reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Czy pomożesz Iwonie nadal być mamą? Zrób, co możesz! Tu nie ma czasu, tu trzeba działać. Zobacz
reklama

Z prośbą o rady i wsparcie - bunt nastoletniej córki.

Dołączył(a)
30 Wrzesień 2012
Postów
2
Drogie mamy!
Wstąpiłam tutaj po pomoc osób bardziej doświadczonych, które być może będą mogły doradzić mi w problemie, który rozpoczał się jakiś rok temu.
Ale zacznę od początku - swoje dziecko urodziłam mając nieco ponad czternaście lat. Była to dla mnie niesamowita tragedia, jak zapewne się domyślacie. Zawaliłam rok szkoły. Proszę, nieosądzajcie mnie, ja sama dzisiaj patrząc wtecz nie umiem uwierzyć w to, co się stało. Urodziła mi się córeczka - po mojej zmarłej mamie nazwaliśmy ją Emilia. Chłopak, a właściwie mężczyzna, zniknął z mojego życia gdy tylko się dowiedział - mogę śmiało powiedzieć, że przestraszyła go sprawa o pedofilię.
Wychowywałam córeczkę wraz z ojcem, który opuścił nas trzy lata temu. Mimo że było to dla mnie ciężkie, nie radziłam sobie najgorzej - pogodziłam naukę z dzieckiem, starałam się, można rzec, że "wyszłam na ludzi".
Dzisiaj mam lat 28. Udało mi się skończyć studia, znaleźć pracę, ustawić się "na swoim". Nie, nie przelewa mi się, ale nie chcę pisać o sprawach finasowych - radzę sobie.
Moja córka, jak może ktoś zdążył policzyć, ma lat czternaście. Zawsze byłyśmy sobie bliskie. Zabierałam ją na spacery, odprowadzałam do przedszkola (mimo pogardliwego wzroku niektórych osób). Ufała mi. Starałam się wychować ją jak najlepiej - wspierałam w lekcjach, byłam na przedstawieniach w szkole, nauczyłam, jak mi się wydawało, że jest kochana, ale wpoiłam jej również pewną dyscyplinę. Tu pewnie odezą się przedstawiciele "bezstresowego wychowania", ale nie mogę kłamać, że nie zdarzyło mi się jej szarpnąć czy krzyknąć - oczywiście, nigdy nie było to brutalne!
Problem zaczął się, gdy Emilia poszła do gimnazjum. Nie wiem jakim sposobem (może i ona sama powiedziała?), w eter poszła informacja o moim wieku. Równieśnicy zaczeli śmiać się z mojej córki, obrażać mnie w jej obecności. Z początku przybiegała do mnie, a ja oczywiście pocieszałam ją i mówiłam, żeby się nie przejmowała - zmiana szkoły nie wchodzi niestety w grę, chociaż myślałam o tym przez chwilę.
Całe to naśmiewanie się, sprawiło jednak, że córka powoli się odemnie oddalała. Z dziewczyną, z którą wychodziłam na lody do parku, którą bez obaw puszczałam z koleżankami na dwór, stała się pyskatą wagarowiczką. Z początku pomyślałam; "Przejdzie jej", zwracałam jej co prawa uwagę, ale nie byłam zbyt władcza. Córka zaczeła wracać później do domu - ostrzegałam ją i prosiłam, aż w końcu nałożyłam szlaban - z którego nic sobie nie zrobiła. Pomogło uciecie kieszonkowego. Przez jakiś czas znów wszystko było spokojnie, dopóki nie dostałam wiadomości, że córka przez dwa tygodnie nie chodziła do szkoły - prócz tego zataiła przedemną termin zebrania, o któym szczęśliwie dowiedziałam się z ust innej mamy.
Tym razem miarka została przebrana - postanowiłam przywozić ją do budynku szkolnego i patrzeć jak wchodzi do środka - nie miałam szansy odbierać jej ze względu na pracę (zresztą do niedawna uważałam ją za odpowiedzialną i mądrą dziewczynkę). Okazało się, że i tak opuszcza lekcje. Co gorsza, pewnego dnia wróćiła do domu całkiem pijana. Zabroniłam jej wychodzić w weekendy, chyba że do kogoś do domu, i tylko wtedy kiedy w tym domu będzie inny rodzic z którym mam kontakt.
Nic nie pomaga - córka staje się coraz bardziej oddalona, coraz bardziej niegrzeczna.
Nie mam pojęcia, gdzie popełniłam błąd. WYdawało mi się jakiś czas, że jestem za ostra - te szlabany, kieszonowe, odwózka, krzyki, upomnienia - ale z drugiej strony, czy miałam spokojnie patrzeć, jak moja córka "spada w dół"? Próbowałam z nią rozmawiać, pytać, prosić - ale ona siedziała tylko z założonymi rękami. Chciałam żeby była odpoweidzialną i samodzielną osobą, która czuje miłość swojej matki, a teraz widzę, jak powoli tracę swoje dziecko.
Czy ktoś ma może jeszcze jakiś pomysł? Sposób? Czy potrzebny mi psychiatra czy tam psychoterapeuta, do rozmów z córką? Straciłam tą więź, która nas łączyła, i pojęcia nie mam, jak ją odzyskać.

