reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Czy pomożesz Iwonie nadal być mamą? Zrób, co możesz! Tu nie ma czasu, tu trzeba działać. Zobacz
reklama

Opowieści z ... porodówki !! /bez komentarzy/

Ja mam chwilke wiec tez opisze swoja historie z porodowki;-)
W piatek poszlam do szpitala,tak jak sie umawialam ze swoim ginem,rano dzwonie do niego ze juz leze na ginekologii a on mi mowi ze ma urop:szok::wściekła/y:wiec ja sie pytam,co teraz,czy mam sie wypisywac ze szpitala czy jak bo ja chce zeby to on byl przy porodzie.Powiedzial mi ze mam isc na badanie i zobaczymy jak tam jest przygotowane,wiec poszlam,on w tym czasie przyszedl do szpitala (ma niedaleko).Pani ginekolog mnie zbadala i powiedziala ze szyjka spłaszczona,rozwarcie na 4 cm:szok:wiec nie ma raczej mowy o wyjsciu.Wyszlam z badania a moj gin rozmawial z lekarzami,potem przyszedl i mowi mi ze przyjdzie jutro,podlaczy oksytocyne i pojdzie do domu a na II faze porodu przyjdzie,wiec juz byl luzik;-)Na ktg wieczorem pokazaly sie piekne skorcze ale nie byly regularne.Rano lewatywa,kroplowki nawadniajace i przenoszenie mnie na porodowke;-)tam badanie-5 cm rozwarcia,podlaczyli mi oksy i kazali chodzic,przyszedl gin,zbadal mnie i powiedzial poloznej ze jak bedzie 7 cm to ma dzwonic.Polozna byla super:-)rozmawialismy o wszystkim,przesympatyczna.Skorcze byly co 5-7 min ale nie byly bardzo bolesne,o 12:00 zadzwonil na porodowke gin,rozwarcie na 6 cm ale skorcze do (_(_) wiec polozna mowi zeby przyszedl przebic pecherz.Przyszedl o 13:00,przebil i dopiero wtedy pojawily sie konkretne skorcze,bolalo jak diabli-skorcze co 3 min,o 14:00 bylo juz 8 cm wiec telefon i po gina.Kiedy przyszedl głowka byla juz widoczna tylko trzeba bylo ja wyprzec i to bylo najgorsze.Parlam,parlam i nic,nie chciala glowka przejsc wiec gin polozyl sie na brzuchu,bylo bólu ze hej,no ale o 15:10 sie udalo:-)potem łozysko bylo przyklejone ale jakos wyszlo.
Dla mnie gdyby nie parcie i problem z wyjsciem głowki porod bylby ekspresowy i w miare do wytrzymania:tak:no ale mam juz to za soba i jestem szczesliwa mamusia:-)warto bylo:-);-)
 
reklama
do szpitala trafiłam 11 grudnia z wysokim ciśnieniem, małą aktywnością Danielka i jego wysokim tętnem. 4 razy dziennie podłączali mnie pod ktg, z dwa razy zrobili usg pod względem przepływów i 16 grudnia zadecydowali, że moje nadciśnienie wikła ciążę i czas najwyższy by ją zakończyć.
17 grudnia od 5 rano byłam przygotowywana do cięcia - lewatywa, wkłuwanie wenflonu, cewnikowanie i znieczulanie dolędźwiowe. trafiłam na świetnego anestezjologa, który cały czas był przy mnie, zagadywał mnie podczas gdy mnie rozcięli i wyciągali Danielka. gdy mi zamachali jajeczkami nad głową, gdy usłyszałam pierwszy krzyk synka to odpłynęłam... odśluzowali go, przemyli i przynieśli do pocałowania.
Danielek przyszedł na świat o 8:55, 3930g, 57 cm i 10 pkt apgar. z maminego brzucha wyciągnął go ten sam lekarz, który wyciągał i mnie :tak:

panicznie bałam się tej cesarki, ale bardzo szybko doszłam do siebie, nie odczuwam żadnych skutków ubocznych znieczulenia dolędźwiowego, rana ślicznie się goi a ja mogę się wreszcie cieszyć swoim maleństwem.
 
kolej na mnie, opowieść optymistyczna dla tych które mają to jeszcze przed sobą.

O 3:30 w nocy obudziły mnie delikatne skurcze. Byłam poza Warszawą. Nie wiedziałam że to to więc sobie tak czekałam do 5:30. Wtedy decyzja: Wracamy do Warszawy. O 6 wyruszyliśmy. Uparłam się że muszę do domu po torbe, poza tym chciałam się wykąpać i obrobić (zrobić na bóstwo znaczy się) :-D

Od 7 do 9 w domu ciągle na skurczach ale takich do zniesienia zdążyłam się wykąpać, umyć głowe, dopakować torbe itp. No i wio do szpitala. Korki maskakryczne, skurcze co 5 minut ale jakieś takie w miare (cały czas myślałam że to nie to :-D) Na 10 dotarłam na Izbe Przyjęć. Na KTG skurcze co 5 minut. Zbadali mnie - rozwarcie na 3 cm. Dobra to jedziemy na sale przedporodową. Tam znów KTG, badanie - rozwarcie na 5 cm :szok:. W ciągu przejażdżki windą o 2 cm większe. Małemu zaczęło spadać tętno więc wzieli mnie na sale porodową. Ale przytomna położna spytała kiedy jadłam i jak powiedziałam że zeszłego wieczoru to dała mi kroplówe i było ok. Położna spytała czy chce znieczulenie a ja w sumie że nie bo jest ok. Ale Ona mówi co się Pani będzie męczyć więc ja że ok. No i dostałam strzała w plecy. Po 15 minutach okazało się że mam bardzo bolesne skurcze mimo znieczulenia. No to dzwonią po anestezjologa żeby zwiększył dawke. Dotarł po pół godzinie. Ale zanim dołożył to położna mnie zbadała a tam rozwarcie na 7 cm a na skrczu na 10 cm :szok::szok::szok:. I panika, bo łóżko nie gotowe i wogóle. Zrobił się niezły raban, lekarka nawet dobiec nie zdążyła, położna odebrała poród, 4 skurcze parte i po sprawie. O 13:10 usłyszałam i pół szpitala też krzyk małego Igorka :-D

