reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Czy pomożesz Iwonie nadal być mamą? Zrób, co możesz! Tu nie ma czasu, tu trzeba działać. Zobacz
reklama

watek porodowy - tylko dla zainteresowanych :):)

a ja dziękuje mojemu mężowi- że był ze mną... nie wiem jak dałabym radę bez niego...

... i powiem ci że w życiu, jak długo się znamy nie widziałam większego szczęścia na jego twarzy, ten widok wynagrodził mi wszystko! Nawet nie wiedziałam że można być takim szczęśliwym...
(no i znów prawie ryczę :sorry2:)

dziewczynki ja jakos od poczatku czulam ze bez mojego skarba nie przejde tego wszystkiego sama :shocked2::zawstydzona/y: korni tez sie prawie poplakalam - dokladnie to samo czulam jak widzialam mojego M najpierw jak wszedl na sale operacyjna (wbrew zakazaowi lekarzy) i pomogl mnie przeniesc z lozka operacyjnego, potem jak po kilku godz snow siedzial blady (ale ogolony i w koszuli :-D) przy moim lozku, nosil mala (nikomu nie pozwalam jej wziasc na rece ;-)) i jak ja pierwszy raz w zyciu przewijal ... az mi sie lezka kreci powaga

a moj porod niestety nie byl latwy i przyjemny ... do szpitala trafilam w 42 tyd z nakazem eksmisji dla malego ktosia w brzuszku :-D:-D:-D 42 tyd a u mnie rozwarcie 1cm ktg pokazuje zero skurczow a do tego byl Wielki Tygdzien Poniedzialek ...
nie pomogly schody ... ani wchodzenie ani schodzenie... najpierw postanowili zrobic w srode test oksytocynowy ... ktr polegal na tym ze jesli zacznie sie porod to urodze a jesli nie to wroce na oddzial - nikt pomimo mojego dochodzenia nie powiedzial jak zatrzymuja skurcze ... dowiedzialam sie w swoim czasie - dostalam zastrzyk z glupiego jasia - po ktr mialam narkomanskie wizje oraz zygalam jak maly kotek ... gdyby nie moj maz to bym sie udusila wymiotami ... lezalam przypieta do ktg a pani polozna tylko weszla na chwile i powiedzial: przeciez kolo zlewu leza miseczki na wymioty ... horror
w piatek po glebokich naradach postanowili wyciagnac tak czy owak mala (juz zaczynali przebakiwac o koniecznosci cesarki)
w piatek na dzien dobry dostalam zel na szyjke (ktr musielismy sami w aptece kupic za bagatela 2 stowy z kawalkiem) nawet mi sie umyc nie pozwolili kurka wodna :wściekła/y::no: po zelu trzeba lezec z dwie godz ... wiec lezalam, po 10 zwieli mnie na porodowke podlaczyli do pierwszej kroplowki z oksytocyna ... oczywiscie skurcze staly sie regularne (co minutke) a do tego bolesne ... najgorsze ze wciaz lezalam ... na krotkie momenty pozwalali mi wstac do kibla ... koszmar ... co jakas godz sprawdzali postep rozwarcia ... a rozwarcie nic ... najgorzej wspominam badanie koloru wod plodowych - bolalo jak diabli ...
okolo 16 pan doktor zdecydowal ze musze zaczac rozwazac cesarke bo z 2 cm zrobilo sie niespelna 2.5 ... powiedzial ze podlacza znow oksytocyne i to moja "ostatnia szansa" i poszedl (jak sie okazalo pozniej na prywatne usg na szpitalnym sprzecie :cool2::angry:) ... przyszedl jak im zemdlalam okolo 18 - zbadal i kazal przemyslec cesarke ...
a potem wsio juz szybko sie dzialo ... jakies papiery do podpisania, golenie krocza, rozmowa z anestozjologiem, jeszcze moja mama zadzwonila na oddzial w chwili gdy mnie juz prawie wiezli na sale :tak:
sama cesarka nie jest az tak straszna, balam sie zastrzyku (anestozjolog stwierdzil ze takiej gaduly jeszcze nie mial :-D) ze strachem i wlasciwym ulozeniem pomogla mi polozna (polozne oraz lekarke stazystke wspominam b.b.dobrze - wychodzily z siebie aby mi pomoc i na porodowce i na sali operacyjnej - pelne zaagazowanie)