Prosze o pomoc,
Natalia
 
reklama
Droga Natalio!!!
Jak ja ciebie rozumiem,miałam ten sam problem z synem,który teraz ma prawie 18 lat.Przeszłam z nim istne piekło,alkohol ,wagarowanie i kilkudniowe ucieczki z domu oraz nie wracanie na noc.Nie raz przychodził do domu kompletnie pijany i zarzygany.W końcu wylądował w sądzie,dostał kuratora i się uspokoił.Ale nie od razu,poza tym chodziliśmy do psychologa i pedagoga w szkole.Kiedy kończył gimnazjum ja siedziałam w aucie z jednej strony szkoły,a mój mąż z drugiej strony szkoły.
Teraz nie mogę narzekać na jego zachowanie.Ja myślę,że twoja córka wdała się w złe towarzystwo.
Wam potrzebna by była wizyta i to nie jedna u psychologa,no i przydałby się twojej córce sądowy kurator.Możesz sama wystosować takie pismo do sądu,lepiej starać się o kuratora samemu,niż twoja córa miałaby zasłużyć na niego w bardziej niechlubny sposób.Na początku pewnie Emilia będzie zła na ciebie za tego kuratora(tak jak mój syn),ale później będzie lepiej.
Walcz o córkę,wyrwij ją z bagna,bo na razie stoi w nim obiema stopami ale po kolana!Jak wpadnie po szyję,to może nie być już nawet nadziei.
Jakbyś chciała dowiedzieć się czegoś więcej lub pogadać,to pisz do mnie na pw.

Pozdrawiam i powodzenia!!!
 
Regna- ja chyba jednak nie polecę ci kuratora dla córki. Sama jestem kuratorem społecznym i wiem, że zajmują się tym różni ludzie. Nie zawsze tacy, dla których dobro Twojego dziecka będzie najważniejsze.
Przydała by się wizyta u psychologa- ale zdecydowanie odradzam psychologa w szkole do której chodzi. Z bardzo prostego powodu- już teraz (choć bezpodstawnie) jest wyśmiewana przez rówieśników a wizyty u szkolnego psychologa czy pedagoga mogą to tylko pogłębić.

Na pewno ważne jest, żebyś pomimo wszystko była przy niej. Jej zachowanie jest krzykiem o uwagę. Ona nie chce przyjaciółki- ona chce matki. Kobiety często popełniają "błąd" przyjaźnienia się ze swoimi dziećmi. Jest to ważne, ale chodzi o to aby nie dopuścić do zatarcia relacji matka- dziecko. Ważne są granice.

Z własnego doświadczenia (ostatecznie nie aż tak dawno byłam nastolatką ;-)) mogę Cię pocieszyć, że tzw. złe towarzystwo wcale nie musi przekreślać udanego startu w przyszłość. Sama zaliczałam wagary, wpadki z alkoholem- nie jestem z tego dumna i nie byłam wiele starsza od Twojej córki. Życzę dużo cierpliwości i polecam stanowczość. Być może Twoja córka wykrzyczy Ci, że jesteś najgorszą matką świata ale tym się nie przejmuj. Taka rola matki- zakazy i nakazy są ważne bo ustalają zasady w życiu. Przed wami pewnie jeszcze długa droga ale wierzę, że dacie radę.

I jeszcze jedno- jeśli chcesz by wyrosła na odpowiedzialną i samodzielną dorosłą kobietę to "niestety" musisz jej pozwolić na popełnianie błędów. Spróbuj razem z córką opracować nowe zasady panujące w waszym domu.
Pozdrawiam
 
Katasza czy ty aby na pewno jesteś kuratorem społecznym???
Bo to co piszesz zupełnie temu przeczy.