Naprawde porób był super. Nacieli mnie - 3 szwy. No i wyłyżeczkowali ale co tam. :-D:-D:-D

Mały dostał 10 pkt. 3160 gram i 53 cm. W szpitalu byliśmy tydzień - żółtaczka 16 więc cieplarka była grana. :tak:
 
Moja historia nie bedzie dla nikkogo zaskoczeniem... w srode 16 grudnia mialam planowane wstawienie sie do szpitala... ale ze stresu w nocy z 15 na 16 grudnia dostalam skurczy co 7 minut... wytrwalam z ciezkim bolem do rana i udalam sie z mezem do szpitala.... skurcze byly nawet mocne bo 70% ale caly czas co 7 minut zdarzylo sie czasem ze co 5 minut... byl to straszny bol brzucha poloczony z bolami krzyzowymi...!!! przyjeli mnie na oddzial i powiedzieli ze bede obserwowac skoro macica ruszyla to da sobie sama rade... i tak nie przespalam pol nocy wtorkowej, caly dzien i cala noc z srody i czwartku az do piatku!!! bylam wykonczona tym brakiem snu a skurcze caly czas takie same!!! rozwarcie postepowalo w zolwim tempie... jak poprosilam o cos do przyspieszenia porodu to powiedzieli mi ze nie moga nic podac bo rozreguluja cala akcje...wiec meczylam sie dalej jak debil....!!! w czwartek mialam rozwarcie 5cm dostalam czopek Scopolan na uregulowanie skurczy ale nic nie pomogl... zbawienny byl piatek... rano na badaniu wyszlo ze juz mam 7 prawie 8 cm rozwarcia i jak robili mi badanie wod plodowych ktore polegalo na tym ze wlozyli mi jakies dwie metalowe lyzki i rozszerzyli troche by odslonic sobie cala widocznosc stwierdzili ze wody sa czyste.. a ja mialam cisnienie caly czas 140/100!!! znow dostalam czopek..ale juz wtedy podlaczyli mi oksytocyne bylo to o 8:45 (nagle pojawila sie taka mozliwosc). ok 10 mialam skurcze regularne co 1-2 minuty ale musialam czekac bo byl wczesniej porod i musieli wysprzatac porodowke!!! tak wiec o 11:30 zabrali mnie na porodowke... rozwarcie na 9 cm...wtedy przyszedl lekarz i przebil mi pecherz plodowy!!! byl 1 lekarz 2 polozne i 1 neonatolog!!! jak przebito mi pecherz poczulam plynace cieplo!! a oni mieli miny jakby nie wiadomo co sie stalo i gapili sie jeden na drugiego bez slowa!! poszlam szybko do wc patrze na podklad a tam zielone wody!!! co za chamy oszukali mnie bylam tylko ciekawa kiedy racza mi to powiedziec!!! najgorsze tez bylo dla mnie lezenie pod ktg ja juz nie mialam sily i podskakiwalam ze tetna dzecka nie bylo pokazanego ale to bylo silniejsze ode mnie.. polozna byla w szoku ze ja lubilam badanie szyjki podczas skurczu.. wszystkie kobiety to bardzo boli a mi dawalo mega ulge!!! polozna stwierdzila ze do 14 sie wyrobimy z porodem wiec patrzalam na zegar jak na zbawienie a byl na wprost mnie... skakalam na pilce a maz masowal mi plecy... mialam jeden problem!! nie czulam boli partych a byla juz wymarzona 14!!! okazalo sie ze ja ich nie czulam z wlasnej winy.. a podali mi na nie jeszcze czopek! pocieszali ze skurcze moje przy oksy so o wiele mocniejsze niz naturalne!!! wiec polozna wizela mnie na kibelek.. usiadlam i opieralam sie na jej ramieniu wczasie skurczu a ona mnie masowala po plecach co naprawde dawalo mega ulge!!! wiele zawdzieczam tej poloznej bo byla naprawde wspaniala i lagodzila mi bol jak sie tylko dalo!!! w pewnym momencie na kibelku poczulam jakby julka ze mnie wypadala!!! okazalo sie ze glupia justysia spinala poslady i miesnie kegla w czasie skurczu i boli nie czula a na kibelku cialo rozluznione i od razu zareagowalo!!! przy lozku porodowym mialam materac tak ze na kleczka opieralam sie rekoma o lozko a na materacu parlam by pomoc sobie i dziecku zejsc jak najnizej!!! jak juz glowka sie zblizala szybko wskoczylam na lozko!!! pierwsze parcie zrobilam z na pol otwartymi oczami!!! dostalam ochrzan i krwinka mi ekla w oku!! poznije bylo jeszcze 5 parc i julka wleciala na moj brzuszek!!!:-) piekne uczucie.. buzke miala normalna a reszta cialka sina!!! przytulilam ja i nie chcialam puscic!!! jak patrzalam na zegar to byla 14:37 a oni podali godz 14:45 ale niech im bedzie! inna polozna powiedzala mi ze zabiera dziecko do kapieli bo bylo w zielonych wodach! nareszcie ktos raczyl to glosno powiedziec!!! przyszlo rodzenie lozyska... polozna ciagnie i mowi ze pepowina sie rwie.. lekarz nacisnal na brzuch w innym miejscu ze prysla krew na polozna a po chwili wylecialo lozysko... polozna stwierdzial ze lozysko watpliwe a lekarz powiedzail ze jest ok a widzialam za co sie bierze.. wzial metalowe lyże wlożył we mnie i wytrzasal mi brzuch ze falowal jak fale na morzu podczas sztormu!!! mialam juz dosc... dobrze ze szycie nie bolalo!!! czulam lekkie uklucia.. co sie pozniej okazalo!! malutka od tych zielonych wod miala zapalenie spojowek i miala powazna infekcje w nosku nie mogla oddychac jak ja karmilam i to byl duzy problem dla nas! na szczescie dzis juz jest ok z tym ze malej strasznie skóra schodzi z ciala!!!
stwierdzam ze wiecej rodzic nie chce!!! do dzis cierpie i jestem na sorbiferze bo za duzo krwi stracilam!! jak poszlam do lazienki z mezem tak juz polozna musiala mnie stamtad zabierac na wozku.. do dzis kreci mi sie w glowie ale najwazniejsze ze malutka jest z nami:-)

