reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Czy pomożesz Iwonie nadal być mamą? Zrób, co możesz! Tu nie ma czasu, tu trzeba działać. Zobacz
reklama

Wahania - czy próbować zachodzić w ciążę po poronieniu

Ja w sierpniu zaszłam w ciążę ale niestety pod koniec września poronilam i nie mogłam się po tym pozbierać... Gdy poszłam na kontrolę po 6 tygodniach do ginekologa cały czas mu plakalam w gabinecie i nie mogłam się uspokoić i wtedy powiedział mi pewna rzecz: Jego żona też straciła ciążę i nie mogła się pozbierać , on również bo przecież był ginekologiem i wiedział wszystko o ciąży a nie mógł nic zrobić... I poprawiło się jej dopiero jak postarali się o następnego dzidziusia. Powiedział że niestety są poronienia nawykowe i takie które mają konkretną przyczynę ale przeważnie to jakaś wada genetyczna podczas podziału komórek przy zapłodnieniu i dzięki temu że natura takie błędy wychwyca to rzadziej kobieta musi później się martwić o zdrowie i życie dziecka. Że jest taka statystyka że 1 na 6 potwierdzonych ciąż kończy się poronieniem i akurat na mnie trafiło i nie jestem niczemu winna.
Tak też najpierw się bałam że znów coś będzie nie tak , mąż chciał poczekać z rok zebym doszła do siebie , mówił że najlepiej jak spontanicznie zajde w ciążę tak jak z naszym synkiem, ale że że mną było coraz gorzej to zaczęliśmy starania i udało się🤰 właśnie zaczął się 13 tydzień ciąży 😁 wiadomo że jak zaszłam w ciążę to się bałam że znów coś będzie nie tak latałam do toalety sprawdzać czy nie ma plamien krwawień itp ale teraz już jest ok psychicznie i chociaż pamiętam o tamtej ciąży to cieszę się że ta ciąża jest zdrowa i wszystko układa się dobrze😁 uszy do góry i powodzenia😘
Ginekolożka u której bylam powiedziała mi to samo, że takie poronienia są często wynikiem wad genetycznych i uszkodzeń komórek, dlatego organizm je "usuwa". Jest w tym jakieś pocieszenie i ulga, w sensie: ta ciąża nie była mi teraz pisana, to nie moja wina, nic co zrobiłam (lub czego nie zrobiłam) się do tego nie przyczyniło, tak po prostu miało być. Wspaniała jest Twoja historia i daje dużo nadziei nam, potrzebującym. W jakim czasie po poronieniu udało Ci się zajść w ciążę?
 
reklama
Umawialam się już podczas pandemii. Prywatnie. Zmieniam lekarza. Pogadam z tym szczerze i mam nadzieję, że mnie poprowadzi.

Życzę abyś trafiła na porządnego, który zajmie się Tobą jak najlepiej i przejdziesz przy nim bezpiecznie do końca upragnionej ciąży ✊ 🍀💓

Ech :( wiedziałam, ze tak będzie jak zobaczę pozytyw.
Zaczęłam się zastanawiać, za dużo. I teraz tak. Cykle mam 30 dniowe, test zrobiony dzisiaj a to jest 26dc i pozytyw bez żadnych wątpliwości. Nie wspomnę już o tym, o którym zapomniałam, który był robiony w 23dc i sprawdzony po czasie, ale kreska mała blada była. Kiedy się pojawiła, nie wiem. Ale uznaje go za sprawdzony po regulaminowym czasie, wiec nieważny.
Ale! Prowadzę w apce Flo swój cykl. I owu na początku wskazywała mi na 15dc, później na 17dc, później 19dc i wydłużyła cykl do 34 dni.
Duzo tych wyliczeń. Natomiast obawiam się, ze ten test to chyba za wcześnie wyszedł pozytywnie. Tzn za mało dni upłynęło od domniemanej owu do dzisiejszego pozytywu. W zeszłym cyklu owu miałam w 16-17 dc.
Nie wiem czy to możliwe, żeby zobaczyć pozytywny wynik po 9-10 dpo? I to nie cień, a normalna kreska
Damn it! 🤯

