Eh, nie wiem, co z tym jego jedzeniem. Do tej pory jadł ładnie, a tu od kilku dni muszę się nieźle nakombinować, żeby zjadł. Po obudzeniu je bez problemu tyle, ile mu naszykuję. Dopiero od następnego karmienia zaczynają się schody. Nawet Sinlaciem wzgardza. Ze smakiem zje tylko owoce, wypije soczek przecierowy albo zupkę jarzynkową, byle by była zupełnie gładka. Jak tak będzie dalej, to w poniedziałek zadzwonię do przychodni, zapytam lekarki co o tym sądzi.
Agulka - oj, znam ten ból, kiedy kobita jest wycieńczona pracą, domem, dzieckiem, a małżonkowi tylko jedno w głowie. Już to przerabiałam. Bądź twarda, kochana, ale nie przesadź z tą abstynencją. Niestety, takie zachowanie to igraszka ze związkiem. Po urodzeniu Kubusia i powrocie byłam bardzo przemęczona, do tego zestresowana. W domu małe dziecko, w pracy ciągle jakieś kontrole, plany do wykonania, niezrównoważeni klienci... Czasami po powrocie do domu nie miałam sił na nic więcej niż położenie spać Kuby i umycie się. A gdzie siły na zrobienie obiadu na jutro, przygotowanie odzieży na drugi dzień, porządki, czy dla męża? Jak tylko przyłożyłam głowę do poduszki - zasypiałam, a ślubny nie raz dostał po łapach. Było mi go szkoda, bo wiem, że tak długo cierpliwie czekał na moje dojście do formy, tym bardziej, że przez pół ciąży mięliśmy zakaz baraszkowania. Dużo o tym rozmawialiśmy i to pozwoliło nam osiągnąć kompromis. W tygodniu ograniczaliśmy się do spokojnych czułości, za to w weekendy się działo;-);-):-):-) Ale, qurcze, ten temat nadaje się raczej do wątku zamkniętego

;-)