PS wg mnie rodzilam 5,5godz a w ksiazeczce zdrowia malej mam wpisane 4:45:) na wypisie mam podana godz urodzenia 14:25...w tym szpitalu panuje mega balagan!!!
 
Ostatnio edytowane przez moderatora:
Chociaż nie najlepiej wspominam pobyt w szpitalu i sam poród, to napiszę kilka słów.
Do szpitala trafiłam 17. grudnia wieczorem, z bólami co 5 minut. Myślałam, że to już to. Na miejscu okazało się, że nie ma rozwarcia. Trafiłam na przedporodową, gdzie w bólach przeleżałam prawie całą dobę. W piątek po południu był 1 cm rozwarcia i trafiłam na patologię ciąży. Wieczorem było już 2 cm i usłyszałam słowa pani doktor: "Pani dzisiaj urodzi".
No cóż, czekałam do soboty rano, po badaniu okazało się, że jest 6 cm.
Oczywiście wszystkie te godziny w bólach i skurczach. Dostałam jeden zastrzyk przeciwbólowy na noc, żebym mogła choć trochę spać. A miałam bóle głównie krzyżowe. Oczywiście miałam regularnie KTG, chodziłam pod gorący prysznic - tylko tyle mogłam zrobić.

Po 9 rano w sobotę 19 grudnia trafiłam na salę porodową.
Tam jeszcze gorący prysznic, a potem kroplówa i się zaczęło. Tylko, że skurcze nie były jakoś specjalnie regularne. Dotrwaliśmy do partych. Mogłam wstać i na początku próbować przeć na stojąco. Potem na plecy i jazda. Skończyło się na tym, że lekarz trochę ugniatał mi brzuch, nacięli mnie, a Maciuś wyszedł trochę siny :-( ale zaraz złapał oddech i się zaróżowił.
Był jeszcze problem z oddzieleniem się łożyska, straciłam trochę krwi.

Jednak to prawda, że wszystkie trudy zapomina się kiedy tylko położą Ci dziecko na piersi.

Nie mogę też nie docenić mojego wspaniałego towarzysza życia, który dzielnie pomagał mi w porodzie, wspierał mnie swoim spokojem i stanowczością, a teraz jest wyjątkowo dzielnym tatą :-)
 
opisuje na swiezo bo jeszcze o wszystko we mnie siedzi :)

cala akcja zaczela sie w drugie swieto ... bylam u mamy i kolo popoludnia zaczely mnie znowu meczyc skurcze ... po kilku godzinach ok 18 postanowilismy jednak pojechac i zrobic KTG /tak dla swietego spokoju !!/ na KTG oczywiscie skurcze sie nie zapisywaly ... syndrom kozetki chyba !! no ale siostrzyczka - doktorka postanowila mnie zbadac i zarzadzla "pani zostaje rodzic!!" ale ze nie mialam torby ze soba i maz zaproponowal ze dowiezie ale pani doktor na to ze mam jechac z nim i wroce z 5 cm :) ... wrocilam kolo 21 ... rozwarcie takie samo ... po dyskusjach z pania doktor zarzadzilismy odwrot ... czekamy na akcje w domu a nie w szpitalu !! /ta czesc opowiadania juz znacie ale najlepsze zaczelo sie pozniej!!/

w domu sie wykapalam i probowalam zasnac ale mialam straszliwe skurcze co 5 min i do tego dreszcze i temperature !! kolo polnocy mariusz sie juz solidnie wystraszyl i powiedzial ze wracamy !! ze dluzej nie bedzie czekal bo potem bedzie ciezko !!!

dojechalismy na IP a pani dzwoni po doktorke i mowi "wygralam ta pani przyjechala jeszcze przed 1 w nocy!!" czyli byly zaklady :) z tego co mi potem pani doktor mowila to obstawiala kolo 4 :)

wiec przyjecie to papierologia, ktora tym razem spadla na mojego meza ... ja tym czasem zwijalam sie z bolu na wersalce ... podlozyli mi tylko papierki do podpisania !! potem badanie i sru na dol na porodowke !!