Daj spokój, organizm kobiety to nie komputer, wszystko jest możliwe! 💟 Najlepiej by było jakbyś na najbliższe dni znalazła sobie jakieś mega pochłaniające Cię zajęcie, żebyś odciążyła myśli, zregenerowała umysł i zaczęła się cieszyć nie doszukując się niepokojących szczegółów. Dasz radę? ;)

[...] Wcześniej pisałam, ze chce się wstrzymać z próbami, bo wirus, bo złe samopoczucie... Ale już czekam tak na @, że zaskakuje sama siebie...

To się nazywa instynkt macierzyński :-) :) No i super, rób to co podpowiada Ci serducho :)
 
Ginekolożka u której bylam powiedziała mi to samo, że takie poronienia są często wynikiem wad genetycznych i uszkodzeń komórek, dlatego organizm je "usuwa". Jest w tym jakieś pocieszenie i ulga, w sensie: ta ciąża nie była mi teraz pisana, to nie moja wina, nic co zrobiłam (lub czego nie zrobiłam) się do tego nie przyczyniło, tak ot po prostu miało być. Wspaniała jest Twoja historia i daje dużo nadziei nam, potrzebującym. W jakim czasie po poronieniu udało Ci się zajść w ciążę?
Poronilam w końcu września 2019 w przełomie grudnia/stycznia 2020 zaczęliśmy starania (akurat na przełomie miesięcy wypadały dni plodne)a na początku lutego zaszłam w ciążę 😁 tak jakby w 2 cyklu starań 😁 używałam testów owulacyjnych i jak tylko pojawiła się 2 kreseczka na teście to braliśmy się do pracy bo wyszło na to że mam krótka owulację😁
 
@Wielka Mi :) jakoś to wytrzymujemy. Wiadomo można ześwirowac w tym domu, ale trzeba sobie radzić.
Święta w domku. Mieszkamy z tesciami i mieliśmy zejsc do nich na śniadanie, ale rano zadzwonił kolega męża z pracy, że ma gorączkę i ból mięśni i jedzie do szpitala zakazanego.... to juz nie poszliśmy. Dziś na szczęście okazało się, ze test na koronawirusa wyszedł ujemny.
Wczoraj miałam kiepski dzień, później tesciowa mnie wkurzyla, ale nie będę o tym pisać.

Ufff, już mi serducho zaczęło walić jak napisałaś o tym gorączkującym koledze. Najważniejsze, że test wykluczył covida, myślę, że odetchnęliście z ulgą :) Mam nadzieję, że z teściową doszłaś już do porozumienia? Chyba wszystkie teściowe od czasu do czasu potrafią nam kosmicznie podnieść ciśnienie, moja też potrafi 🤪 Nie daj się, Kochana :)

