reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Czy pomożesz Iwonie nadal być mamą? Zrób, co możesz! Tu nie ma czasu, tu trzeba działać. Zobacz
reklama

Poronienie samoistne/łyżeczkowanie - ból po stracie

Wspólczuje bardz. Poczytałam trochę o badanich, dużo tego, drogo i jeszcze trzeba się orientować co warto robić albo trafić na konkretnego lekarza, który umie pokierowa i doradzić. Cięzkie to wszystko..ehh
Sporo jest tych badań i różnych kierunków w których można iść. Mnie ginekolog od razu skierował do hematologa po zrobieniu podstawowych badań coś tam wyszło ale nie jestem jakoś przekonana do diagnozy. Jakieś to wszystko takie absurdalne, miało być tak prosto
 
reklama
Bardzo mi przykro, to musiało być niezwykle trudne. Moje dziecko urodziło się martwe, więc chyba było mi trochę łatwiej pogodzić się z tym co się stało. Trzymam kciuki żebyś szybko doszła do siebie i żebyś sobie wszystko ułożyła.
Dziękuję bardzo i rowniez trzymam kciuki za Ciebie i resztę dziewczyn.

Myślę, ze jedynym lekarstwem jest tutaj kolejna ale tym razem donoszona ciąża. Bardzo tego pragne, teraz to wiem jeszcze mocniej ale wiem tez, ze kolejnej straty w polowie juz nie zniosę...
 
Sporo jest tych badań i różnych kierunków w których można iść. Mnie ginekolog od razu skierował do hematologa po zrobieniu podstawowych badań coś tam wyszło ale nie jestem jakoś przekonana do diagnozy. Jakieś to wszystko takie absurdalne, miało być tak prosto
To są straszne dylematy bo zjednej strony chcesz wiedzieć dlaczego tak się stało i czy dałoby się temu zaradzić a z drugiej może okazać się, że żadnej cìąży nie uda się utrzymać..i co wtedy? Zyjesz z tym fakten i albo się pogodzisz albo cierpisz dalej..
 
Cześć. Pisze tego posta gdyż osobiście mi brakło tych informacji. Mamy listopad a w tym roku byłam w ciąży dwa razy. Pierwsza strata w 11 tygodniu szczerze bez żadnych wcześniejszych sygnałów. Jedynie to przeczucie. Zapisałam się na dodatkowe badanie usg, mówię tylko się uspokoję. Nigdy tego nie zapomnę, kiedy raz się widzi serduszko to wie gdzie go szukać, bicia nie było. Poronienie zatrzymane. Poszłam do szpitala państwowego - na sterlinga w Łodzi- ABSOLUTNIE ODRADZAM. Zero zainteresowania, mogłabym się wykrwawić a i tak by nie widzieli. Leki które podają u mnie (jak u większości) powodowały wymioty. Usłyszałam ze mam „rzygac do kibla”. Szpital to nie miejsce na żałobę. Wyszłam po 3 dniach w których widziałam myśle wszystko. Za drugim razem 4 mc później, znowu poronienie zatrzymane. Emocjonalny rollercoaster. Myslisz sobie ok widziałaś wszystko dasz radę. Ta strata była nieco inna. Traciliśmy naszego maluszka prawie dwa tygodnie. Wiec emocjonalnie rozłożyło się ro na wiele dni. Nie chciałam isc do szpitala państwowego. mój partner zadzwonił do prywatnego szpitala, mimo ze wiedzieliśmy ze nie maja zabiegu w ofercie. Ordynator przyjął mnie na NFZ, czułam się niesamowicie zaopiekowana. Wszyscy wiedzieli po co przyszłam i nikt nie zadawał mi pytań non stop „pani w jakim celu”. Po 3h wyszłam, ciąża zakończona.
Nie chce wchodzić w super szczegóły bo każdy przypadek jest inny. Pisze to bo czytam ze dziewczyny decydują się na szpital, gdzie wiedza ze będzie złe. Może być „lepiej”. Warto zadzwonic. To tylko telefon. A na prawdę w tym całym „nieszczęściu” to było niesamowite ukojenie.
 
Hej.
Zakładam nowy wątek, ponieważ nie znalazłam nic podobnego.
Zapraszam tu wszystkie mamusie, które straciły swojego maluszka poprzez poronienie samoistne/łyżeczkowanie. Dobrze mieć wsparcie kobiet, które to przeżyły. Podzielmy się swoimi doświadczeniami, bądźmy dla siebie miłe i wspierajmy się wzajemnie. Mam nadzieje, że będziecie tu ze mną.
Mieszkam w Irlandii. Poroniłam w 12tc, sytuacja wyglądała tak ze zaczęło się plamienie, pojechałam na pogotowie gdzie młoda siksa zrobiła mi badanie wziernikiem bez żelu.... zostawili mnie w szpitalu nic nie mówiąc :-/ żadnego wsparcia, trauma duża. Boję się zajść w ciążę bo z tyłu głowy mam myśli że poronie :-( 😞
 