na wejsciu jak zobaczylam ze na sali jest ta "moja" pani polozna to az sobie odetchnelam !!!

na poczatek znowu podlaczyli mnie do KTG ... skurcze były "takie sobie" na wykresie a mnie bolalo zajeqrwabiscie !!! przynajmniej wtedy tak mi sie wydawalo !! /nie wiedzialam ze moze bolec jeszcze bardziej !!/ potem pani kazala mi isc "podreptac troche bo wlasnie zaczynal sie porod i zebym nie musiala tego slyszec /juz jeden wczesniej slyszalam ale co tam/ poszlam do mariusza na korytarz /mariusza tez mieli na sale puscic dopiero po tym porodzie/ i chwile polazilam - skurcze mi dokuczaly ale jak chodzilam to nawet byly do zniesienia ... potem jeszcze mi pani zrobila lewatywe /chcialam bo kurna po calym swiatecznym dniu to byloby kiepsko/ no i najpierw mnie kobita zbadala i przy tym badaniu przebila pecherz plodowy !! a potem dostalam lewatywe - qrwa wtedy zaczelam miec skurcze !!!!!!!!!!!!!!! Panie Jezu !!!!!!!!! myslalam ze wyzione ducha !!! po toalecie wzielam jeszcze prysznic ale niewiele to dalo ulgi ... a na koniec zanim wrocilam na sale porodowa to jeszcze zaczelam rzygac sama woda !! myslalam ze wypluje zoladek !! koszmar w ciapki ... juz wtedy nie bardzo trzymalam sie na nogach wiec mariusz prawie wniosl mnie na sale porodowa !! wgramolilam sie na lozko i koszmar ciagnal sie dalej !! masowali mne na zmiane polozna i maz ... obcierali mnie mokrym przescieradlem a ja tylko w skurczach powtarzalam "nie wyj tylko oddychaj!!!!!!!!!!!!!!" A tak wogole to rodzilismy na duzej sali a nie na rodzinnej ... wlasciwie bylo mi wszystko jedno gdzie byle to sie szybko skonczylo !! dostalam jakies cos co niby mialo byc przeciwbolowe ... smiech na sali !!! /laski jak wam zaproponuja to zebyscie sie za bardzo nie ludzily ze to zadziala!!/ a potem podlaczyli mi oksytocyne bo rozwarcie nie postepowalo prawidlowo ... na lozku probowalam wszystkich wymyslnych pozycji ... w koncu pani Ala zaproponowala zejscie z lozka i zeby skurcze na siedzaco czy stojaco znosic /wiva la grawitacja !!/ stac nie dalam rady wiec wybralam siedzenie na takim specjalnym krzeselku ... juz wtedy pozwolila mi przec bo mala byla ciagle bardzo wysoko i nie chciala zejsc w kanal rodny !! /pozniej sie dowiedzialam ze to byla ok 4 rano !!/ mariusz mnie musial trzymac w pionie bo miedzy skurczami to ja praktycznie tracilam przytomnosc ... polozne tylko wymienialy spojrzenia i pomagaly mi sie zbierac przy kolejnych skurczach ... ponoc raz jeden poprosilam zeby mi jednak zrobic cesarke bo umieram !! wtedy kazaly mi wrocic na lozko ze tak bedzie bezpieczniej ... na lozku juz parlam na wznak, na boku na kolanach jak badz byle to tylko cokolwiek dawalo !! wygielam dwa strzemiona na nogi i potem parlam juz zaparta o biodra poloznych !!! mariusz mi mowil ze ledwo dawaly rade ... on mi glowe trzymal przycisnieta do klatki i ciagle pilnowal zebym zamykala oczy /i tak mi wszystkie naczynka popekaly ... / ja pamietam moment jak pani Ala ubrala sie juz w fartuch chirurgiczny - wiedzialam ze to juz bedzie finish i chyba wtedy wstapily we mnie dodatkowe sily ... nie bylo sie bez nacinania bo glowka jednak byla dosc spora - bol paskudny bo inny niz te wczesniejsze !! ale za moment polozyli mi mala ma piersi i naprawde swiat dla mnie przestal istniec !!!!!!!!!!!!!!!!! ryczelismy we dwojke - tylko Agatka nie plakala :) zakwilila raz jak ja wyciagneli ale potem byla spokojniutka :) za chwile chcieli mi ja zabrac ale ja sie stawialam dosc dlugo :) w koncu urodzilam lozysko a mala nadal mialam na piersi i nie chcialam oddac :) w koncu mariusz mnie przekonal ze z nia pojdzie i sie zgodzilam :) dostalam wtedy jakis zastrzyk dozylny po ktorym chyba troche odzyslalam swiadomosc - nie wiem po jaka cholere bo szycie bylo koszmarne i wolalabym tego nie pamietac !!! mala byla mierzona i wazona w tej samej sali i wszystko przy mariuszu ... pani doktor relacjonowala co robi tak zebym i ja slyszala :) a potem polozyli ja na takim stole pod lampa i sie wygrzewala trzymajac tatusia za palec :) ... jak mnie doktorka poszyla to przesiadlam sie na wozek i przewiezli mnie do salki "rodzinnej" gdzie mialam 2h lezec i nie zasypiac !! oczywiscie bylismy z mala :) zabrali mi ja kolo 7 rano do kapieli a mnie przewiezli na oddzial ... mariusz jeszcze z godzinke z nami pobyl ale tez juz sie ledwie na nogach trzymal wiec wyslalam go do domu i mialam nadzieje ze usne ale nic z tego nie wyszlo ... wiec spokojnie doczekalam wizyty i potem juz mi dzieciatko przywiezli wiec spalysmy sobie razem :)
 
A więc teraz ja i moje porody jak przeczytacie całe będziecie wiedziec dlaczego napisałam porody bo przeszłam dwa :cool: niestety..... i sn i cc....

odrazu napisze ze oba porody były istnym koszmarem i długo dochodziłam do siebie po nich....