Dzień dobry,
pod koniec zeszłego roku podjęliśmy z narzeczonym decyzję o tym, że czas na dziecko, w grudniu rozregulował mi się cykl i trwał 56 dni - do tej pory były regularne. Po wizycie u gina i badaniu hormonów skierowanie do endo, wyniki TSH 6,01 i anty tpo 204 (norma <34), kilka tygodni później kolejne i TSH 0,25, prolaktyna 893 (norma 102-496) i a-tpo 245. Z ostatnimi wynikami konsultacja z endo telefonicznie i e-recepta na progesteron bezins, selen i castagnus. Cykle nadal nieregularne, w 37dc test negatywny, jednak coś mnie tknęło i sześć dni później (43dc) postanowiłam zrobić kolejny test zanim zacznę brać leki i ku mojemu wielkiemu zdziwieniu pojawiła się bardzo blada druga kreska. Od razu zrobiłam badanie z krwi i wyszła beta hcg na poziomie 8,5, czyli 3-4tydz. ciąży. Jako, że cykl trwał już 7 tygodni wydawało mi się to bardzo mało, zapisałam się na wizytę u lekarza z myślą, że może owulacja się przesunęła i ciąża jest młodsza i teraz trzeba sprawdzić czy beta prawidłowo przyrasta.
Niestety w dniu wizyty, tj 45dc od rana wystąpiło u mnie silne krwawienie, lekarka tylko potwierdziła to co czułam, straciłam tę ciążę w 7tyg+3. Pierwsze dwa dni były koszmarem, to była moja pierwsza ciąża i pierwsze poronienie, nie umiałam się pozbierać, płakałam dwa dni. Ginekolog powiedziała, że nie położy mnie w szpitalu, bo w obecnej sytuacji pandemii jeśli się tam położę, to długo nie wyjdę i jeśli krwawienie nie ustąpi po 10 dniach to wtedy będziemy myśleć o czyszczeniu.
Dzisiaj jest już lepiej, staram się objąć rozumem to co się ze mną stało, myślę, że przy takich poziomach hormonów z tą ciążą mogło stać się wszystko, jednak w głębi jestem zrozpaczona i, mimo że oczywiście będę kontynuować leczenie, to nie wiem kiedy teraz podejmę decyzję, że staram się dalej... Ginekolog była bardzo pomocna w tamtej chwili, powiedziała, że "zajdziemy" w czerwcu i w marcu będę tulić maluszka, ale sama myśl, że miałabym przechodzić jeszcze raz przez to samo sprawia, że mnie mdli... póki co próbuję dojść do siebie fizycznie, jeszcze krwawię, mam skurcze i bóle głowy. od nowego cyklu będę oczywiście brać leki przepisane przez endokrynolog, bardzo chciałabym zajść w ciążę (mam 30 lat i stałego partnera od 10 lat), to moje największe marzenie, ale paraliżuje mnie sama myśl o tym co się wydarzyło.

Przepraszam, że tak się rozpisałam, ale nie mam z kim o tym porozmawiać, w rodzinie nie chcę, żeby ktoś wiedział i patrzył na mnie z litością, natomiast partner nie jest szczególnie wspierający, pewnie trochę nie wie jak się zachować i zachowuje się jakby nic się nie stało, a może nawet nie odczuł straty? w końcu we wtorek dowiedzieliśmy się, że chyba jestem w ciąży (mieliśmy potwierdzać lub wykluczać czwartkowym usg), a w czwartek rano było już po wszystkim... Jest mi z tym bardzo ciężko.

Witaj, bardzo mi przykro z powodu Twojej straty, uważam, że żadna kobieta nie powinna przez to wszystko przechodzić.... W końcu jesteśmy stworzone do rodzenia dzieci więc czujemy więź z naszymi fasolkami od samego początku. A potem, jak nasze losy pokazują - wychodzi różnie.... Rozumiem jak jest Ci ciężko, tym bardziej, że to Twoja pierwsza i chciana ciąża. Nie wiem czy Cię to pocieszy, ale uważam, że tak się skończyło właśnie przez szalejące hormony, Twoja lekarka na pewno zadba teraz o to, aby obniżyć te wszystkie podwyższone parametry, o których nam napisałaś. Ty w tym czasie pogodzisz się ze swoją stratą, pożegnasz swoje nienarodzone maleństwo i z pewnością w czerwcu będziesz mogła rozpocząć kolejne działania. A w między czasie płacz, jeśli Ci to przynosi ulgę i pisz tu do nas co Ci leży na serduchu. Jako, że wszystkie przeszłyśmy przez to samo - będziemy Cię wspierać. Bądź sobą 🍀🌞

Wiem jak ważne w staraniach po stracie są szczęśliwie zakończone historię innych kobiet które przeżyły to samo😊 dzięki temu jest nadzieja i wiara że się uda, że świat się nie kończy i że jeszcze będzie można się cieszyć 😘

Dokładnie! Masz 100% rację :) Dziękujemy raz jeszcze i mocno trzymamy za WAS kciuki ✊✊😘
 
