reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Czy pomożesz Iwonie nadal być mamą? Zrób, co możesz! Tu nie ma czasu, tu trzeba działać. Zobacz
reklama

Problem z alkoholem

Magda562

Zaciekawiona BB
Dołączył(a)
29 Czerwiec 2022
Postów
34
Cześć dziewczyny
Piszę, bo chce się po części wyżalić... Mój mąż codziennie pije. Nie jest to upijanie się, ale tak dla smaku. O ile picie można tak nazwać. Wiem i widzę, że ma po prostu problem, bo chce tego piwa codziennie. Jest mi bardzo źle z tym, że od początku ciąży zapewniał mnie, że przestanie przestanie i tak mamy 37 tydzień i dalej jest to samo... Nie potrafi przyjąć do wiadomości tego, że w każdej chwili może się zacząć poród i co wtedy... Sama mam jechać ?! Obiecuję ciągle, że to ostatnie, że si zmieni i na tym się jedynie kończy, bo kolejnego dnia pyta ponownie czy może wypić... Cholernie mi z tym źle i ciężko. W poniedziałek widziałam iskierkę, bo miałam wrażenie, że zrozumiał swój błąd, ale się myliłam, bo dzisiaj jest znowu to samo. Widzi mój płacz i smutek obiecuje, że się zmieni, ale co z tego jak ja w to nie wierzę już i tak bardzo mi z tym źle. Wątpię, że jak pojawi się dzidzia mimo, że jest jego upragniona to przestanie. A ja sobie nie wyobrażam tego, że on będzie codziennie pił. Ja musiałam z wielu rzeczy w ciąży zrezygnować, a on nie potrafi z jednej. Proszę Was o jakieś wsparcie o swoje doświadczenia....
 
reklama
Cześć dziewczyny
Piszę, bo chce się po części wyżalić... Mój mąż codziennie pije. Nie jest to upijanie się, ale tak dla smaku. O ile picie można tak nazwać. Wiem i widzę, że ma po prostu problem, bo chce tego piwa codziennie. Jest mi bardzo źle z tym, że od początku ciąży zapewniał mnie, że przestanie przestanie i tak mamy 37 tydzień i dalej jest to samo... Nie potrafi przyjąć do wiadomości tego, że w każdej chwili może się zacząć poród i co wtedy... Sama mam jechać ?! Obiecuję ciągle, że to ostatnie, że si zmieni i na tym się jedynie kończy, bo kolejnego dnia pyta ponownie czy może wypić... Cholernie mi z tym źle i ciężko. W poniedziałek widziałam iskierkę, bo miałam wrażenie, że zrozumiał swój błąd, ale się myliłam, bo dzisiaj jest znowu to samo. Widzi mój płacz i smutek obiecuje, że się zmieni, ale co z tego jak ja w to nie wierzę już i tak bardzo mi z tym źle. Wątpię, że jak pojawi się dzidzia mimo, że jest jego upragniona to przestanie. A ja sobie nie wyobrażam tego, że on będzie codziennie pił. Ja musiałam z wielu rzeczy w ciąży zrezygnować, a on nie potrafi z jednej. Proszę Was o jakieś wsparcie o swoje doświadczenia....
A co mąż mówi na terapię? Rozważaliście to? Może zacznijcie od rozmowy z terapeutą - w chyba każdym mieście jest ośrodek terapii uzależnień - niech pogada z Wami osoba znająca się na tym temacie, niech Was pokieruje. Z Tobą też powinien porozmawiać terapeuta bo Twój stan niebezpiecznie ociera się o współuzależnienie.
Kurcze szczerze to nie wierzę w to że On bez pomocy tak poprostu rzuci picie.
 
Alkoholik nie rzuci picia od tak. Tylko terapia. Długo jesteście małżeństwem? Od kiedy tak pije? Macie więcej dzieci?
 