A więc od początku ... w terminie pojechałam na kontrolne KTG moje pierwsze jeszcze na BB napisalam "ok dziewczyny lece trzymajcie kciuki" no i zamówiłam taxi i pojechałam była to pierwsza zima prawdziwa jechałam godzine chyba taxi na IP dojechalam poszlam był juz na miejscu mąż i mnie podłaczyli ktg skurczy nie zapisywalo ale co chwile maszyna glosno piszczala wyła na caly głos hmm pomyslalam cos nie tak i zobaczylam ze to chyba tętno dzidziusia jest bardzooo wysokie ,,,, przelezalam po skonczonym KTG polozna na IP powiedziala musi Pani zostac ktg jest nieprawidlowe wysokie tętno dzidziusia ....no wiec mąż w taxi i pojechal po torbe moja a ja na porodówke i wypelnialam papiery (ze jestem juz na porodowce dowiedzialam sie od dziewczyny ktora rodzila ;) ... bylam w szoku ze wzieli mnie na porodowke niewiedzialam co sie dzieje siadlam tam na kozetce roztelepana bo dziewczyna za parawanem rodzila ogolnie rodzilo sie tam ... oddzielone parawanem tylko darła sie w niebo glosy ta dziewczyna ja cala przerazona .... caly czas podlaczali mnie pod ktg i nie pozwolili uzywac komórki a i oczywiscie zakaz odwiedzin zostalam wiec sama ... pozniej przeniesli mnie z kozetki na lozko porodowe byla tam pilka i worek sako pozniej sie dowiedzialam ze jestem tu bo nie ma miejsca gdzie indziej .... czakalam wiec do rana rano ukradkiem powiedzialam ze ide pod prysznic i o 6 rano spotkalam sie na chwile z mezem przytylilam i wrocilam na porodowke czekalam na wizyte rozpłakana juz cala bo nie wiedzialam co bedzie na wizycie lekarz powiedzial ze rozwarcie 1 cm i idziemy na usg na usg okazalo sie ze dzidzius juz musi opuscic brzuszek bo juz jest pora jego chyba lozysko stare a wiec postanowili ze podlacza mi kroplowke odzywcza na poczatek a pozniej kroplowke z oksytocyna na indukcje porodu podpisalam zgode... podlaczyli odzywcza i powiedzieli ze rozwarcie na 3 cm cieszylam sie ze nie odczulam pierwszych 3 i ze jeszcze tylko 7 cm byla godzina kolo hmm 12 jakos oczywiscie przez ten caly czas nic nie jadlam i w sumie nic nie pilam bo mi nie pozwolili .... pisalam z męzem smsy bo mialam ktg i kazali tel wylaczyc wiec ukradkiem smsy pisalam co sie dzieje ... minal jakis czas a ja zaczelam odczuwac skurcze w miare do zniesienia regularne co 5 min jakos zanim podlaczyli oksytocyne !!! powiedzieli rozpoczelo sie samo nie trzeba podlaczac juz ..... chyba moj mózg wywołał te skurcze i porod sie zaczał pragnelam zadzwonic do meza bo bylam zupelnie sama mialam skurcze a przy mnie nikogo nawet lekarzy .... powiedzialam ze ide pod prysznic jeszcze poszlam pogadalam z mezem wzielam prysznic ktory nic nie pomogl juz pod prysznicem zwijalam sie z bolu skurcze co raz mocniejsze byla juz okolo 17 wtedy bolało juz bardzooo błagalam o cos przeciwbolowego pisalam do rodziny zeby mnie ratowali hehe bo juz nie mam sily przyjechali !!! do mnie chodz wejsc nie mogli gadali cos tam z lekarzem i polozna ... przyszedl lekarz i powiedzial ze juz 10 cm ...bylam szczesliwa ze tak szybko w miare poszlo no i ze juz zaraz koniec i zobacze mojego synka byla godzina 19 i wtedy zaczal sie istny koszmar dostalam boli partych i nie moglam wyprzec blagalam o cos przeciwbolowego dostalam sms od rodziny ze zaraz dostane cos przeciwbolowego ze juz to zalatwili i dostalam zastrzyk narkotyczny ...czulam skurcze dobrze ale moglam spac pomiadzy nimi budzilam sie zeby przec nikt mi nic nie mowil ze mam miec zamkniete oczy czy cos parlam z otwartymi itd nikogo przy mnie nie bylo krzyczalam ze umieram i zeby ktos przeszedl do mnie przyszla polozna i kazala nie przec a ja nie moglam bo czulam takie mocne parte ze hej i parlam ,,,, raz na boku raz na plecach bylam oszolomiona po tym zastrzyku niewiedzialam co sie dzieje trzymalam sie jakiegos draga ktory byl obok lozka wogole chcialam wstac ale mi nie pozwolili bo caly czas ktg i nie mozna bylo .... parlam juz godzine myslalam ze umre ryczalam darlam sie na caly szpital nie moglam juz oddychac mowilam pomozcie mi prosze a oni " ze sama sobie musze pomoc i urodzic i oddychac podczs skurczu a nie sie drzec bo udusze wlasne dziecko " a ja nie moglam myslalam inne dziewczyny 3 czy 4 parte i dziecko na swiecie a ja juz pre 1,5 godziny i nic w koncu lekarz zdecydowalam ze cos nie tak skoro minelo od 10 cm juz 1,5 godzin partych i nic nie idzie .... ja myslalam ze jelita juz cale mi wyszly na wierzch takie moce mialam te parte a dziecko nie schodzilo nizej za nic.... w koncu lekarz zapytal czy wyrazam zgode na cc ... krzyknelam z ulga tak !!! i podpisalam ... szybko musialam przejsc na inne lozko zdjac kolczyli bo mialam takie male i wzieli mnie do windy i na blok operacyjny caly czas jeszcze parlam co chwile .... wjechalam na operacyjny anastazjolodzy zadawali 100 pytan na raz trzymali mnie za glowe zwiazali rece i nogi bo parlam caly czas w koncu widzialam ich z 50 to po tym narkotycznym i podlaczyli mi znieczulenie ogolne wtedy myslalam ze mnie zabijaja .... naprawde bylam juz tak wykonczona ze nie myslalam racjonalnie i odplynelam o 20.35 przyszedl na swiat synek droga cc i dostal 4 pkt wskali apgar urodzony wsrod zielonych wod ... odrazu mial tlenoterapie dostal 0 pkt za oddech :(:(:( pozniej w 5 min przyworcili go do zycia i juz mial 8 pkt skoncxylo sie na 9 pkt... ja obudzialam sie jak mnie wywozili z operacyjnej maz powiedzial DZIEKUJE ~!!! i mnie pocalowal to mnie obudzilo ... zawiezi mnie na sale na oddziale tam koszmar sie nie skonczyl znieczulenie minelo bolały i skurcze ktore zwijaly macice z tych 10 cm i rana po cc ...... pamietam ze pytalam tylko o moje dziecko ze pragne je zobaczyc w koncu mi przyniesli i odrazu do cyca chwile z nim bylam i mi go zabrali przyniesli rano ja cala noc umieralam dalej w bolach .... troche spalam ale szew po cc ciagnal i oczywiscie po tych porodach bylam wykonczona plakalam caly tydzien w szpitalu bo nie dalwalam rady zajac sie wlanym dzickiem tak mnie wszytsko bolalo ... dzis jestem szczesliwa mamusia !!!! i kocham mojego syneczka najbardziej na swiecie .....