Dzień dobry,
pod koniec zeszłego roku podjęliśmy z narzeczonym decyzję o tym, że czas na dziecko, w grudniu rozregulował mi się cykl i trwał 56 dni - do tej pory były regularne. Po wizycie u gina i badaniu hormonów skierowanie do endo, wyniki TSH 6,01 i anty tpo 204 (norma <34), kilka tygodni później kolejne i TSH 0,25, prolaktyna 893 (norma 102-496) i a-tpo 245. Z ostatnimi wynikami konsultacja z endo telefonicznie i e-recepta na progesteron bezins, selen i castagnus. Cykle nadal nieregularne, w 37dc test negatywny, jednak coś mnie tknęło i sześć dni później (43dc) postanowiłam zrobić kolejny test zanim zacznę brać leki i ku mojemu wielkiemu zdziwieniu pojawiła się bardzo blada druga kreska. Od razu zrobiłam badanie z krwi i wyszła beta hcg na poziomie 8,5, czyli 3-4tydz. ciąży. Jako, że cykl trwał już 7 tygodni wydawało mi się to bardzo mało, zapisałam się na wizytę u lekarza z myślą, że może owulacja się przesunęła i ciąża jest młodsza i teraz trzeba sprawdzić czy beta prawidłowo przyrasta.
Niestety w dniu wizyty, tj 45dc od rana wystąpiło u mnie silne krwawienie, lekarka tylko potwierdziła to co czułam, straciłam tę ciążę w 7tyg+3. Pierwsze dwa dni były koszmarem, to była moja pierwsza ciąża i pierwsze poronienie, nie umiałam się pozbierać, płakałam dwa dni. Ginekolog powiedziała, że nie położy mnie w szpitalu, bo w obecnej sytuacji pandemii jeśli się tam położę, to długo nie wyjdę i jeśli krwawienie nie ustąpi po 10 dniach to wtedy będziemy myśleć o czyszczeniu.
Dzisiaj jest już lepiej, staram się objąć rozumem to co się ze mną stało, myślę, że przy takich poziomach hormonów z tą ciążą mogło stać się wszystko, jednak w głębi jestem zrozpaczona i, mimo że oczywiście będę kontynuować leczenie, to nie wiem kiedy teraz podejmę decyzję, że staram się dalej... Ginekolog była bardzo pomocna w tamtej chwili, powiedziała, że "zajdziemy" w czerwcu i w marcu będę tulić maluszka, ale sama myśl, że miałabym przechodzić jeszcze raz przez to samo sprawia, że mnie mdli... póki co próbuję dojść do siebie fizycznie, jeszcze krwawię, mam skurcze i bóle głowy. od nowego cyklu będę oczywiście brać leki przepisane przez endokrynolog, bardzo chciałabym zajść w ciążę (mam 30 lat i stałego partnera od 10 lat), to moje największe marzenie, ale paraliżuje mnie sama myśl o tym co się wydarzyło.

Przepraszam, że tak się rozpisałam, ale nie mam z kim o tym porozmawiać, w rodzinie nie chcę, żeby ktoś wiedział i patrzył na mnie z litością, natomiast partner nie jest szczególnie wspierający, pewnie trochę nie wie jak się zachować i zachowuje się jakby nic się nie stało, a może nawet nie odczuł straty? w końcu we wtorek dowiedzieliśmy się, że chyba jestem w ciąży (mieliśmy potwierdzać lub wykluczać czwartkowym usg), a w czwartek rano było już po wszystkim... Jest mi z tym bardzo ciężko.
Po to jest forum żeby się wygadać tym kobietom które przez to przeszły i wiedzą co czujesz😊 poza tym chyba łatwiej jest napisać niż mówić o sprawach które sprawiają nam ból 😉 a twój partner na pewno to odczuł w takim stałym związku gdy podejmujecie decyzję o dziecku to każdy dzień w którym nie ma planowej @ jest jakby nadzieja na ciążę 🤔 mój mąż gdy straciłam ciaze też nie wiedział jak się zachować przytulił niby i próbował to mi racjonalnie wyjaśnić ale gdy widział że ja tym bardziej się rozklejam to wyszedł z założenia że nie będzie poruszał tematu i będzie żył normalnie
 