dochodzenie po cesarce bardzo zle wspominam - mala od razu miala stany kolkowe, zadna z pielegniarek nie starala sie nawet mi pomoc przy malej, w dzien ok, albo maz albo mamusia moja ale noce byly najgorsze... przy pierwszej probie wstania z lozka stracilam przytomnosc z bolu ...
ale jednoczesnie nie zaluje, jedynie decyzji o wyborze szpitala ... ja uwazam ze sukcesem porodu jest w duzej mierze szpital ... atmosfera porodu, pomoc kadry medycznej itp ... bol sie pamieta ale w starciu z ta mala kruszynka jakos schodzi na plan dalszy :tak::tak::tak:
a nam wszystkim zycze tym razem samych przyjenych wspomnien oraz ze maluszki pojawia sie w terminie i bez zadnych komplikacji

ale sie rozpisalam ... sorki
 
reklama
isunia: jest co wspominać...:tak:

u mnie po decyzji o cesarce to już była seka, mój D. się przeraził, bo mówi że w 10 minut przygotowali zespół i salę i mnie do zabiegu!
Podobno długo też mnie nie wywozili i jak zobaczył księdza jak wchodzi na porodowkę to powiedział że prawie co nie zjechał... bo się bał najgorszego:szok:
Ja miałam tylko problem z wybudzeniem się... trochę dziwne uczucie, bo wszystko słyszałam, a nie umiałam się ruszyć i nawet powietrza wciągnąć... lekarz anestezjolog najpierw mówił do mnie że mam oddychać, a ja się przecież starałam! a potem stwierdził ze mają mi podać zastrzyk i jak to nie pomoże to intubują z powrotem... a ja sie zastanawaiłam czy oni wiedzą że ja nie oddycham... :baffled:... ale zastrzyk pomógł... na szczęście...
tfu tfu...
 
Ale wspaniałe opisy porodów :tak::tak::tak:

Ja wspominam swój z uśmiechem. Już pisałam, że poszło szybko i na prawdę bezboleśnie. Pierwszy skórcz o 5 rano, następny pół godziny później, następny 20 minut później. Przy 10 minutach mój D. zadzwonił na oddział czy jechać bo ja placki na śniadanie smażyłam :-D. Wziełam gorącą kąpiel i nospę ale jak skurcze nie przeszły to się zebraliśmy do szpitala. Byliśmy tam o 11 a mój D. był przeświadczony, że to nie ten moment bo nie słaniałam się na nogach :-D:-D. Pani pielęgniarki śmiały się że na pewno nie przyjechałam rodzić bo poprzedniego dnia byłam na ktg ale przyszła położna i powiedziała 5 cm rozwarcia :tak::tak:
Od razu na salę porodową i zaczęły się skurcze parte, tyle, że ja nie miałam siły. Położna mówiła D. co mam robić a on mi powtarzał bo pani jakoś nie słuchałam, ciężka jestem w wykonywaniu poleceń:-p. Na sam koniec pani położna mówi, że zmiemy łóżko a ja na to że się nie ruszam a ona z łóżka na którym byłam zrobiła takie krzesło porodowe i nie rodziłam na leżąco ale właśnie prawie na siedząco.
Marię dostałam na brzuch od razu o 12, ale pani musiała ją zabrać bo dziecko od razu strzeliło qpę.:-D ale razaz do mnie wróciła. Panie zabrały dziecko kiedy ja dostałam obiad :tak::tak:. Później byłyśmy już nie rozłączne. Razem cały czas, spałyśmy też razem :tak::tak:
D. bardzo mi pomógł, ja panikuję on oaza spokoju. Teraz też będziemy razem :tak::tak:
 