Polecam poczytać o teście Audit w internecie. Okazuje się, że jeżeli ktoś pije regularnie, często, codziennie, nawet niemałe ilości, ale przez to picie nie nawala w życiu, to nie jest to uzależnienie o dziwo. Czyli póki nie zdarzy mu się, że zapije tak, że nie pójdzie do pracy przez kilka dni, zaniedba opiekę nad dzieckiem, nie robi awantur itp. to określa się to jako picie „ryzykowne”. I to jest dobra wiadomość. Bo oznacza, że na tym etapie da się to jeszcze opanować, bez konieczności całkowitej abstynencji. Bo jeśli już jest się nałogowcem to jedyne wyjście z tego to zero alkoholu do końca życia, co jest ultra trudne, zwłaszcza w naszym kraju, gdzie dla ludzi odmawiających alkoholu jest zero tolerancji. 
Picie ryzykowne to tez już cienka linia do uzależnienia, ale jeśli będzie się przestrzegać pewnych zasad, opisanych w zaleceniach do testu Audit, to jest jeszcze szansa na normalne życie. Np. przerwy w piciu co najmniej 2-dniowe czy nie przekraczanie limitów dziennych/tygodniowych, które wcale nie są małe.
Ale najtrudniejsze w tym wszystkim jest jednak przekonanie pijącego do zmiany. Bo niestety póki on nie przyzna się przed sobą, że ma problem, póki sam nie będzie chciał czegoś z tym zrobić, Ty możesz prosić, grozić, płakać, krzyczeć itp. bez końca, a i tak nic to nie da. Zazwyczaj człowiek potrzebuje naprawdę silnego bodźca, żeby uświadomić sobie swój nałóg. Ważne, żebyś Ty mu nie ułatwiała tego picia w żaden sposób. Nie woziła go, nie ukrywała problemu przed jego rodziną i znajomymi, nie kryła go. Być może, jeśli nie będzie w stanie zawieźć Cię do porodu i nie pozwolisz mu wejść na porodówkę, ani odwiedzić Was w szpitalu, to to coś da? Potem nie omieszkaj mu tego wypominać przy rodzinie i znajomych, z pewnością nikt go nie będzie bronił. Wiem, ekstremalne, ale może to być przełom i może uchronić Wasze życie (jego, Twoje i Twoich dzieci) przed tragedią nałogu alkoholowego.
 
Polecam poczytać o teście Audit w internecie. Okazuje się, że jeżeli ktoś pije regularnie, często, codziennie, nawet niemałe ilości, ale przez to picie nie nawala w życiu, to nie jest to uzależnienie o dziwo. Czyli póki nie zdarzy mu się, że zapije tak, że nie pójdzie do pracy przez kilka dni, zaniedba opiekę nad dzieckiem, nie robi awantur itp. to określa się to jako picie „ryzykowne”. I to jest dobra wiadomość. Bo oznacza, że na tym etapie da się to jeszcze opanować, bez konieczności całkowitej abstynencji. Bo jeśli już jest się nałogowcem to jedyne wyjście z tego to zero alkoholu do końca życia, co jest ultra trudne, zwłaszcza w naszym kraju, gdzie dla ludzi odmawiających alkoholu jest zero tolerancji. 
Picie ryzykowne to tez już cienka linia do uzależnienia, ale jeśli będzie się przestrzegać pewnych zasad, opisanych w zaleceniach do testu Audit, to jest jeszcze szansa na normalne życie. Np. przerwy w piciu co najmniej 2-dniowe czy nie przekraczanie limitów dziennych/tygodniowych, które wcale nie są małe.
Ale najtrudniejsze w tym wszystkim jest jednak przekonanie pijącego do zmiany. Bo niestety póki on nie przyzna się przed sobą, że ma problem, póki sam nie będzie chciał czegoś z tym zrobić, Ty możesz prosić, grozić, płakać, krzyczeć itp. bez końca, a i tak nic to nie da. Zazwyczaj człowiek potrzebuje naprawdę silnego bodźca, żeby uświadomić sobie swój nałóg. Ważne, żebyś Ty mu nie ułatwiała tego picia w żaden sposób. Nie woziła go, nie ukrywała problemu przed jego rodziną i znajomymi, nie kryła go. Być może, jeśli nie będzie w stanie zawieźć Cię do porodu i nie pozwolisz mu wejść na porodówkę, ani odwiedzić Was w szpitalu, to to coś da? Potem nie omieszkaj mu tego wypominać przy rodzinie i znajomych, z pewnością nikt go nie będzie bronił. Wiem, ekstremalne, ale może to być przełom i może uchronić Wasze życie (jego, Twoje i Twoich dzieci) przed tragedią nałogu alkoholowego.
No właśnie o to chodzi, że nie zawala. Jak jedziemy gdzieś w gości na wesele to też nie pije i wraca autem, ale idzie do sklepu i pije w domu później. Zdarzają mu się przerwy, ale na prawdę chwilowe. Po alkoholu zachowuje się normalnie najczęściej. Wozi mnie na wizyty u lekarza, wszędzie tam gdzie chce nie mogę mu zarzucić tego, pomaga w domu, sprząta. Tylko tu jest problem i na prawdę to niszczy nas. On to niby widzi, bo mówi, że nie powinien itp. ale tak jak mówię nie ma w nim żadnej konsekwencji....
 
