reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Czy pomożesz Iwonie nadal być mamą? Zrób, co możesz! Tu nie ma czasu, tu trzeba działać. Zobacz
reklama

starania , dolki a co z partnerem?

Majeczka

30-tki , przyszłe mamusie
Dołączył(a)
13 Styczeń 2005
Postów
606
Dziewczynki!!
Pozwolilam sobie rozpoczac ten watek poniewaz wczoraj przecztyalam pewien artykul o blokadzie psychicznej depresjach przed ciaza i po czesci roli partnera w tym wszystkim. Poprosilam mojego mezczyzne o przeczytanie go i zaczelismy rozmawiac o naszym problemie i o moich dolkach, frustracjach bezsilnosci, o naszym forum itd. I wiecie co zadal mi pytanie.
"czy ktoras z nas tu na forum choc raz zastanowila sie nad tym ze nie tylko ona ( mnie rowniez mial na mysli) jest w dolku i przezywa kazda porazke pod koniec cyklu...zapytal czy ktoras z nas pomaga psychicznie swojemu facetowi przebrnac przez to co wlasciwie oboje przezywamy - my i nasz partner przezywamy.. .Czy potafimy byc wsparciem czy tylko ofiara? Szczerze mowiac dal mi do myslenia....Faceci to z reguly twardziele chca byc silniejsi od nas chce byc wsparciem pocieszaja nas ale co z ich wnetrzem? Co tak naprawde czuja?
jak to jest???
 
reklama
szkoda za nikt nie odpisal ..Moze jednak warto poswiecic chwile zastanowic sie napisac czy wasi mezczyzni tez czuja sie zagubieni w tym wszystkim???...umiecie im pomoc ? moze tylko ja sobie z tym nie radze..;-((
pozdrawiam
 
Ja juz pisałm o tym fasolce- rozmowa rozmowa i jeszcze raz rozmowa, my z mezem po stracie pierwszej dziddzi przekpłakalismy razem wiele godzin- bo nikt nie musial przed sobą udawać, mąż na początku staral sie zebym nie widziała jak on cierpi ale potem doszlismy do porozumienia, że nie warto sie kamuflowac i było bardzo dobrze :) To polecam wszystkim i tym co sie staraja i tym co aktualnie nie wychodzi
powodzenia :laugh:
 
mrowko dziekuje ze odpisalas...ja wlasnie kolejny raz przezywam porazke ....Wlasciwie my przezywamy bo moj mazczyzna tez...czasem ciezko mi o tym rozmawiac bo wydaje mi sie ze ktoregos dnia on bedzie mial dosc moich dolkow i obsesji ciazowych ;-(
 
Wiem, że teraz jest najtrudniej ale trzeba to razem przetrwać- i musicie naprawde rozmawiać- nawet a przede wszystkim w sprawach seksu- jeśli nie masz ochoty- bo ja nie miałam mów o tym, i posłuchaj co partner na ten temat ma do powiedzenia, jesli uwazasz,że jestes męcząca dla niego to może porozmawiaj z jakimś psychologiem ja pól roku od poronienia żarłam leki bo mialam silną nerwicę - to jest tez dobre wyjście - tylko najpierw pogadaj o tym z lekarzem nic na własną rekę. Może zacznij sobie spisywac własne myśli- cos w deseń pamiętnika i zobaczysz po jakimś czasie czy w Twojej głowie i serduszku uspokaja się troche- ja stosowałam ta metode i tez pomagało- 30 stron przez te pół roku powstało myśli zebranych. Najpierw ma sie żal do siebie, potem do lekarzy no końcu do sił wyzszych- ale pamiętaj nie jesteś ułomna jestes pelnowartościową kobietą- mi to zawsze mój mąż powtarzał- a posiadanie dziecka to nie maraton ani fabryka- to przygoda, radość- warto sie wyluzować- poczekaj pól roku, rok ile będziesz chciala i postarj sie jeszcze raz- wiez mi, że i tak będziesz sie bała ale warto- widzisz przeciez mój paseczek- a lekarze nie dawali mi szansy :) Wszystko przed Wami- tylko, najwazniejsze jest, że by przyświecal wam ten sam cel i byście nie zbaczali z kursu no i co najwazniejsze patrzyli w tym samym kierunku :)
 
mrowko dziekuje ci...dodalas mi otuchy i nadziei...moze rzeczywisci nie ma co sie spieszyc i ponaglac....Chdze ciagle zalamana i zestresowana porzez to prolaktyna skacze a to do niczego dobrego nie prowadzi...Ale jak poradzic sobie z uporyczywym mysleniem o problemach w dzien w nocy nawet poczas pracy czy na basenie ciagle o tym mysle. czasem jestem zmeczona sama soba...Powtarzam sobie ze tak nie mozna ale mysli same sie tlocza w glowie...czasem mam dosc...
 