p.s wszyscy w szpitalu mi wspolczuli ze przezylam dwa porody !!! i dziewczyny z sali mi pomagaly itd ... tyle dobrze... bo zmezem spotykalam sie ukradkiem na chwile tak to przez szybe moglismy sie widziec ... i jak wiecie nie ominela nas zloltaczka i leczenie antybiotykiem na crp .... dzis naszczescie juz jestesmy w domu !!!

porod ogolnie to koszmar !!!
 
To ja tak dla kontrastu z wiką opiszę mój poród.

W poniedziałek, 14.12 miałam podjechać na KTG. Od rana jakoś dziwnie sie czułam, ale KTG nic nie wykazało, a ja podczas tego 30-minutowego zapisu wyraźnie czułam 3 skurcze i to w równych odstępach. Dorwałam gina, pokazałam mu wydruk i powiedziałam, że ja coś czuję więc sprawdził rozwarcie - 3 cm, szyjka miękka i gotowa i zapytał czy chcę zostać w szpitalu. Powiedziałam, że bez Bogusi (znajomej położnej) nie rodzę więc lekarz zadzwonił do niej zapytać kiedy ma dyżur. Okazało się, że od godz. 19 i jak mi zależy żeby urodzić to on już tak załatwi, żeby np. wywoływali. Pojechałam na zakupy, potem zabrałam dzieci autobusem na Stary Rynek, obejrzeć żywą szopkę i troche za prezentami pochodziłyśmy. Wróciłam do domu i stwierdziłam, że właściwie żadnych skurczy nie czuję. Zadzwoniłam do położnej z zapytaniem czy mogę podjechać do szpitala jak położe dziewczynki spać, żeby sprawdziła czy coś się ruszyło. Ok. 21 byłam w szpitalu, ale nic z tego - skurczy brak, rozwarcie dalej na 3 cm więc stwierdziłyśmy, że nie ma sensu wszystkiego na siłę przyspieszać. Wróciłam do domu, poczytałam BB i nagle skurcz, następny po 20 min, następny po 17 min. O 23 poszłam spać z wychodzącym czopem i czułam, że coś mnie pobolewa. Ok. północy coś mi chrupnęło w brzuchu i byłam pewna, że to wody zaczęły troszkę wyciekać. Wykąpałam się, stwierdziłam, że moje skurcze nie są bynajmniej regularne, ale co 14, 12, 10, 9, 7 min. Z powrotem do szpitala. O 1 byłam na IP, o 1:20 na porodówce. Jak się gramoliłam na łóżko to stwierdziłam: "jak dobrze, że to już ostatni raz!". Bogusia sprawdziła rozwarcie: 6 cm, główka przyparta. Oczywiście pytali mnie o tysiąc różnych rzeczy, a ja po ok. 15 minutach stwierdziłam, ze zaraz mi dzidzia wyskoczy. Okazało się, że rozwarcie jest na 9 cm. Położne sie śmiały, że to trzeci ekspresowy poród tego dnia. O 1:51 Anulcia wyskoczyła i troszke mnie rozerwała swoimi tłustymi barami - jak stwierdziła położna. Potem niecałe 2h z Malutką na brzuchu na sali poporodowej, potem prysznic i... strasznie ze mnie leciało, czułam normalnie skurcze i to parte. Zastanawiałam się czy może jeszcze jedno siedzi w brzuchu. Mówiłam o tym pielęgniarkom, ale pomacały brzuch i stwierdziły, że macica pięknie obkurczona i wszystko cacy. Dopiero na obchodzie poskarżyłam się lekarzowi, popatrzył na mnie nieco podejrzliwie, ale jak mi nacisnął brzuch i wyleciało pełno skrzepów to od razu zabrali mnie na łyżeczkowanie. Ponieważ umierałam z głodu i maż mi przeniósł bułki (zresztą jak wyszłam do niego na korytarz to zemdlałam - pierwszy raz w życiu!) i zjadłam to musieli to robić na żywca. Potem było już OK tylko, że przez tą utratę krwi wyniki mi spadały i zatrzymali mnie w szpitalu. To było najgorsze, bo ja się świetnie czułam, umierałam z nudów a musiałam tam gnić. W końcu, po znajomości, w czwartek wyszłam. Uffffffffff. Oczywiście jak dojechaliśmy do domu to musiałam się przelecieć po sklepach. No i teraz już mi się marzy kolejne dzieciątko! Ale nie mam dawcy, bo mój mąż już chyba do mnie do łóżka nie przyjdzie, żebym znowu czegoś nie wykombinowała.
Zdecydowanie wolę rodzić niż w ciąży chodzić.
 
