - nauki. Woreczkow do zabawy w sklep nie szylam, ale zbieramy kasztany, zoledzie i listki. Oprocz tego, ze tworzymy z nich ludziki, zwierzatka, zastepuja nam podczas zabawy w sklep cukierki, buleczki, itd. Ja jeszcze poswiecam duzo czasu na muzyke. Kiedy coreczka nie miala jeszcze roczku, ogladajac ze mna bajeczki dla dzieci zaczela sobie czasami cos tam pod noskiem pomrukiwac gdy slyszala muzyczke. Nie zwracalam na to wiekszej uwagi na poczatku, z czasem jednak uslyszalam, ze perfekcyjnie spiewajac oczywiscie la la la powtarza dzwieki, ktore slyszy w bajce. Sama jestem zakochana we wszystkim co ma zwiazek z muzyka, dlatego tym bardziej ucieszylam sie, ze coreczka tak swietnie ja slyszy. Tak naprawde to byl poczatek naszej edukacji, nie czytanie, liczenie, pisanie tylko muzyka. Od niej wszystko sie zaczelo. Dzisiaj coreczka tanczy w szkole baletowej, uczy sie tez w szkole drama and singing, na pianinie poki co ucze ja sama w domu.
 
A u mnie jest problem z czytaniem.
Julia zna wszystkie litery, wiekszosc potrafi napisac, ale nic poza tym. Zmusic ja do nauki liter po prostu sie nie da, obojetnie jakie zabawy zaczelabym wymyslac :confused2: Za to liczenie to jej zywiol! Zna cyfry, potrafi liczyc do 100, dodaje, odejmuje i moglaby sie w to "bawic" na okraglo. Czuje ze rosnie mi mala matematyczka :-D Tylko jak ja przekonac do czytania???
 
Witam! Moja córcia też nie umie czytać,nawet nie zna literek.Czasami tylko każe sobie coś napisać i przepisuje.Liczyć tez umie do 10.Nie mam zamiaru przyspieszac jej nauki i uczyć ją w domu bo póżniej będzie się nudzić w szkole.
 
uff przeczytałam cały watek,bo moja panienka ma 5 lat
moje dziecko zna literki,nie wszystkie,umie je wypisać-te które umie na kartce,ale nie wszystkie poprawnie nazwać
i nie dlatego,nie umie wszystkich literek na pit pot,bo nie stymuluje jej rozwoje,ale dlatego,ze mała nie wyraża checi,aby poświęcać na to więcej czasu na naukę,przyjdzie jeszcze czas i się nauczy czy to z moją pomocą czy w przedszkolu
zgadzam się z wypowiedziami Betty,na wszystko przyjdzie czas,a także są dzieci uzdolnione,ale te które pociechy nie umieją,nie trzeba ich matki nazywać od razy złymi,ze dzieci nie umieją wychować,a dzieci nieuki

nie byłą bym sobą jakbym nie wtrąciła,swoich trzech groszy do wątku Mamo43 moim zdanie to ty jesteś nie mila w swoich wypowiedziach,odpychająca, uważasz,że jak twoje dziecko jest uzdolnione,to wszystkie 5-latki powinny płynnie czytać, nie mówiąc,ze jeśli masz 43 lata to wszystko wiesz najlepiej,oraz co ty nie jesteś,bo mieszkasz w Ameryce,a my jesteśmy głupie bo w Polsce,a jeszcze,ze krzywdzimy swoje dzieci,bo nie wychowujemy je samodzielnie do 4 roku życia tylko zostawiamy pod opieką babć czy niań-a ja się zastanawiam,bo gdzieś pisałaś,ze masz jeszcze starsze dzieci,czy tez z mini siedziałaś do 4 urodzin i czy jako 5 latki płynnie umiały czytać??????? czy tylko teraz robisz z siebie alfę i omegę
 
Ostatnia edycja:
uff przeczytałam cały watek,bo moja panienka ma 5 lat
moje dziecko zna literki,nie wszystkie,umie je wypisać-te które umie na kartce,ale nie wszystkie poprawnie nazwać
i nie dlatego,nie umie wszystkich literek na pit pot,bo nie stymuluje jej rozwoje,ale dlatego,ze mała nie wyraża checi,aby poświęcać na to więcej czasu na naukę,przyjdzie jeszcze czas i się nauczy czy to z moją pomocą czy w przedszkolu
zgadzam się z wypowiedziami Betty,na wszystko przyjdzie czas,a także są dzieci uzdolnione,ale te które pociechy nie umieją,nie trzeba ich matki nazywać od razy złymi,ze dzieci nie umieją wychować,a dzieci nieuki

nie byłą bym sobą jakbym nie wtrąciła,swoich trzech groszy do wątku Mamo43 moim zdanie to ty jesteś nie mila w swoich wypowiedziach,odpychająca, uważasz,że jak twoje dziecko jest uzdolnione,to wszystkie 5-latki powinny płynnie czytać, nie mówiąc,ze jeśli masz 43 lata to wszystko wiesz najlepiej,oraz co ty nie jesteś,bo mieszkasz w Ameryce,a my jesteśmy głupie bo w Polsce,a jeszcze,ze krzywdzimy swoje dzieci,bo nie wychowujemy je samodzielnie do 4 roku życia tylko zostawiamy pod opieką babć czy niań-a ja się zastanawiam,bo gdzieś pisałaś,ze masz jeszcze starsze dzieci,czy tez z mini siedziałaś do 4 urodzin i czy jako 5 latki płynnie umiały czytać??????? czy tylko teraz robisz z siebie alfę i omegę

Podpisuje sie pod tym.
Jeszcze zastanawiam sie, ktore dziecko jest szczesliwe jesli non stop chodzi na sto roznych zajec i na okraglo sie uczy?

Moja Julia umie liczyc itd ale to ona za mna chodzi zeby ja tego uczyc. Nie lubi liter, ja jej nie zmuszam, ale boje sie ze w szkole tez nie bedzie chciala wiec chcialabym ja do tego troche przekonac. Jesli chodzi o dodatkowe zajecia to chodzi na tance, bo bardzo mnie o to prosila i teraz blaga o konie ale zastanawiam sie czy nie bedzie to zbyt duze obciazenie dla niej skoro dwa razy w tyg tance, a potem pewnie ze dwa razy jazdy konne i to po ciezkim (zabawa tez jest meczaca ;-)) dniu w przedszkolu...
 
reklama
Ja swoją córkę próbowałam uczyć Metodą Domana, ale ta metoda - muszę przyznać to z bólem serca, bo byłam do niej bardzo pozytywnie nastawiona - NIE DZIAŁA.

Poświęciłam się jej bez reszty. Robiłam mojej córce sesje co pół godziny a i tak wydawało mi się, że doba jest zbyt krótka.
Przerobiłam z nią całą MATEMATYKĘ (łącznie z dodawaniem, odejmowaniem, mnożeniem, dzieleniem); parenaście wyrazów w języku angielskim, ponad 100, a może i nawet 200 wyrazów w języku polskim, w tym wprowadziłyśmy już dwuwyrazowe.

Efekt?

Zerowy. Nie potrafi nawet prostych równań, w stylu 2+3, ani tym bardziej czytać. Nie przeczyta ani jednego wyrazu, ani krótkiego ani długiego. ROK PRACY - zmarnowany!
Nie polecam więc tej metody!(choć w głębi duszy dalej w nią wierzę..)..
Teraz znowu będziemy próbować - tym razem Metodę Cieszyńskiej..
 
Ostatnia edycja:
Do góry