Witaj Majeczko,

Teraz jestem w 21 tygodniu ciąży ale muszę powiedzieć że przed ciążą nie było łatwo. O dziecko staraliśmy się 2 lata i za każdym razem gdy dostawałam okres wpadałam w dołek. Nieraz wypłakiwałam sie na ramieniu męża i wierzyłam że my jednak dziecka miec nie będziemy. Nie rozumiałam czemu innym posiadanie potomstwa przychodzi tak łatwo a u nas nic nie wychodzi. Lekarz nieraz radził żeby nie myśleć o ciąży tak obsesyjnie bo może byc właśnie blokada psychiczna itp... No ale jak tu nie myśleć gdy tak bardzo sie tego chce. Dokładnie po 2 latach starań test wyszedł pozytywnie i było to dla nas ogromne zaskoczenie ale i ogromna radość. Przez cały czas starań to mąż podtrzymywał mnie na duchu a ja nie bardzo zdawałam sobie sprawę jak bardzo i jego bolą nasze porażki. Teraz dowiedziałam się że on też bardzo to wszystko przeżywał tylko że nie umiał tego po sobie pokazać, wszystko dusił w sobie...
Po tych doswiadczeniach wiemy już że warto ze sobą rozmawiać o swoich uczuciach bo przecież we dwoje raźniej. Po za tym zrozumiałam że życie nieraz potrafi zaskoczyć: gdy staraliśmy się to nic nie wychodziło a gdy straciliśmy nadzieję i zajeliśmy myśli innymi sprawami udało się.

Pozdrawiam,
Agnieszka
 
Chcę w tym temacie również napisać kilka zdań. O moich grudniowych , ciężkich dniach związanych z utratą Bliźniaków pisałam szczegółowo już wcześniej. Cierpiał wtedy razem ze mną moj mąż, choć tak zewnętrznie nie okazywal tego . Wiem, że musiał wtedy być silny, bo inaczej nie udźwignęłabym tego bólu...Jednak kilka dni temu dowiedziałam się od mojej mamy, że w dniu kiedy dzwonił do niej, aby powiedzieć o naszej tragedii płakał przy telefonie jak dziecko...My kobiety mamy inną naturę niz mężczyźni, co nie znaczy że oni mają oczy zamknięte. Mam świadomość tego, że mój mąż - choć o tym głośno nie mówi - zawsze będzie kochał swoje Bliźniaki choć nigdy nie zobaczy jak stawiają pierwsze kroki...Bardzo szanuję Go za to , jakim jest dla mnie wsparciem.
 
Na pewno nie można tracić nadziei. Z mężem staraliśmy się o dzidziusia ponad rok. Jesteśmy już po 30-stce i bardzo zależało nam, aby wreszcie się udało, aby dzidziuś był zdrowy... Wiesz, w tych całych naszych staraniach to chyba mój mąż był najbardziej opanowany, podtrzymywał mnie na duchu. My kobiety, może i potrafimy znieść dzielnie ból fizyczny, ale z psychicznym jest o wiele, wiele trudniej... Kiedy słyszałam, albo widziałam,że komuś urodził się dzidziuś, to czułam jakąś wielką gulę, która ściskała mi gardło. To nie była zazdrość... Raczej uczucie bezsilności i pytanie: dlaczego? Rok z naszego życia to badania, badania, badania...(i to bardzo kosztowne) Pukanie do drzwi różnych ginekologów, szukanie pomocy... Wyobraź sobie,że na kilku lekarzy, których gabinety odwiedziliśmy, tylko jeden w rzeczowy sposób potrafił nam pomóc. Wystarczyło zrobić tylko badanie nasienia męża i to z opcją wyszukiwania wirusów, między innymi chlamydii. Wystarczyły tylko 3 tabletki, abyśmy doczekali się upragnionej fasolki... Ja już teraz wiem,że nie można tracić nadziei. Jeżeli jesteś płodna i jeżeli Twój mąż też jest płodny to na pewno doczekacie się dzidziusia. Po prostu musicie uwierzyć i trafić na dobrego lekarza, który odpowiednio pokieruje waszymi badaniami. Jeżeli chcesz wiedzieć, jakie konkretnie badania robiliśmy, to chętnie Ci napiszę. Odnośnie przeżywania problemu przez kobietę i mężczyznę, to powiem Ci,że ten rok starań, płakania w poduszkę i bicia się z myślami, jeszcze bardziej nas zbliżył i dzidziuś chyba bardziej jest i będzie kochany, niż gdyby wszystko poszło odrazu po naszej myśli :laugh: Pozdrawiam Cię serdecznie, Nicole.

PS: Odnośnie filmu - jest piękny...
 
reklama
Bardzo wam dziekuje ze napisalyscie dziewczynki...
teraz wiem ze nie jestem sama i ze nie tylko ja nie radze sobie z blokada dolkami i przezywaniem kolejnych porazek...ja od czasu rozmowy z moim mezczyzna troche zmnienialam nastawienie - przynajmniej staralamm sie zmienic...rozmawiam z nim wiecej a on ciage szuka sposobu zeby mnie pocieszyc rozsmieszyc i oderwac od zlych mysli...mam nadzieje ze kiedys kiedy nam sie uda..dzidzius bedzie wspaniala rekompensata za ten trud..

Nicole bylabym ci wdzieczna gdybys napisala cos wiecej o tych badaniach...Bo ja tak do konca tez nie zostalam dobrze zdiagnozowana nie mowic juz o moim facecie...wiec prosze napisz wiecej.

dziekuje i pozdrawiam
 
Do góry