G
guest-1714079215
Gość
Ja leżałam w tej z chabrami czy lawendą i patrzyłam na ten komputer dwanaście godzin w samotności, zwątpieniu, w bólu, zastanawiając się co ze mną będzie. Do łazienki pozwolili mi wstać ze dwa razy. Po przebiciu pęcherza, kiedy już córce tętno spadało przyszedł doktor i powiedział, że trzeba będzie zwolnić salę, skoro nic się nie dzieje, a ja mam przecież jeszcze dwie doby, żeby urodzić. Zaczęli mną kulać, niemal rzucać, tego już nie pamiętam za bardzo (coś mi się tylko kojarzy krzyk jakiejś innej osoby "Dalej, bo ona też ucieka"), aż przyszła pani profesor, którą widziałam w poświacie jak anioła z obrazów w kościele i zapytała (ten głos i ton pamiętam do dziś):"A co państwo tu wyprawiacie? Proszę natychmiast panią szykować do cięcia!". Następną rzeczą jaką pamiętam to krzyk mojej córeczki.I udało mi się, że leżałam na jednoosobowej sali porodowej, ładnej wyremontowanej, z prywatną łazienką i komputerem z internetem do dyspozycji![]()
Wolałabym rodzić w oborze z krowami, ale z przyjazną położną czy doulą niż w tej pięknej sali sama jak palec, w strachu, lęku i niepewności.