reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Czy pomożesz Iwonie nadal być mamą? Zrób, co możesz! Tu nie ma czasu, tu trzeba działać. Zobacz
reklama

Poród coraz bliżej!! Wymiana doświadczeń.

Dziewczyny, to i ja opiszę Wam swój poród, bo też wspominam go bardzo dobrze. :tak:

To był 38 tc, tego dnia byłam umówiona z tatą na KTG na godzinę 11 (tu małe wtrącenie - mój tato jest ginekologiem, rodziłam w małym miasteczku w biednym szpitalu ale przynajmniej wśród swoich ;-)). No i tego dnia obudziłam się o 6 rano i jakoś tak mnie brzuch bolał... tak trochę okresowo, ale bardzo delikatnie, potem poszłam siku, a tam wkładka czerwona, hmm... to ja za telefon do taty (niestety nikogo ze mną nie było, rodzice oboje na dyżurach akurat), pytam czy to może być od globulek, bo przez kilka ostatnich dni brałam globulki z antybiotykiem bo miałam stwierdzone GBS - on że możliwe, ale możliwe że zaczął mi się poród, więc jeśli chcę to możemy to KTG przenieść na 9. No to ja ok, rozłączyłam się i dzwonię do męża (który był we Wrocławiu, 350km ode mnie), że może to już, ale nawet jeśli to pierworódki przecież rodzą po 12 godzin, więc na pewno zdąży przyjechać ;-). Potem mnie jakaś taka energia natchnęła, poszłam dopakować do szpitalnej torby szlafrok i dokumenty, potem pod prysznic, umyłam włosy, umalowałam się, w międzyczasie zjadłam jednego m&msa i to był jedyny mój posiłek przed porodem. Aha, i razem ze skurczami (bo jak się domyślacie okazało się że to były skurcze), dostałam biegunki, organizm się oczyścił i potem nie musiałam korzystać z lewatywy.
Przed 9 przyjechał tato, pyta czy dalej mnie boli, mówię, że tak sporadycznie. Podczas jazdy spojrzał na mnie, chyba musiałam się akurat skrzywić, bo mówi - no skurcze masz :-D Podpięli mnie pod KTG i kazali wciskać jakiś guzik, jak będę czuła ruchy dziecka. Trochę się zestrachałam, bo nie czułam ruchów, ale widocznie synek był już gotowy "do lotu" bo KTG wyszło śliczne no i oczywiście piękne regularne skurcze. Ordynator mnie zbadał, rozwarcie 4cm no i na porodówkę. Chwilka papierologii, dostałam koszulę, założyłam szlafrok, wzięłam butelkę z wodą w rękę i chodziłam. Zadzwoniłam do M. że to jednak już więc niech jedzie, niestety nie zdążył.... Chodziłam sobie do 11, potem już na sali kręciłam tyłkiem na piłce i plotkowałam z mamą i położną, bolało coraz bardziej ale ciągle były to bóle jak pierwszego dnia okresu, mocne ale da się żyć. Położna powiedziała, że poczuję jak już będę miała parte :-D No i poczułam... Nie zdążyłam wskoczyć sobie do wanny a tak mnie kusiła, była z hydromasażem, ale zajrzał mój tato i mówi że kategorycznie nie, bo przecież ja zaraz urodzę. No i wtedy zaczęły się skurcze parte i wylądowałam już na łóżku, przebili mi pęcherz płodowy, bo wcześniej wody mi nie odeszły i ten czas nie należał do najmilszych, choć trwał 15 minut. Bolało najbardziej właśnie w krzyżu, czego się kompletnie nie spodziewałam! Ale bolało tylko, kiedy nie pozwalali mi przeć, bo jak parłam to było ok. Nie powiem, wysiłku trochę mnie to kosztowało, ale synek wyskoczył szybciutko, na bóle krzyżowe polecam silnego mężczyznę i naprawdę mocny masaż pleców :tak: Moja mama twierdzi, że krzyczałam, ale ja pamiętam tylko że krzyczałam ale na nią, bo za słabo masowała :-D Niestety nacięli mi krocze, ale ze znieczuleniem, więc jak szyli to tylko lekko ciągnęło. I niestety zabrali mi synka szybciutko na mierzenie/mycie itp. Tym razem na pewno się na to nie zgodzę :no: Aha, urodziłam o 12:30, więc jakieś 6h od pierwszych skurczy.