Dzień dobry,
pod koniec zeszłego roku podjęliśmy z narzeczonym decyzję o tym, że czas na dziecko, w grudniu rozregulował mi się cykl i trwał 56 dni - do tej pory były regularne. Po wizycie u gina i badaniu hormonów skierowanie do endo, wyniki TSH 6,01 i anty tpo 204 (norma <34), kilka tygodni później kolejne i TSH 0,25, prolaktyna 893 (norma 102-496) i a-tpo 245. Z ostatnimi wynikami konsultacja z endo telefonicznie i e-recepta na progesteron bezins, selen i castagnus. Cykle nadal nieregularne, w 37dc test negatywny, jednak coś mnie tknęło i sześć dni później (43dc) postanowiłam zrobić kolejny test zanim zacznę brać leki i ku mojemu wielkiemu zdziwieniu pojawiła się bardzo blada druga kreska. Od razu zrobiłam badanie z krwi i wyszła beta hcg na poziomie 8,5, czyli 3-4tydz. ciąży. Jako, że cykl trwał już 7 tygodni wydawało mi się to bardzo mało, zapisałam się na wizytę u lekarza z myślą, że może owulacja się przesunęła i ciąża jest młodsza i teraz trzeba sprawdzić czy beta prawidłowo przyrasta.
Niestety w dniu wizyty, tj 45dc od rana wystąpiło u mnie silne krwawienie, lekarka tylko potwierdziła to co czułam, straciłam tę ciążę w 7tyg+3. Pierwsze dwa dni były koszmarem, to była moja pierwsza ciąża i pierwsze poronienie, nie umiałam się pozbierać, płakałam dwa dni. Ginekolog powiedziała, że nie położy mnie w szpitalu, bo w obecnej sytuacji pandemii jeśli się tam położę, to długo nie wyjdę i jeśli krwawienie nie ustąpi po 10 dniach to wtedy będziemy myśleć o czyszczeniu.
Dzisiaj jest już lepiej, staram się objąć rozumem to co się ze mną stało, myślę, że przy takich poziomach hormonów z tą ciążą mogło stać się wszystko, jednak w głębi jestem zrozpaczona i, mimo że oczywiście będę kontynuować leczenie, to nie wiem kiedy teraz podejmę decyzję, że staram się dalej... Ginekolog była bardzo pomocna w tamtej chwili, powiedziała, że "zajdziemy" w czerwcu i w marcu będę tulić maluszka, ale sama myśl, że miałabym przechodzić jeszcze raz przez to samo sprawia, że mnie mdli... póki co próbuję dojść do siebie fizycznie, jeszcze krwawię, mam skurcze i bóle głowy. od nowego cyklu będę oczywiście brać leki przepisane przez endokrynolog, bardzo chciałabym zajść w ciążę (mam 30 lat i stałego partnera od 10 lat), to moje największe marzenie, ale paraliżuje mnie sama myśl o tym co się wydarzyło.

Przepraszam, że tak się rozpisałam, ale nie mam z kim o tym porozmawiać, w rodzinie nie chcę, żeby ktoś wiedział i patrzył na mnie z litością, natomiast partner nie jest szczególnie wspierający, pewnie trochę nie wie jak się zachować i zachowuje się jakby nic się nie stało, a może nawet nie odczuł straty? w końcu we wtorek dowiedzieliśmy się, że chyba jestem w ciąży (mieliśmy potwierdzać lub wykluczać czwartkowym usg), a w czwartek rano było już po wszystkim... Jest mi z tym bardzo ciężko.
Poza tym wielu mazczyzn nie chce pokazywać tego że im też przykro i że ich to boli bo żyją w przekonaniu ze wtedy to już się całkiem załamiemy strata heh np mój tak myślał i powiedział mi to dopiero jak już zaszłam w następną ciążę heheh po pijaku 🤦
 
No to idealnie, życzę Ci abyś zobaczyła pięknie bijące 💓
Na kiedy się będziesz umawiać?
Jutro spróbuję się umówić 😁