Cześć. Pisze tego posta gdyż osobiście mi brakło tych informacji. Mamy listopad a w tym roku byłam w ciąży dwa razy. Pierwsza strata w 11 tygodniu szczerze bez żadnych wcześniejszych sygnałów. Jedynie to przeczucie. Zapisałam się na dodatkowe badanie usg, mówię tylko się uspokoję. Nigdy tego nie zapomnę, kiedy raz się widzi serduszko to wie gdzie go szukać, bicia nie było. Poronienie zatrzymane. Poszłam do szpitala państwowego - na sterlinga w Łodzi- ABSOLUTNIE ODRADZAM. Zero zainteresowania, mogłabym się wykrwawić a i tak by nie widzieli. Leki które podają u mnie (jak u większości) powodowały wymioty. Usłyszałam ze mam „rzygac do kibla”. Szpital to nie miejsce na żałobę. Wyszłam po 3 dniach w których widziałam myśle wszystko. Za drugim razem 4 mc później, znowu poronienie zatrzymane. Emocjonalny rollercoaster. Myslisz sobie ok widziałaś wszystko dasz radę. Ta strata była nieco inna. Traciliśmy naszego maluszka prawie dwa tygodnie. Wiec emocjonalnie rozłożyło się ro na wiele dni. Nie chciałam isc do szpitala państwowego. mój partner zadzwonił do prywatnego szpitala, mimo ze wiedzieliśmy ze nie maja zabiegu w ofercie. Ordynator przyjął mnie na NFZ, czułam się niesamowicie zaopiekowana. Wszyscy wiedzieli po co przyszłam i nikt nie zadawał mi pytań non stop „pani w jakim celu”. Po 3h wyszłam, ciąża zakończona.
Nie chce wchodzić w super szczegóły bo każdy przypadek jest inny. Pisze to bo czytam ze dziewczyny decydują się na szpital, gdzie wiedza ze będzie złe. Może być „lepiej”. Warto zadzwonic. To tylko telefon. A na prawdę w tym całym „nieszczęściu” to było niesamowite ukojenie.
Zgadzam się. Opieka szpitalna jest bardzo ważna. U mnie przypadek troszkę inny, ale lekarze i pielęgniarki bardzo empatyczni i czułam się zaopiekowania w 100%
 
Mieszkam w Irlandii. Poroniłam w 12tc, sytuacja wyglądała tak ze zaczęło się plamienie, pojechałam na pogotowie gdzie młoda siksa zrobiła mi badanie wziernikiem bez żelu.... zostawili mnie w szpitalu nic nie mówiąc :-/ żadnego wsparcia, trauma duża. Boję się zajść w ciążę bo z tyłu głowy mam myśli że poronie :-( 😞
U mnie pomimo, ze gin kazal bardzo uwazac nawet przy aplikacji luteiny ( wkladac prosil delikatnie palcem) to w szpitalu tego samego dnia dwa razy wkladali wziernik...raz do badania i raz do wymazu...i następnego dnia inny lekarz znowu wziernik...szyjka skróciła sie z 22mm do 8mm ;(
 
Zgadzam się. Opieka szpitalna jest bardzo ważna. U mnie przypadek troszkę inny, ale lekarze i pielęgniarki bardzo empatyczni i czułam się zaopiekowania w 100%
Szpital to przeważnie nic przyjemnego ale racja że wszystko zależy od podejscia personelu. Ja byłam na Żelaznej w Warszawie i złego słowa powiedzieć nie mogę - sympatyczni lekarze i bardzo pomocne położne.
 
Mieszkam w Irlandii. Poroniłam w 12tc, sytuacja wyglądała tak ze zaczęło się plamienie, pojechałam na pogotowie gdzie młoda siksa zrobiła mi badanie wziernikiem bez żelu.... zostawili mnie w szpitalu nic nie mówiąc :-/ żadnego wsparcia, trauma duża. Boję się zajść w ciążę bo z tyłu głowy mam myśli że poronie :-( 😞
Po takim przeżyciu myślę że każda z nas miała takie myśli. Ja też myślałam nigdy więcej a teraz myślę zupełnie inaczej i chciałabym już móc próbować znowu zajść w ciążę.
 
reklama
o`sophia co u Ciebie? Jak po zabiegu?
hej kochane...przepraszam, że się nie odzywałam...najpierw zabieg potem byłam w rodzinnym mieście..ogolnie jest mi ciezko :( jeszcze mój partner musiał jechac za granice i siedze sama....

W szpitalu było makabrycznie...zero empatii :( lekarka kazała mi podjac decyzje czy łyzeczkowanie czy probujemy tabletkami poronić to co zostało..podpisałam zgodę na zabieg. po czym dostałam tabletki...miałam dostac krwawienia, ale po 4 h nic i dostałam kolejna porcje...zdziwiło mnie to, skoro podpisalam zgode na zabieg...po kolejnych 2 h nadal nic wiec poszłam interweniować...w szpitalu były chyba jeszcze 3 inne kobiety w tej sytuacji...zbadał nas lekarz z popoludniowej zmiany (mężczyzna..niedelikatny....szok!) po czym zakwalifikował nas na zabiegi. wzieli mnie na sale, trwało to 10 min! o 20 miałąm dostac wypis. po 20 nic...poszłam zapytac , kazali czekac. po kolejnych 15 min znow poszłam, z płaczem bo chcialam juz stamtad wyjsc..no i trafiłam na jakiegos młodego doktorka bez empatii...zaczal sie do mnie przywalac ze o co mi chodzi, ze przeciez nie jestem na sali z kobieta w ciazy wiec nie powinno mi sie nic dziac i ze wypis zrobi MOZE O 21, MOZE O 21:30. Ale oczywiscie ciasteczko, kawka a na pacjentów wyrąbane....byłam wściekła. Zabieg trwał 10 min, a ja w szpitalu byłam ponad 12 h i co gorsza, nie wspominam tego zbyt miło...
 
Do góry