Co do okresu po porodzie, to nie było fajnie, ale też nie tragicznie. Jedyne co to ciągnęło mnie to krocze, i byłam bardzo osłabiona wysiłkiem, zemdlałam w toalecie, ale ja już mam taki organizm, że po pobraniu krwi mdleję;-) Leżałam z synkiem w szpitalu 5 dni, bo miał lekką żółtaczkę i chcieli go jeszcze potrzymać, dzięki temu mogłam nauczyć się karmić, bo niestety mały cyca nie chciał na początku, nie wiedział co z tym zrobić, nie umiał się przyssać, potem okazało się że to pewnie przez zbyt krótkie wędzidełko... Codziennie mierzyli mi temperaturę, krocza nie przypominam sobie żeby ktoś oglądał, dopiero po kilku tygodniach poszłam na oględziny blizny. Pamiętam, że miałam mały baby blues spowodowany niemożnością nakarmienia synka, właściwie gdyby karmienie przyszło mi łatwo pewnie wspominałabym całość naprawdę super, lekkie niedogodności ale poza tym - wspaniałe przeżycie. A tak... no cóż poród jak wspominałam lekki, połóg trochę gorzej, nietrzymanie moczu się przyplątało, krocze bolało... ale najgorzej z tym karmieniem... także mam nadzieję, że tym razem podołam. Krótkie wędzidełko jest dziedziczne po linii męskiej od strony męża, teraz będzie dziewczynka więc widzę promyczek nadziei ;-)
 
reklama
Może i mój poród do najlżejszych nie należał, ale i tak chcę znowu rodzić naturalnie. Przynajmniej teraz wiem co mnie czeka.
Jedynie czego bym chciała tym razem to tego, żeby wszystko zaczęło się naturalnie i nie musieli mi dawać oxy, bo to po tej oxy mnie tak strasznie bolało. Po za tym liczę na to, że dam radę ustać jak najdłużej na nogach, byleby tylko nie leżeć. Położyć się mogę jak już zacznę rodzić.
 
bardo Wam dziewczyny dziękuję, że opisujecie takie intymne przeżycia bo jako że ich nie przeżyłam to ciężko mi sobie wyobrazić cokolwiek. jeżeli miałabym wybór zdecydowałabym się na cesarkę. Moja mama miała dwa traumatyczne porody. najpierw z moim bratem, pomimo wady wzroku -6,5 i wysokiego ciśnienia w oczach poród naturalny, rozwarcie miała 2,5cm kazali jej przeć, pieleniarki jej cisnęły brzuch, oczywiście Mati się zablokował i wyciągali kleszczami, popękała strasznie. Nic dziwnego, że nie zdecydowała się świadomie na drugie dziecko bo jestem owocem miłości ze spiralą (przy okazji Dagmar mama pozdrawia jako matka córeczki ze spirali ;)). ze mną niestety podobna akcja tyle że tym razem bez kleszczy i łaskawie ją rozcieli żebym wyszła a to mimo spirali kazali jej rodzić naturalnie chociaż rodzice błagali o cesarkę i byli gotowi za nią słono zapłacić.. zatem mój strach do porodu naturalnego jest ogromny i jedyne co mnie uspokaja to to że mogą krzyczeć od wejścia że chcę epidural. chociaż gdybym mogła poprosić i cesarkę i mieć wszystko zaplanowane to bym się na to zdecydowała..

pozdrów mamę :D
 
Witajcie,

ciesze sie ze zalozono ten watek :) ja nie rodzilam jeszcze nigdy ale chetnie poczytam o waszych doswiadzceniach.
Eeeeeee a po co:eek:

A nawiązując do wątku wizytowego to jestem zielona przyznam bo nie rodziłam ale nie rozumiem kobitki dlaczego tak boicie się tej cc?

ja sie boje generalnie porodu - nie wazne jaka metoda :) słyszalam i wady i zalety cc oraz sn.. tak czy siak boje sie obydwu ale innej opcji nie ma i jakos trzeba urodzic.

no wlasnie, przeciez chyba nie trzeba byc przy cc w narkozie? normalnie znieczulenie, zeby nie czuc brzucha itp

u mnie w szpitalu daja jakies podpajeczynówkowe, dają je jedynie do czasu partych boli, nawet wola dac wczesniej niz za pozno pozniej.

Dlaczego nie chciałabym cesarki? Bo to zabieg bardzo inwazyjny potną mnie - skórę, mięśnie i będę miała ranę na pół brzucha :shocked2: A dziecko wyrwą ze mnie siłą na co nie będzie gotowe - a tak to powoli będzie się przemieszczać i przygotowywać do przyjścia na świat.
Może zbyt dosadnie to napisałam, ale takie są moje odczucia i tego nie zmienię.
Jednak nie wiem jak tym razem u mnie się skończy, rozumiem że czasem cesarka jest konieczna i jak się okaże że tak trzeba, to nie będę protestować.

Nie wiem czy dokładnie po to powstał ten wątek, ale jak będziecie chciały to opiszę Wam mój poród :-p.

O cc mam podobne zdanie jak Ty. Uwazam to za operacje jednak, ale jak tak bedzie lepiej dla mnie i dla Malucha ( a w szczegolnosci dla niego) to nie bede sie stawiac i niech tną :) Choc jak polozna mi opowiadala jak to wyglada to sie zastanawiałam mocno :D

Dziewczyny, a myślicie, że aktywność fizyczna i w miarę częsty seks podczas ciąży mogą ułatwić poród czy nie ma na co liczyć?

Strasznie się boję, że jednak się okaże, że w moim przypadku konieczna jest cesarka. Zmierzyć mi miednicę mają dopiero w marcu... Do tego czasu będę w niepewności, niefajnie:(

Właśnie, mamuśki, napiszcie opisy swoich porodów, jeśli nie macie nic przeciwko! Bardzo chętnie poczytamy:)

Aktywność ponoc usprawnia poród, ale nie wiem czy pierwszy tez :) pewnie tez..
co do sexu - słyszałam ze w nasieniu jest oxytocyna czy cos co ją pobudza, dlatego jesli nie ma przeciwskazan to powinno sie regularie uprawiac sex w ciazy :) zalecja czasem w I fazie porodów również - ale nie wiem to tylko to co słyszałam.

Jak pisalam wyzej to ja nie rodzilam, ale mam kilka kolezanek - czesc po cc i czesc po sn. Niektore sobie chwala a inne nie. Mysle ze wszystko zalezy od tego, na jaki persone sie trafi, jakie podejscie jest w szptalu i indywidualnie od kazdej z nas. Ja chcialabym spróbowac sn - wówczas jest to bardziej naturalne dla dziecka. Jednak moze byc tak ze mały sie nie przecisnie bo głowe ma u góry teraz :) czy lekarz z uwagi na cukrzyce zaleci mi cc, czy cokolwiek innego bedzie wskazywało na bezpieczny porod w formie cc - wówczas sie zgodze na cc. Moja kuzynka jest teraz po drugim cc (rodzila w listopadzie) i okazalo sie ze zle jej zszyto blony brzuszne i dostala przepukliny. Teraz ma miec operacje bo wczenisej nie chcieli jej operowac zeby po cc doszla do siebie. To nic groznego - ale jednak zawsze ingerencja medyczna i ja wolałabym szybko i sn :)
 