Gratuluję podejścia i świetnych wiadomości 👍 Życzę kolejnych radosnych tygodni w dobrym zdrowiu i nastroju 🌼🍀 No i dziękuję, że podzieliłaś się z nami swoją historią :)



No jasne, że to kolejny dobry znak! Tak trzymaj 👍
 
Poza tym wielu mazczyzn nie chce pokazywać tego że im też przykro i że ich to boli bo żyją w przekonaniu ze wtedy to już się całkiem załamiemy strata heh np mój tak myślał i powiedział mi to dopiero jak już zaszłam w następną ciążę heheh po pijaku 🤦
Mój tego pierwszego, najgorszego dnia oczywiście był przy mnie, tulił i pocieszał, widziałam, że się przejął ale nie wie co zrobić. Natomiast następne dni jak gdyby nigdy nic się nie wydarzyło, próbował mnie rozśmieszać i odciągnąć moją uwagę od tego co się stało, a teraz po prostu nie porusza tematu. U mnie przez te wydłużające się cykle i problemy hormonalne trochę straciliśmy czujność i nie spodziewaliśmy się ciąży, nawet spóźniająca się @ już na nas nie robiła wrażenia. Chyba i ja musze swojemu drinka nalać, ile to człowiek musi się natrudzić żeby dokopać się do wnętrza mężczyzny ;) @Wielka Mi :) , dziękuje za Twoje słowa, to naprawdę dużo czuć się akceptowanym i rozumianym mimo ze ja sama nie bardzo rozumiem co się ze mną dzieje. Nigdy nie brałam takiego scenariusza pod uwagę, oczywiście człowiek czasem w rozmowach mówi, że boi się urodzić chore dziecko itd ale to są luźne rozmowy bez pokrycia, jakoś zawsze sądziłam, ze mnie to nie dotyczy, bo niby czemu by miało? Jestem zdrowa (tja, po prostu niezdiagnozowana), młoda, uprawiam sport, zdrowo się odżywiam... nic tylko zachodzić w ciąże i rodzić piękne dzieci jak z reklamy ;) rzeczywistość jest jednak okrutna i bolesna, można mieć najlepsze życie a i tak nie da się przewidzieć tego co nas spotka.
 
Mój tego pierwszego, najgorszego dnia oczywiście był przy mnie, tulił i pocieszał, widziałam, że się przejął ale nie wie co zrobić. Natomiast następne dni jak gdyby nigdy nic się nie wydarzyło, próbował mnie rozśmieszać i odciągnąć moją uwagę od tego co się stało, a teraz po prostu nie porusza tematu. U mnie przez te wydłużające się cykle i problemy hormonalne trochę straciliśmy czujność i nie spodziewaliśmy się ciąży, nawet spóźniająca się @ już na nas nie robiła wrażenia. Chyba i ja musze swojemu drinka nalać, ile to człowiek musi się natrudzić żeby dokopać się do wnętrza mężczyzny ;) @Wielka Mi :) , dziękuje za Twoje słowa, to naprawdę dużo czuć się akceptowanym i rozumianym mimo ze ja sama nie bardzo rozumiem co się ze mną dzieje. Nigdy nie brałam takiego scenariusza pod uwagę, oczywiście człowiek czasem w rozmowach mówi, że boi się urodzić chore dziecko itd ale to są luźne rozmowy bez pokrycia, jakoś zawsze sądziłam, ze mnie to nie dotyczy, bo niby czemu by miało? Jestem zdrowa (tja, po prostu niezdiagnozowana), młoda, uprawiam sport, zdrowo się odżywiam... nic tylko zachodzić w ciąże i rodzić piękne dzieci jak z reklamy ;) rzeczywistość jest jednak okrutna i bolesna, można mieć najlepsze życie a i tak nie da się przewidzieć tego co nas spotka.
Nawet nie wiesz ile kobiet z twojego otoczenia doświadczyło tego przykrego procesu.... Przeważnie kobiety o tym nie mówią, wstydzą się w pewien sposób że nie potrafiły utrzymać ciąży zwłaszcza pokolenie naszych ciotek matek itp. bo kiedyś tak się to postrzegało jako wstyd dla kobiety że nie mogła donosić... Np moja teściowa ukrywała to że poronilam przed swoją rodziną bo stwierdziła że wstyd i mam się pozbierać żeby się nikt nie dowiedział bo to nic takiego... Dlatego może nawet nie wiesz że w twoim otoczeniu są kobiety które wiedzą co czujesz😉 mówię ci kochana faceci to takie skryte istoty że nie raz trzeba ich ubzdryngolic porządnie żeby się czegoś dowiedzieć🤔 trzeba tylko pamiętać żeby pić przez pół żeby pamiętać co mówił hahaha🙈 a to że próbuje cię rozśmieszyć to jest jego próba pomocy Tobie 😁 najważniejsze to żebyś się nie zamknęła na niego i na życie bo wrócić do bliskości jest ciężko 😉 uwierz że chociaż teraz cierpisz i nie wiesz jak się z tym pogodzić to za jakiś czas opanujesz te uczucia, zaczniesz się zajmować staraniem o dzidziusia 😁 unormują się hormony i zobaczysz że za jakies pół roku lub ciut więcej będziesz znów nosić dzidziusia w brzuchu i będzie już wszystko dobrze😁 dodam że ja mam też problemy z tarczyca bo właściwie to jej nie mam ale dobry lekarz tak ustawi leki że i zajdziesz w ciążę i szczęśliwie urodzisz dzidziusia😘
 