Mój poród.

Jak wiecie skurcze miałam już od bardzo bardzo dawna i nic w sumie nie zapowiadało, że z tych skurczy moze wyjść tragedia. We wtorek pisałam, że zaczynam mieć skurcze jeden co 7 min a drugi mniej bolesny co 4, ale bardzo długo nic się wiecej nie rozwijało , ok 20:00 zaczelismy sie już martwić ja od 3:00 po południu przestałam czuć ruchy (ale sądziłam ,że przed porodem to naturalny objaw), udaliśmy się do szpitala, na IP wiało pustkami skierowano mnie na oddział gin-poł, tam czekałam na lekarza 30 min zanim raczył jakiś się wychylić z pokoju zaspany, potem skierował mnie do połoznej (super połoznej, dzięki jej zdecydowaniu i naciskaniu lekarzy jestem dzisiaj z małym w domu, co tu dużo pisac - po prostu uratowała Nam życie). Zanim jednak trafiłam na porodówkę musiałam wypełnić papiery tutaj bardzo pomógł mi mąż, przebrałam się w swoją koszulę nocną (skurcze nadal co 7 min i co 4 min drugi), wzieła mnie połozna na KTG, nie zdązyłam pobyć tam chwilę a skurcze na KTG 280 tętno małego 78, biegiem leciałam za połozna na porodówke, szybko mi pomogła się przebrać w koszulę porodową, połozyli mnie na sali ogólnej, obok rodziła kobieta z mężem więc mojego z racji tej sytuacji nie wpuszczono, ale zagladał przez okienkowe drzwi pod salą .....połozyłam się na łóżku, podłączono mi 3 welflony i zaczeli puszczać oxy, w miedzyczasie połozna zadzwoniła po lekarza który przyszedł wsadził mi bezpardonowo całą rekę (wiadomo gdzie) i krzyczy do połoznej ,że główka jest 5 cm od wyjścia z kanału rodnego, że jeden skurcz party i juz bedzie po temacie! pisałam wczesniej, że miałam 3 cm rozwarcia od 3 tygodniu a na porodówce się okazało, że tylko na pół cm! ja nie wiem co za lekarze mi to rozwarcie wczesniej mierzyli! podłaczyli mnie ponownie na stałe pod KTG skurcze 380, tętno małego 78, .....doszła 1 kroplówka -nic, 2 kroplówka- nic, 3 kroplówka- nic! 3 zastrzyki domięsniowe w posladek, 3 zastrzyki w rękę, 3 bezpośrednio w welflon, zaczełam się strasznie po tych wszystkich medykamentach trzaść, dygotałam cała na łózku, przestałam widzieć (obraz rozmazywał mi się zupełnie, zaczynałam tracic przytomnosć) tętno na KTG małego zaczeło zanikać przy 50.:-( potem była długa cisza KTG pokazywało tylko moje skurcze a tętna małego już nie, połozna krzykneła tylko ''dzwoncie po lekarza!'' krzyczała do mnie ;;oddychaj brzuchem, oddcychaj'' podłaczono mi czysty tlen do nosa i film mi się urwał, reszta to już opowiesć mojego meżą.