Korni, a nie robili ci ktg na siedząco? Można tak spokojnie :tak:
Ja z wanny uciekłam, bo mi hydromasaż dziecko straszył (skurcze były rzadsze) a właśnie prysznic był super. :happy2: A na piłce to w ogóle nie siedziałam, jakos mi nie pasowała. A moja kumpela zaległa na worku sako i nie ruszyła się aż łeb wylazł :-D

Isunia, to mialas niewesolo.. :-(
 
hej, ja tez mialam wyjatotkowo szybki porod, jak na pierwszy;-)

Na szczescie tego dnia bylam na badanich w szpitalu, bo bylam juz po terminie 11 dzien. Polozna po zrobieniu ktg stwierdzila ze nic raczej sie nie dzieje, ale w zwiazkuz tym ze zauwazyla troszcze wod plodowych na wkladce to kazala pochodzic godzinke po szpitalu i sie zameldowac znowu zeby sprawdzic czy cos sie dzieje. Oj jak dobrze ze bylam blisko porodowki wtedy jak po 20 minutach zlapal mnie pierwszy skurcz....byly regularne od razu co jakies 2 minuty. Wrocilam do nich i powiedzialam ze juz dalej nie dam rady, a one w zwiazku z tym iz w karcie mialam napisane ze bardzo sie boje porodu, pomyslaly ze panikuje i kazaly mi troche poczekac jeszcze na korytarzu. Gdy po jakim czasie powiedzialam do meza ze ma cos zrobic:shocked2: to sie ruszyly do mnie. Okazal o sie ze juz mialam 5 cm rozwarcia. Stwierdzily ze trzeba zzo skoro idzie tak szybko bo bardziej boli. Do tego trzeba bylo lawatywe i potem to juz czekalam na anestozjologa w wannie. Jednak po 15 minutach uslyszalam ze mam wyjsc i rodzic, bo jest 10 cm:szok:. I tak ominelo mnie zzo:zawstydzona/y: moglabym urodzic jeszcze szybciej, ale mala musiala zejsc troszke nizej. Jak dostalam partych to byly tak malo bolesne w porownaniu do rozwierajacych ze nie czulam kiedy je mam:baffled: wiec dostalam oksytocyne. Jak juz zadzialala, to mialam tak dosc, ze kilka parc i mala byla juz z nami:-)

polozyli mi ja na brzuszku jak tylko tatus przecial pempowine. Ja bylam taka szczesliwa ze to juz byl koniec, ze az odlecialam. Juz zaczeli sie martwic ze cos ze mna nie tak, ale szybko wrocilam.

Podsumuwujac o 16 mialam baganie i nie mialam jeszcze skurczy, a o 19:32 mala byla juz z nami. Szybko ale podobno bardziej boli, ale patrzac na nia teraz nie mam problemu zrobic to raz jeszcze:-)
 
Korni, a nie robili ci ktg na siedząco? Można tak spokojnie :tak:
. A moja kumpela zaległa na worku sako i nie ruszyła się aż łeb wylazł :-D

wiesz samo ktg, to mi babka na stojąco robiła, tylko przyłożyła aparacik i sprawdziła tentno a było 140 u małej do końca, więc było super... tylko wiesz rozwarcie na leżąco...

... powiem tak, rozumiem twoją koleżankę;-):-D kto wie jakby mi siostra worek sako zaproponowała pierwsza może zostałabym na nim, tak była piłeczka:cool2:
 
:-D Rozwarcie na siedząco rzeczywiście średnio :-D

Ja dla odmiany nie mogłam nigdzie wysiedzieć oprócz pod prysznicem, jakbym miała cały poród siedzieć na piłce czy sako to bym zwariowała :-D
 