Co za bzdury piszesz by być odpowiedzialnym i samodzielnym trzeba popełniać błędy.A nie sądzisz,że 14 letnia córka Regny tych błędów już dość popełniła.Teraz jest czas by pokazać młodej świat z zupełnie innej strony.
Masz chyba również problem z czytaniem ze zrozumieniem,wskaż mi miejsce w moim poście,gdzie napisałam,że dziewczyna ma korzystać z psychologa w szkole.
Uważasz,że przyjaźń z własnym dzieckiem jest błędem???To ty jesteś w błędzie!!!Ja jestem matką i przyjaciółką moich dzieci,u mnie nie ma tylko nakazów,zakAZów.Czasami jest tak,że mówię do dziecka ty nie musisz,ty możesz.

W całej tej twojej pisaninie wyłowiłam dwa zdania ,które są trafne,czyli trzeba być stanowczym i to,że zły start i szemrane towarzystwo nie przekreśla dalszego życia dziewczyny!
 
Regna ja popieram 6 mamę
dobry psycholog ...
niestety takie okresy buntu trzeba przeczekać - nie popełniłaś błędu... córka teraz poszukuje swojej tożsamości, przez jakiś czas ważniejsi będą koledzy-koleżanki

życzę dużo cierpliwości- to minie
 
MI się też wydaję że wina leży w złym towarzystwie gimnazjum to moim zdaniem najgorsza szkoła jaką mogli stworzyć nasi kochani z ministerstwa edukacji. Są tam młodzi z różnych rodzin jak i z patologicznych, którzy mogą mieć wpływ na Twoje dziecko. Poza tym większość młodzieży uważa się za dorosłych ludzi, nie mają priorytetów. Popieram Koleżanki wyżej psycholog ale dobry psycholog z dala od szkoły...
 
Sęk w tym, że nie mogę tego zmienić. Najbliższe gimnazjum (nieco lepsze) jest prywatne, a na to, może trochę wstyd przyznać, mnie po prostu nie stać. Do drugiego publicznego musiałabym córkę wieźć spory kawałek drogi.

Młodzież w tym gimnazjum to mieszanka - osoby z bogatych rodzin, które przeprowadziły się na podmiejskie terytoria w poszukiwaniu spokoju, i , jak niestety brzydko określę, osoby z rodzin biednych i patologicznych.

Zdawałam sobie sprawę z tego, że każdy przechodzi jakiś bunt, ale tak jak dodatkowe dwa kolczyki w uchu i imprezę raz na miesiąc mogę przeżyć, tak codzienne powroty do domu o 22 są po prostu niebezpieczne (szczególnie w okolicy, w której mieszkamy).

Boję się zgłosić sprawę do kuratorium (chociaż obawiam się, że jeśli ten semestr pójdzie tak fatalnie, jak poprzedni, nie będe musiała nic zgłaszać), bo myślę, że może to całkiem zranić moją córkę.
Ostatnio za to stała się nieco bardziej posłuszna, dała wyciągnąć się na zakupy do miasta, i przez chwilę poczułam, jak by wróciła stara więź. A następnego dnia dowiaduję się, że zwiała mi z ostatnich dwóch lekcji. Jak wróciła wieczorem, zaciągnęłam ją do kuchni i opowiedziałam własną historię (przedtawioną w sposób hura-optymistyczny), spodziewając się, że da jej to do myślenia. Wysłuchała co mam do powiedzenia, powiedziała że umówiła się na gg, i zniknęła w pokoju.
Dzisiaj puściłam ją samą do szkoły (rozmowa odbyła się w piątek), i wróciła dość punktualnie, jednak natychmiast umknęła do swojego pokoju. Coraz częściej się zdarza, że je posiłki właśnie tam, całkiem sama.
 
reklama
Witaj
Twoja córka po prostu się buntuje- taki wiek :-). Chyba każdy z nas to przechodził... Na pewno nie pomaga to, w jakiej szkole się znahduje- dla mnie gimnazjum to zło samo w sobie. Ale nie wydaje mi się, że zmiana szkoły mogłaby pomóc- prywatna wcale nie znaczy lepsza. Dziewczyny dobrze ci radzą- idź do psychologa, jeżeli czujesz, że ciebie to przerasta. Myślę, że mogłabyś nawet pójść sama na początek, zapytać o wskazówki, jak sobie z sytuacją poradzić. Najważniejsze jest to, że się troszczysz i chcesz pomóc córce. I wydaje mi się, po tym, co napisałaś, że faktycznie już czas na fachową pomoc...
 
Do góry