martuśka85
http://psychozytywnie.pl
hej mamuśki... wczoraj miałam dzien.. wracalismy znad jeziora. ja, Sara i moi rodzice. tata sie zagapił i wjechał w kobiete, ktora zahamowala, bo skrecala w lewo. maska auta do skasowana, z dziur od pasow wydobywał sie smrod i dym, zreszta z maski lały się płyny i tez się dymiło. ja Sare szybko z auta jak juz sie ocknelam i telefony na pogotowie i policje. co ja wtedy przezylam... na szczescie nam sie niemal nic nie stalo. tata i Sara cali i zdrowi mimo, ze siedzieli z przodu, ja mam stluczoną wargę i boli mnie ręka jakbym podnosila stukilową sztange (choć nawet nie pamietalam, ze sie nią zaparłam, w ogole totalnie odplynelam chyba w tym momencie, bo niewiele pamietam). mama ma zlamany mostek. Niki ma sie swietnie, choć mi sie z tego stresu niezle rzuch napinał. tamtej kobiecie nic sie nie stalo, pewnie u nas takie zniszczenia auta przez to, że miała hak, a to twarde dziadostwo w porownaniu ze zderzakiem... masakra. całą noc nie moglam spać, ciągle o tym myślałam, mimo, że wszystko ok... z tatą już chyba za kierownice nie wsiąde.... do teraz mam to w glowie i trudno zlapac oddech za kazdym razem, jak o tym pomysle... eh 

Będę siedzieć sobie z dziewczynkami z tyłu, mam nadzieję, że większość podróży prześpią.
Na szczęście obie lubią jeździć, Adriannie wystarczy zerkanie przez okno, Weronika się po 4h zaczyna nudzić. Zastanawiam się czy nie zmienić jej fotelika na tą podróż już tego na przodem jadącego.