Ja swój poród wspominam miło hihihi.Miałam termin na 17 czerwca,ciepło nogi popuchnięte...wymęczona już trochę byłam tym wszystkim.Na dworze upał,mąż na popołudniu w pracy,tato również a mama 5 km. dalej na ogródku.Ja sama w domu.Siedzę,czekam i czekam (ciekawe na co) ...i ille można czekać!Z nudów zaczęłam przestawiać meble w pokoju...hihihi po przemeblowaniu dalej nic.zjadłam obiad,siedziałam przed tv i ok.8 coś tam zaczęłam czuć(delikatne skórcze)Wzięłam zegarek,kartkę i zapisywałam co ile i jak długo mnie pobolewa.Zerknęłam przez okno żeby zobaczyć czy u koleżanki jest jej facet(samochodem w razie czego)Torbę do szpitala miałam przygotowaną już wcześniej.Wzięłam prysznic i zadzwoniłam do koleżanki że zaczęły się skórcze i czy mnie podwiozą do szpitala hihi oni panika że już wychodzą z domu itd.A ja spokojnie powiedziałam ze jeszcze czas i że zadzwonię jak będę gotowa.Ok.20:00 na rowerze wróciła mama z ogródka.Musiała wrócić bo coś po drodze zgubiła.Wróciła a ja luz blus hihihi pojechaliśmy ok.21:00 skórcze miałam co 5 minut.A..........przed wyjściem napisałam mężowi kartkę:Kochanie zaczęłam rodzić ,zjedz coś i przyjedż do szpitala.Kocham cię i czekam!Pojechaliśmy,zanim na izbie przyjęć się przebrałam wypisałam świstki było przed 22.Mama poszła ze mną na porodówkę .Tam sala do rodzinnych porodów zajęta,tylko na 3 osobowej sali ostatnie łóżko wolne.Rozgościłam się i skórcze nie ustawały.Mąż przyjechał przed 23 a mama pojechała do domu.Czas mijał,ja skórcze coraz częstsze i mocniejsze,mąż przy mnie hihi sielanka.Ok.1:30 w nocy miałam już silne bóle i jedna kobieta która ryczała z bólu zaczęła rodzić.Męża wyprosili a 5 minut póżniej zaczął się mój poród.Męża już nie wpóścili cholerka no!Kacper urodził się o 1:50 od razu położyli mi go na brzuchu WSPANIAŁE UCZUCIE!Od razu zapomniałam o bólu,dostawili mi go do piersi ,mały od razu wiedział do czego to służy.Potem zanieśli małego do męża,takiego nie umytego i tylko żałuję że nie widziałam tego widoku.Dostałam narkozę,pozaszywali mnie i póżniej obudził mnie głos męża.Kilka dni póżniej byliśmy już w domku!:-D:-D:-D
Ciekawe jak będzie tym razem?
Buziaki!
 
majeczka super opis:-)
ja rodziłam na szczęście w sali porodów rodzinnych, druga współrodząca była na drugim końcu części porodowej, tak że gdybym ją nie spotkała w drzwiach do toalety to nie wiedziałabym że stękamy razem... ano ciekawe jak będzie teraz...

co do mamy to moja to panikara, wiedziała że jadę do szpitala w wyznaczonym terminie, ale nie było objawow więc nie panikowała... w dniu porodu tylko mąż wiedział co się dzieje i jak rano zadzwonił do mojej mamy, że urodziłam to ta powiedziała tylko: "aha, aha... muszę kończyć" i rozłączyła się, hehehe... potem okazało się że była w takim szoku że musiała do kuzynki od męża zadzwonić żeby ta jej potwierdziła, bo z wrażenia to nie wiedziała co słyszała, hehehe...
 
reklama
Jak na razie, sama jestem zaskoczona, nie boje sie porodu... Chętnie czytam Wasze opisy, szczerze mówiąc dodaja mi otuchy i napawaja bardzo pozytywnie, że ja też to jakos przeżyję ;-) Mam bardzo niski próg bólu, ale liczę na to, że nie spanikuję i damy sobie z Mężulkiem i Dzidziusiem radę....
 
Do góry