A co mąż mówi na terapię? Rozważaliście to? Może zacznijcie od rozmowy z terapeutą - w chyba każdym mieście jest ośrodek terapii uzależnień - niech pogada z Wami osoba znająca się na tym temacie, niech Was pokieruje. Z Tobą też powinien porozmawiać terapeuta bo Twój stan niebezpiecznie ociera się o współuzależnienie.
Kurcze szczerze to nie wierzę w to że On bez pomocy tak poprostu rzuci picie.
Nie, nie myśleliśmy o tym nawet. Może to by pomogło. Najgorsze jest to, że między nami potrafi być na prawdę dobrze. Dogadujemy się. Tylko po prostu ja już jestem bezradna na to i nie potrafię kryć smutku. Dodatkowo hormony w ciąży robią swoje. On mówi, że widzi, że ma problem po czym nie ma w nim konsekwencji zadnej. Jednak jak jedziemy na jakieś wesele lub w gości to on wtedy nie pije wraca autem i dopiero w domu sobie wypije.
 
Nie, nie myśleliśmy o tym nawet. Może to by pomogło. Najgorsze jest to, że między nami potrafi być na prawdę dobrze. Dogadujemy się. Tylko po prostu ja już jestem bezradna na to i nie potrafię kryć smutku. Dodatkowo hormony w ciąży robią swoje. On mówi, że widzi, że ma problem po czym nie ma w nim konsekwencji zadnej. Jednak jak jedziemy na jakieś wesele lub w gości to on wtedy nie pije wraca autem i dopiero w domu sobie wypije.
Myślę że taka rozmowa z terapeutą na pewno nie zaszkodzi. Nie chodzi mi o to by Twojego męża na siłę wciskać w ramy "alkoholik" ale o to by ktoś poprostu Was wysłuchał, powiedział co i jak można zrobić, zaproponował grupy wsparcia, a może coś dotrze do męża, może się otworzy, zobaczy problem z innej perspektywy.
Skoro Jego picie psuje coś między Wami to według mnie to już jest PROBLEM i powód do działania. Niedługo na świecie pojawi się Wasze dziecko a z Nim oprócz miłości i radości to stres i przemęczenie. Powinniście wtedy tworzyć naprawdę zgrany team. Ja nie wyobrażam sobie codziennie czuć wyziew alkoholu z ust mojego partnera, bleeee.
Zastanawia mnie to że Twój mąż nie piję na imprezach, weselach, z innymi a dopiero w domu, sam ze sobą....pytałaś Go o to? Dlaczego tak? Troszkę to wygląda jak zabezpieczanie się przy znajomych i bliskich - w razie gdybyś komuś z rodziny czy znajomych powiedziała że mąż ma problem to przecież możesz usłyszeć że przesadzasz bo na imprezach rodzinnych mąż nie pije albo jakby bał się że w fajnym towarzystwie straci hamulce...pytałaś dlaczego pije po imprezach a nie na nich?
Ciekawe też dlaczego mąż zaczął codziennie sięgać po alkohol - może z czymś sobie nie radzi? Może czegoś się boi, coś Go przerasta?
 
Mój mąż jak zaszłam w pierwszą ciążę też sobie pił piwko prawie dzień w dzień, bo jak mówił on lubi piwo po prostu. A dla mnie to była udręka, choć zachowywał się grzecznie itd to wkur... mnie, że po prostu smierdział alkoholem. Było tak, że raz zawalił i to konkretnie, wyszedł z domu do pracy dzień minął a jego nie ma, drugi dzień się zaczął dalej go nie ma, w końcu się zebrałam i poszłam go szukać, bo dochodzilam od zmysłów co się z nim dzieje. I znalazłam zalanego w trupa w pracy... jak już sholowałam go do domu i doszedł do siebie, poważnie sobie porozmawialiśmy... opowiedział dlaczego się tak dzieje i zdecydowaliśmy, że psycholog będzie dobrym rozwiązaniem. Nie chciał abyśmy wspólnie uczestniczyli w tej terapii, chodził sam i po pewnym czasie przyznał, że sam nie wiedział jak głęboki miał problem. Psychiatra nie określił go jako alkoholika, ale za to psychoterapeuta przepracował z nim jego traumy głównie z dzieciństwa, które uaktywniły się właśnie w czasie oczekiwania na dziecko. Okazało się, że to jego piwkowanie spowodowane było tymi traumami, a ciąża była takim zapalnikiem, powodowała u niego strach z którym chciał sobie radzić właśnie w taki sposób. Było to 10 lat temu, mąż przeszedł całą psychoterapię, do tej pory nigdy nie zdarzył się nam podobny problem, skończyło się jego piwkowanie, od tamtej pory alkohol tylko okazjonalnie, lub jak idzie z moimi braćmi na miasto-parę razy do roku. Dzięki tej ówczesnej psychoterapii relacje między nami bardzo się umocniły, obydwoje nauczulo nas to otwarcie rozmawiać o problemach, przepracowywać je wspólnie, po prostu ułatwiło nam to życie.
Teraz mimo tych potknięć w przeszłości tworzymy wspaniałą rodzinę, mój mąż jest cudownym mężem i tatusiem.
Wtedy gdy on pił ja nie kryłam tego problemu przed resztą świata, a wręcz chciałam aby rodzina wiedziała że mamy taki problem, bo to tak na prawdę nie był tylko jego problem ale nasz wspólny, i pamiętam że chciałam wtedy zrobić wszystko aby pomóc mu się z tego wykaraskać, bo od tego zależało dobro naszej rodziny a nie tylko jeho dobro.
Grunt to nie zostawiać problemu samego sobie, być stanowczym i stanowczo postawić sprawę, że czas to skończyć i wybrać się do niezależnego psychoterapeuty. To są na prawdę mądrzy ludzie i wiedzą co robią i jak postępować w takich przypadkach. Myślę, że w Waszym przypadku będzie to nieuniknione, musisz mężowi postawić sprawę jasno " idziemy na psychoterapię i tyle". Argumenty są jasne, dobro dziecka, Twoje i jego, Waszej rodziny.
Bądź konsekwentna i nie przymykaj oczu bo to jest duży problem.
 
