Przezyliśmy.....
Oczywiście płakałam tylko ja, denerwowali się tatuś i dziadkowie, a Andrzejek...jak burza. Pożegnał się pośpiesznie, bawił grzecznie, jadł chętnie i z własnej woli został na leżakowaniu, choć byłam gotowa odebrać go po obiadku. Dobrze, że po 15-tej poszłam po niego z batonikiem, bo inaczej pewnie wracałby do domu z płaczem. Mam nadzieję, że mu zapał nie minie i zawsze tak radośnie będą przebiegały nasze rozstania. I chciałabym bardzo, żeby nie chorował ciężko. W to, że uniknie katarków nie wierzę. Ale jak słucham opowieści o tym, że pójście do przedszkola kończyło się pobytem wszpitalu to mnie ciarki przechodzą po plecach.
A jak Wy wspoinacie swoje pierwsze dni....
Pozdrawiam i zachęcam do wymiany opinii i doświadczeń.
Oczywiście płakałam tylko ja, denerwowali się tatuś i dziadkowie, a Andrzejek...jak burza. Pożegnał się pośpiesznie, bawił grzecznie, jadł chętnie i z własnej woli został na leżakowaniu, choć byłam gotowa odebrać go po obiadku. Dobrze, że po 15-tej poszłam po niego z batonikiem, bo inaczej pewnie wracałby do domu z płaczem. Mam nadzieję, że mu zapał nie minie i zawsze tak radośnie będą przebiegały nasze rozstania. I chciałabym bardzo, żeby nie chorował ciężko. W to, że uniknie katarków nie wierzę. Ale jak słucham opowieści o tym, że pójście do przedszkola kończyło się pobytem wszpitalu to mnie ciarki przechodzą po plecach.
A jak Wy wspoinacie swoje pierwsze dni....
Pozdrawiam i zachęcam do wymiany opinii i doświadczeń.