W szpitalu zrobił się zamęt, zaczeli mnie cewnikować, połozna cały czas obserwowała skurcze które po takich dawkach leków nawet jak byłam nieprzytomna występowały co minutę, zaczeli mnie obracać to z lewego boku na prawy by wyszukać tętno małego, w tym czasie zszedł lekarz, zbiegł się personel chirurgiczny, mąż pomagał przywlec łózko operacyjne, i razem z personelem delikatnie mnie przenieśli z jednego łózka na drugie , z kroplówką na brzuchu nieprzytomną zawiezli mnie biegiem na salę operacyjną, maż mówił, że zespół już czekał, tam znowu zbadano tętno małego : zanikające ale było 38. Podano mi jakiś lek po którym sie obudziłam ale nie pamiętam naprawdę wiele z tego co się działo na sali operacyjnej, dwóch lekarzy mnie trzymało na wpół zgięta, a anestezjolog robił pomiary, czyścił miejsce i zakładał welflony - znieczulenie miałam w kręgosłów, trzymało od pasa w dół. Mąż mówił ,że wystraszył się nie na żarty jak zobaczył, że biegiem pielegniarka pod drzwi sali operacyjnej przybiegła z respiratorem. Potem to już w ogóle mąż nie mógł patrzeć jak mnie tną, i jak lekarz wsadza całą rękę mi do brzucha aż do łokcia, wtedy się okazało, że mam bardzo dużą przepuklinę którą oni jeszcze naruszyli wyciągając ze środka , małego nie mozna było wyciągnąć zaklinował się w kanale rodnym, był naprawdę bardzo bardzo nisko, jak go wyciagali to maż mówił, że aż cała po stole jeżdziłam:baffled: bo wyciagneli nóżki a główka mocno tkwiła w kanale. Do męza w trakcie operacji wyszła druga Pani anestezjolog poinformować go co i jak, powiedziała, że tetno spadało bo było bardzo mało wód, gdy stałam pionowo to wody zakrywały go tylko do barków a gdy leżałam to on pozostawał bez wód, bo one się rozchodziły po ciele.:baffled: i że jeżeli główki nie da się wyciagnąć to będą poszerzać ręcznie miednicę:baffled: podobno mały krzyczał jak odessali wody i był nózkami na zewnatrz a główką wewnątrz. Jak go wyjeli to mąż, płakał pod salą jak dziecko , cały czas informował moją mame telefonicznie o tym co się dzieje przez co biedna niemal zawału nie dostała:-(

Potem przyszła ta Pani połozna która od początku się mną zajmowała do męża i powiedziała jak mnie zszywali : że gdybyśmy poczekali ze skurczami do dnia następnego to oboje byśmy zmarli, mały z zamartwicy a ja z zakażenia organizmu, i że mieli już taki przypadek 5 lat temu.

Na szczęście malutki jest zdrowy, 2960, wysokość 53 cm, 10 pkt w skali Abgar nawet żółtaczki nie miał :tak:i już jestesmy w domciu ufff
 
reklama
w niedziele wieczorem poczulam pierwsze skurcze, najpierw nieregularne ale po jakims czasie byly juz co 5 minut i trwaly 30 sekund .Akurat w ten dzien miala przyjechac moja tesciowa i trzeba bylo odebrac ja z lotniska wiec trzeba bylo ko0mbinowac transport dla niej bo my jechalismy do szpitala.Okolo 24 bylismy w szpitalu skurcze byly bolesne ,ale po badaniu okazalo sie ze rozwarcie na 1 cm wiec polozna powiedziala zeby jechac jeszcze do domu,okolo 1 w nocy bylismy w domu,ja wymiotywalam i mialam dreszcze jakos przezylam ta noc skurcze caly czas co 5 min ale rano trwaly juz minute wiec postanowilismy ze jedziemy do szpitala ,w szpitalu badanie rozwracie 2 cm i znowu odeslai nas do domu surcze byly juz tak bolesne ze chcialam zeby ktos mnie zabil,(wszyscy mowia ze drugie dziecko rodzi sie szybcie ,akurat).jakos przezylam ten dzien i wieczorem juz z nadzieja ze to sie skonczy pojechalismy do szpitala ,skurcze nie do zniesienia ,badanie i mowia ze 3 cm ,myslalam ze sie zalamie prosze zeby dali cos na przyspieszenia a oni ze dopiero jak bedzie 5 cm rozwarcia,juz po telefonie tesciowej ,ze moj starszy syn strasznie za nami teskni polozyl sie w naszym lozku i placze (nie ma czestego kontaktu z tesciowa),zaczelam ryczec jak szalona mialam juz wszystkiego dosc ,tesknilam za synem ,bol i przedluzajacy sie porod wszystko bylo ponad moje sily.Polozna zaproponowala ze mozemy jechac jeszcze do domu albo da mi zastrzyk po ktorym przespie sie 3 godzinki i odpoczne.Ale nie dawalo mi spokoju ze syn placze za nami i nie wie pewnie do konca o co chodzi (chociaz staralismy sie go przygotowac do tego)postanowilam ze jedziemy do domu chociaz na kilka godzin ,najgorsza byla podroz samochodem skurcze byly juz tak bolesne ze zapieralo mi dech.O 24 z poniedzialku na wtorek pojechalismy do szpitala w ktory wkoncu powiedzieli ze musze juz zostac .Poprosilam o jakies znieczulenie polozna przywiozla butle gazu.Poczulam niesamowita ulge ,cos jakbym byla na imprezie mocno zakrapianej ,po jakiejs godzine gaz juz zupelnie nie dzialam ,dostalam zastrzyk w udo po ktorym przespalalm sie 3 godzinki ,tak szczeze to z tego okresu nie za duzo pamietam ,wiem ze dostalam ten zastrzyk dwa razy.Maz wspomina ze mowilam cos o reniferach po tym gazie hehe.Wkoncu doczekalam boli partych ,ale nie czulam wogloe checi parcia ,nie mialam juz sily ,wypychalam mala 2 godziny ,prosilam zeby mnie nacieli ale polozna powiedziala ze nie ma potrzeby a ja myslam ze mnie rozerwie czulam jak glowka utkwila i musialam czekac na nastepny skurcz ale udalo sie,mala wyladowala na moim brzuch ,cudowne uczucie ale co tam bede pisac kazda z was tego doswiadczyla:-).Drugi porod byl zdecydowanie ciezszy i dluzszy:no:
 
Do góry