Dziewczynki przeczytałam Wasze komentarze i płaczę ze wzruszenia....Takie z Was dobre dusze:-) Jestem Wam winna opis tego co sie u mnie działo w ciągu tych paru dni. We wtorek poszłam do ginki na wizytę a Ona stwierdziła że pessar trzyma ale AFI jej sie nie podoba - wyliczyła że wynosi 7 a niby parę dni wcześniej było 11. Powiedziałam jej o skurczach ale na KTG się nie pisały. Zapytała się czy chcę jechać do szpitala - ja już byłam spakowana więc jak najbarzdiej. W szpitalu zbadali mi wody - okazało się że to fałszywy alarm, wody nie wyciekały a AFI w porządku. Na USG wychodziło że mała waży 2650 i lekarz powiedział że jest o nią spokojny. Ale....na fotelu po badaniu dostałam skurczy i to takich co 5 minut. Zaczęli w mnie ładować magnez i nospę ale to mało pomagało, w końcu po całej dobie skurczy co 3 minutowych i interwencji mojej ginki dostałam fenoterol. Wstrzymał mi skurcze, ja leżałam z nogami do góry, wstawałam tylko do łazienki. Ale zanim go dostałam wymacali mnie na fotelu, badało mnie 3 ginekologów chociaż nie chciałam. Efekt był taki że za którąś wizytą w łazience kapnęłam sie że coś jest nie tak - sikało ze mnie jak z kranu. Zbadałam PH paskami i już wiedziałam ze to wody. Jeszcze z kroplówką wzięli mnie na fotel a ja sikałam wodami. Po badaniu przez pessar wyszło mi 7 cm rozwarcia. No i szybka akcja, z tymi sikającymi wodami zabrali mnie na porodówkę. Zdążyłam tylko zadzwonić do mamy że odeszły mi wody i rodzę. Na porodówce nie pozwolili mi już nic robić, raz tylko puścili mnie do łazienki na chwilę, zdążyłam zadzwonic do męża i już położna stukała w drzwi czy wszystko OK. A ja już miałam skurcze pomimo niedawnego feneterolu. Na porodówce dałam im mega zagwozdkę bo chcieli mnie wziąc na CC a ja powiedziałam że nie chcę. Gin z paniką w oczach wydzwaniał do mojej ginki jakie były ustalenia. Co parę minut podchodził do mnie i pytał czy zdaję sobie sprawę z konsekwencji

ęknięcia blizny, krwotoku, straszył że nie urodze bo mam wąskie biodra, za mały brzuch itd itp. Kazał mi napisać całe wypracowanie i podpisać (ja już miałam skurcze). Więc zdjęli mi krążek a tam 10cm rozwarcia. Dalej namawiali mnie na CC....A ja po prostu wiedziałam że muszę urodzić SN - to mi dawało powera. Na szczęście miałam super położną, po prostu rewelacja...Za każdym razem jak miałam skurcz wsadzała mi palce (bolało mega) i wody nadal ciekły...Było ich baaardzo dużo. Nie pozwolili mi już wstać, musiałam wysikać się na basen bo bali się że urodze na podlogę. Za chwilę już wiedziałam że musze przeć, za 3 skurczem urodziłam

Basiula rodziła się z rączką przy buzi więc przy drugim skurczu mnie nacięli w bok. Teraz dowiedziałam sie że do tego była okręcona wokół szyjki pępowiną. Ale non stop monitorowali jej tętno bo ja miałam hopla na tym punkcie po historii z moją Alą. Jak położyli mi Basię na brzuchu to nie mogłam uwierzyć że to już, że się udało...Płakałam jak bóbr jak usłyszałam jej płacz i wiedziałam że będzie dobrze;-)Poprosiłam tylko neonatolog żebym mogła ją nakarmić.Powiedziała że jak będzie OK to ją przyniosą. I przynieśli a mała od razu sie dossała, moja kochana. Dostała 10pkt. Zabrali ją na niecałą dobę do inkubatorka żeby ją ocieplić ale w nocy dostałam ją do karmienia. Widziałam ją w inkubatorku i płakałam - taka biedna, chudziutka w pieluszce....Ale to minęło, teraz jest cudowna, robi śmieszne minki i kocham ten mój cud!!!!
Piękne było to że już jak mnie szyli podeszła do mnie położna inna niż ta "moja" i powiedziała - pani Anito jestem z pani bardzo bardzo dumna że nie dała się pani namówić na CC bo ja sama miałam podobną do pani historię. Jestem tak szczęśliwa że nawet mam gdzieś to nacięcie które tam jest. Teraz już normalnie chodzę, właśnie wróciłyśmy z Basiulką z krótkiego spacerku do mojej mamy (mieszka parę bloków dalej) a moja gwiazda śpi już od 4 godzin jak suseł
