hej witam znowu. Nim zacznę nadrabiać nieobecność dam znać co u nas. Otóż właśnie przed godziną wróciłam ze szpitala z Oskarkiem, gdzie byliśmy dwa dni. Oskar ma to nieszczęsne zapalenie oskrzeli i w środę po południu zaczął strasznie wymiotować śluzem


Po kilku solidnych wymiotach przestraszyłam się że się odwodni (nic nie chciał pić, a raczej wszystko zwracał) i pojechaliśmy na pogotowie, a stamtąd do szpitala.
W szpitalu przepełnienie - wylądowaliśmy w dwuosobowej sali gdzie już było troje dzieci i ich mamy. Pierwsza noc to gorzej niż masakra. Dzieci się darły jedno przez drugie,Oskar pod kroplówką, nie mógł spać, cały rozwalony. Wczoraj miał cały dzień taką histerię że ciągle wrzeszczał, nie umiał wcale spać i w efekcie wciąż był na lekach uspokajających które nie działały

. Na szczęście druga noc trochę lepiej, przenieśli nas do innej sali. Dziś okazało się że oskrzela już ok, mały mniej kaszle, jest w dobrym stanie, ale skoro to wirus to warto go poobserwować i zostawić do poniedziałku. Ja się nie zgodziłam i wyszliśmy na żądanie. Już mam serdecznie dosyć stresowania małego i podawania mu luminalu i jakiś syropów uspokających.Jakby coś się działo to wrócimy (mam nadzieję że nie).
Jestem tak wyrąbana że szkoda mówić, Oskar też. Jak go położyłam w domu w cichym pokoju w jego łóżeczku to tylko się szeroko uśmiechnął, pogadał i zasnął słodko. W końcu.:-)