Przypomniałem sobie ostatnio o tym, że kilka lat temu coś Wam opowiedziałem. I pomyślałem, że przecież historia ma ciąg dalszy, idzie życie do przodu, nie lubi stagnacji. Rośnie nowe pokolenie.
Moje "następne pokolenie" ma już ponad 4 lata.
Będąc w rodzinnych stronach zawsze idziemy na cmentarz - ot, normalnie, ścierka i zmiotka, kwiatki, świeczka. U Marcinka zawsze rzucam "Cześć Brat". Raz nieśmiało, innym razem - bardziej zawadiacko.
Zawsze z Młodym. "Wycieczka" przynajmniej na pół dnia, bo i cmentarz spory, i grobów rodzinnych kilka przez lata się zebrało, tu jedni dziadkowie, tam babcia, dalsza rodzina, jakiś znajomy, no i Marcinek.
Dla Młodego to jakaś forma atrakcji, bo kwiatki, świeczki. Grobów nie traktujemy bezosobowo. W pewnym momencie ciekawy świata (pewnie wtedy 3 latek) zaczął kojarzyć, pytać
- A kto tu leży ?
- A do kogo teraz idziemy ?
Wyjaśnialiśmy: Prababcia, Pradziadek, Marcinek...
W końcu zaczął nas "prowadzić", zgodnie z tradycyjnym rytmem
- A teraz pójdziemy do Marcinka ?
Przejmuje pałeczkę, uczy się od nas.
I pamiętam chwilę, gdy przy grobku spytał
- A kto tutaj jest ?
W tym momencie miałem w głowie galopadę myśli. U Dziadków było łatwiej. Przynajmniej mi. i Nagle uświadomiłem sobie, że wyrasta nowe pokolenie, że następuje przesunięcie czasowe. Zaczynam mówić, że idziemy do "Prabci" zamiast do Babci. I Braciszek też mi dorósł, dla Jaśka to już nie będzie mały Marcinek. Ledwo mi przez ściśnięte gardło przeszło
- Wuj Marcin...
Zabrzmiało głupio w uszach, ale trzeba się przestawić, mamy nowy etap życia. Marcinek został Wujkiem.A że Młody jest zorientowany w temacie pokrewieństwa, pociągnął temat:
- A Marcinek (jednak chyba na razie zostanie Marcinek) był bratem Twoim czy Mamusi ?
Tu wymiękłem, twardzielem nigdy nie byłem. Na szczęście krótkie informacje mu wystarczyły. Całkiem naturalnie stwierdził
- Acha.
I na razie temat zamknięty. Zajął się dalej zbieraniem patyczków i podpowiadaniem, gdzie mamy postawić kwiatek.
Ale już wiem, że następne pokolenie już intuicyjnie wie, że do miejsce jest ważne, że Marcinek jest częścią naszej rodziny. I zawsze na cmentarzu przypomina nam, że jeszcze musimy iść do Marcinka. Rodzi się więź następnego pokolenia, całkiem naturalnie, automatycznie.
W sumie to chyba możemy być dumni, że w brzdącu udało nam się ją wzbudzić.
A może podskórnie czuje, że Wuj Marcin jest mu bliski rozmiarem, że to było malutkie dziecko, ktoś z jego świata, nie ze świata dorosłych jak ukochani dziadkowie, rodzice, wujostwo ?
Nie wiem.
Wiem, że Marcinek jest już po czterdziestce, i awansował na Wuja. Ba, na cmentarzu zawsze w duszy zawsze sobie myślę "Patrz Brat, jakiego masz Bratanka już dużego".