reklama
Mój tego pierwszego, najgorszego dnia oczywiście był przy mnie, tulił i pocieszał, widziałam, że się przejął ale nie wie co zrobić. Natomiast następne dni jak gdyby nigdy nic się nie wydarzyło, próbował mnie rozśmieszać i odciągnąć moją uwagę od tego co się stało, a teraz po prostu nie porusza tematu. U mnie przez te wydłużające się cykle i problemy hormonalne trochę straciliśmy czujność i nie spodziewaliśmy się ciąży, nawet spóźniająca się @ już na nas nie robiła wrażenia. Chyba i ja musze swojemu drinka nalać, ile to człowiek musi się natrudzić żeby dokopać się do wnętrza mężczyzny ;) @Wielka Mi :) , dziękuje za Twoje słowa, to naprawdę dużo czuć się akceptowanym i rozumianym mimo ze ja sama nie bardzo rozumiem co się ze mną dzieje. Nigdy nie brałam takiego scenariusza pod uwagę, oczywiście człowiek czasem w rozmowach mówi, że boi się urodzić chore dziecko itd ale to są luźne rozmowy bez pokrycia, jakoś zawsze sądziłam, ze mnie to nie dotyczy, bo niby czemu by miało? Jestem zdrowa (tja, po prostu niezdiagnozowana), młoda, uprawiam sport, zdrowo się odżywiam... nic tylko zachodzić w ciąże i rodzić piękne dzieci jak z reklamy ;) rzeczywistość jest jednak okrutna i bolesna, można mieć najlepsze życie a i tak nie da się przewidzieć tego co nas spotka.
Jestem w podobnym wieku co Ty, 31. Miałam zielone światło od lekarzy, porzucilam wszystkie źle nawyki, jadłam ultra zdrowo, dużo cwiczylam i niestety w 11 tygodniu straciłam maleństwo. Niestety nie ma reguły. Teraz rozumiem, że to loteria, choć nadal będę dbać o siebie bo chcę robić wszystko najlepiej jak mogę no i mam syna 4 lata i chcę być dla niego.

Trudno się pozbierać. Z czasem faktycznie jest trochę lepiej. Stoimy przed wyborem - albo nas pochłonie smutek i żal albo spojrzymy na przyszłość z nadzieją, a ta druga opcja daje możliwości, że się w końcu uda... Co wcale nie oznacza zapomnienia, tęsknoty za tym dzieckiem, które było w nas...
 
Do góry