ja zawsze bylam przeciwna obecnosci meza (zanim jeszcze byl mezem) przy porodzie bo tez tak jak mąż zyraffki nie chcialam zeby maz zapamietal nie daj boze mnie rodzaca. Balam sie ze potem moga sie pojawic problemy lozkowe. Jak zaszlam w ciaze tez myslalam tak samo, jednak jak widzialam jak moj maz reaguje na ciaze, cieszy sie, wypytuje to powiedzialam mu ze jesli mu bardzo zalezy to ja sie zgodze. I pozostawilam mu wolna reke. Z czasem jak brzuszek robil sie coraz wiekszy doszlo do mnie ze nie wyobrazam sobie ze mogloby go nie byc, ze bylabym tam sama, ze nikt nie bedzie mnie wspieral, ze przyjdzie na swiat jego dziecko i on ma prawo tak samo jak ja w tym uczestniczyc. Dlatego tez rodzimy razem
i jestem z tego powodu szczesliwa