Strong jesteś o wiele bardziej, niż wszyscy Ci, którzy nie musieli przechodzić tego co Ty. No właśnie my chyba nie doceniamy tak do końca naszej siły.
A przecież to wszystko przez co przechodzimy to jakiś mega rollercoaster.
To nie jest nieważne, to jest cholernie trudne i pół biedy że zwykle mamy jakieś wsparcie w tej naszej drugiej połówce.
To że się martwisz PGSem jest zupełnie naturalne. Nic nie zmienisz, prawda, ale myślenie o tym i wszystkie emocje to nie wyłącznik, że można "pstryk" i wyłączyć jak światło w łazience. W sumie tak myślę, że na Twoim miejscu to pewnie też bym kminiła scenariusze. Żeby zawsze mieć jakiś plan, jakieś opcje.