reklama
Mój mąż jak zaszłam w pierwszą ciążę też sobie pił piwko prawie dzień w dzień, bo jak mówił on lubi piwo po prostu. A dla mnie to była udręka, choć zachowywał się grzecznie itd to wkur... mnie, że po prostu smierdział alkoholem. Było tak, że raz zawalił i to konkretnie, wyszedł z domu do pracy dzień minął a jego nie ma, drugi dzień się zaczął dalej go nie ma, w końcu się zebrałam i poszłam go szukać, bo dochodzilam od zmysłów co się z nim dzieje. I znalazłam zalanego w trupa w pracy... jak już sholowałam go do domu i doszedł do siebie, poważnie sobie porozmawialiśmy... opowiedział dlaczego się tak dzieje i zdecydowaliśmy, że psycholog będzie dobrym rozwiązaniem. Nie chciał abyśmy wspólnie uczestniczyli w tej terapii, chodził sam i po pewnym czasie przyznał, że sam nie wiedział jak głęboki miał problem. Psychiatra nie określił go jako alkoholika, ale za to psychoterapeuta przepracował z nim jego traumy głównie z dzieciństwa, które uaktywniły się właśnie w czasie oczekiwania na dziecko. Okazało się, że to jego piwkowanie spowodowane było tymi traumami, a ciąża była takim zapalnikiem, powodowała u niego strach z którym chciał sobie radzić właśnie w taki sposób. Było to 10 lat temu, mąż przeszedł całą psychoterapię, do tej pory nigdy nie zdarzył się nam podobny problem, skończyło się jego piwkowanie, od tamtej pory alkohol tylko okazjonalnie, lub jak idzie z moimi braćmi na miasto-parę razy do roku. Dzięki tej ówczesnej psychoterapii relacje między nami bardzo się umocniły, obydwoje nauczulo nas to otwarcie rozmawiać o problemach, przepracowywać je wspólnie, po prostu ułatwiło nam to życie.
Teraz mimo tych potknięć w przeszłości tworzymy wspaniałą rodzinę, mój mąż jest cudownym mężem i tatusiem.
Wtedy gdy on pił ja nie kryłam tego problemu przed resztą świata, a wręcz chciałam aby rodzina wiedziała że mamy taki problem, bo to tak na prawdę nie był tylko jego problem ale nasz wspólny, i pamiętam że chciałam wtedy zrobić wszystko aby pomóc mu się z tego wykaraskać, bo od tego zależało dobro naszej rodziny a nie tylko jeho dobro.
Grunt to nie zostawiać problemu samego sobie, być stanowczym i stanowczo postawić sprawę, że czas to skończyć i wybrać się do niezależnego psychoterapeuty. To są na prawdę mądrzy ludzie i wiedzą co robią i jak postępować w takich przypadkach. Myślę, że w Waszym przypadku będzie to nieuniknione, musisz mężowi postawić sprawę jasno " idziemy na psychoterapię i tyle". Argumenty są jasne, dobro dziecka, Twoje i jego, Waszej rodziny.
Bądź konsekwentna i nie przymykaj oczu bo to jest duży problem.
U nas był problem z zajściem w ciążę, więc może to był ten czynnik. Tylko, że gdy się udało powinno to się zmienic. Chyba, że było za późno juz. Na prawdę ciężko mi zrozumieć dlateczgo tak się dzieje. Chce go wspierać, nie chce zostawiać samemu sobie, bo widzę też dobre strony nas. A trochę wiem po studiach o nałogach itp że to wcale nie jest proste. Właśnie chodiz o to, żeby on sam to zauważył i chciał.
 
Do góry