Jako że dzisiaj mam wyjątkowo aktywny dzień na forum postanowiłam wpaść i tutaj. Alan urodził się w Szkocji planowo miał być to poród we wodzie ale niestety nie udało się, ale po kolei:
We wtorek prawie tydzień po terminie wieczorem zaczęły pojawiać się lekkie skurcze. Na drugi dzień na 15 byłam umówiona na pierwszy etap wywoływania porodu czyli smarowanie szyjki żelem. Skurcze nie były mocne więc poszłam spać, rano skurcze były już ciut silniejsze ja posprzątałam, ugotowałam obiad, wykąpałam się umalowałam i pojechaliśmy do szpitala. Tam stwierdzili że skoro skurcze już jakieś są to nie smarujemy żelem tylko mam jechać do domu i wrócić jak się rozkręci. Nawet mnie nie zbadano dopiero jak napomknęłam że szpital docelowy mam jeszcze 1.5 godziny drogi dalej to stwierdziły że badają. I wszyscy w szoku bo miałam już 6 cm rozwarcia skurcze co 7 min. wystraszyły się i mowy nie było że jadę z K. samochodem, wsadzili mnie do karetki i zawieżli do wybranego szpitala. Najdłuższa podróż w moim życiu. usadzona byłam na wprost zegara i strasznie mi się dłużyło skurcze były już dość bolesne. No i jeszcze położna i sanitariusz którzy nie mogli wyjść z podziwu jaka jestem spokojna i jak świetnie sobie radzę. w szpitalu okazało się że rozwarcie ani drgnęło, skakałam na piłce chodziłam i nic, o 21 przebiły mi pęcherz dostałam gaz do wdychania który mnie nieziemsko denerwował bo wcale nie pomagał. Rozwarcie szło bardzo opornie podali mi oksycotynę więc o porodzie w wodzie mogłam zapomnieć. Mało co pamiętam z tego etapu, pamiętam że podłączono mi Ktg i musiałam leżeć na plecach bo w innej pozycji Alanowi zwalniało tentno. Jak przez mgłe pamiętam że przywieżli sprzęt do reanimacji noworodka i dużo ludzi wokół mnie. Błagałam o cc. między skurczami dosłownie traciłam przytomność, podano mi morfinę ale nie pamiętam ulgi w bólu. w końcu przy 9 cm powiedzeli że mogę przeć, kilka parć i o 3.25 17 grudnia Alan był na świecie. płakał strasznie położono mi go na piersi i w tym czasie mnie szyto, bo gdzieś tam po drodze mnie nacieli-nie wiem nawet kiedy. Po wszystkim wzieli go do mierzenia a mi kazali wstać i iść pod prysznic. na koniec dostałam herbatę i tosty z masłem. chyba nie muszę wspominać że był to najpyszniejszy posiłek jaki jadłam w życiu.:tak:
 
na koniec dostałam herbatę i tosty z masłem. chyba nie muszę wspominać że był to najpyszniejszy posiłek jaki jadłam w życiu.:tak:

Ja dostałam obiadek - kapuśniak i mielony z ziemniakami i surówką. I też wspominam to jako najsmaczniejszy posiłek na świecie :-D
 
reklama
Któraś z Was prosiła mnie, abym przybliżyła swój poród, więc:
1 kwietnia ok 15 założyli mi cewnik Foleya i zaczęły się delikatne skurcze, które ustały ok 20. Nad ranem 2go kwietnia cewnik wypadł i o godz. 9 wzięli mnie na test oct. Najpierw godzina zapisu ktg bez kroplówki, o 10 podłączyli 4 krople na godzinę. Przyszedł ordynator oddziału i stwierdził że robimy oct z kontynuacją i o 11 mieli mi przebić wody, jednak ich ubiegłam i odeszły same o 10.30. Skurcze się nasilały, o 11.45 miałam już 5-6cm rozwarcia i poszłam się przejść do toalety. Gdy wróciłam o 12.10 było już 10cm, dwa skurcze i mały dosłownie wyskoczył o 12.20 ;) Położna ledwo zdąrzyła przyodziać swoje niebieskie wdzianko i rękawiczki. Niemalże łapała Stasia w locie :D Poszło szybko, bolało jak diabli (krzyżowe bóle, których przy córce nie miałam dały mi w kość). Potem 2h kangurowania, ważenie, mierzenie itd... :)
 
Do góry