reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Tu znajdziesz dzisiejszy LIVE dotyczący uwazności w relacji z dzieckiem. Jak sue przyda - zapraszam :) Do zobaczenia na Instagramie Dołącz, obejrzyj LIVE
reklama

In vitro 2024 - refundacja

no ja podobnie, przy pierwszym transferze miałam ogromne nadzieje, bo to już była taka realna szansa, że może się udać, przecież wielu dziewczynom się udał pierwszy transfer...
Mam ogromny żal do życia, że tak to się potoczyło. Niech już skończą się te ciąże w otoczeniu bo naprawdę nie mogę już na to patrzeć, czuję się jak przegryw na tym polu, że ludzie patrzą na mnie z politowaniem, że jak gdzieś idę to za każdym "co u Was słychać" kryje się jedno. Czy w końcu jestem w ciąży.
Znam to, moja najlepsza przyjaciółka z pracy jest w ciąży i mi powiedziała o nim, jak doszłam do siebie po pierwszym nieudanym transferze. Bala mi się powiedzieć, żeby mnie nie dołować. Też poczułam trochę takie politowanie w moim kierunku...

Tak naprawdę w jednym otoczeniu "realnym" rzadko się zdarzają takie przypadki jak nasze. Tylko tu na forum wydaje się, że jest nas wiele, bo forum zrzesza takie osoby z całej Polski i dalej. Natomiast w konkretnych środowiskach pracy czy życia takie przypadki jak my są pojedyncze, większość osób wokół nas nawet nie wie na czym polega in vitro. Więc chcąc nie chcąc czujemy się dziwolągami z racji tej naszej niepłodności.
 
reklama
Znam to, moja najlepsza przyjaciółka z pracy jest w ciąży i mi powiedziała o nim, jak doszłam do siebie po pierwszym nieudanym transferze. Bala mi się powiedzieć, żeby mnie nie dołować. Też poczułam trochę takie politowanie w moim kierunku...

Tak naprawdę w jednym otoczeniu "realnym" rzadko się zdarzają takie przypadki jak nasze. Tylko tu na forum wydaje się, że jest nas wiele, bo forum zrzesza takie osoby z całej Polski i dalej. Natomiast w konkretnych środowiskach pracy czy życia takie przypadki jak my są pojedyncze, większość osób wokół nas nawet nie wie na czym polega in vitro. Więc chcąc nie chcąc czujemy się dziwolągami z racji tej naszej niepłodności.
tak, dokładnie myślę tak samo. Że tu się wydaje, że nas jest dużo, a tak naprawdę w otoczeniu nie jest tak wiele par, które się tyle lat starają.
Chociaż u mnie cała rodzina felerna.
Najstarszy brat, starają się już pewnie z 10 lat - są w trakcie procedury adopcyjnej.
Drugi brat - starali się rok i jedno poronienie na koncie.
Siostra męża - starania 3 lata, dziecko dało IVF (co prawda pierwsza stymulacja i pierwszy trasfer).
No i ja.
A ani moi rodzice, ani męża nie mieli żadnych problemów z płodnością. Takie to życie przewrotne jest...
 
Powiem wam, że ja im bliżej jestem transferu tym wewnętrznie jakoś mnie od niego odrzuca i tak jakbym nie do końca chciala podchodzić. Plus organizm mi co chwilę też jakby protestował, bo co chwilę łapie jakieś syfy z powietrza, którye ciężko mi wyleczyć. Jak wcześniej miałam nastawienie, że będzie dobrze, uda się i nie mogłam się doczekać tak teraz w głowie mam tylko myśl że większe prawdopodobieństwo jest, że się nie uda niż uda. I moja nadzieja, że problemy z zajściem wynikają z jajowodów może okazać się klapą. Nie dawno przyjaciółka mi powiedziała o 3 ciąży z wpadki, więc podświadomie wiem, że jak transfer się nie uda to przeczolga mnie ta wiadomosc mordą po ziemi. Myśli mam już przy kolejnej stymulacji i tym że pewnie i z niej 💩 wyjdzie, a nie jakiś zarodek. Jednocześnie wkur**a mnie to, że nie mogę nawet zaplanować wakacji, bo nie wiem co będzie za miesiąc lub dwa.
 
Dokladnie. Ja podchodziłam do 3 stymulacji z założeniem, że to ostatnia, ale im bliżej końca, tym bardziej mi kiełkuje myśl, że mam jeszcze jedną próbę i że glupio będzie jej nie wykorzystać, jeżeli teraz się nie uda... sama sobie to robię 😔
Ja jestem na końcówce 4 procedury...
Moglibyśmy mieć tyle wyjazdów i innych gdyby nie kasa która poszla w kanał...
3 procedury w Pz (bez refundacji, tylko dofinansowanie parę tys z miasta).
Teraz 1 procedura z No.um, podobno miało pójść bo inny lab..I znów dwa transfery za mną, dwa przede mną z zarodkami gorszymi.
Pytanie odpuścić i zakończyć i spróbować jeszcze raz..tylko z refundacją i badaniem immuno i transferami już 15tys też poszlo..:(
Te koszty i brak sukcesu są powalające, gdzieś trezba się zatrzymać i zacząć żyć z mężem synem i odpuścić...z bólem serca ale z miłością do tego co mamy...
 
Tyle co my zanim zaszłam w ciążę z synem. Mimo wszystko trzymam kciuki by następne podejście sie udało. ;-*
dziękuję. Ja już nie mam żadnej wiary w to, że się uda.
Ale jest ta raefundacja, już jesteśmy w programie, zakwalifikowani. Z tym, że ja naprawdę już nie chce się diagnozować i wydawać kasy. 22 maja mam wizytę - jak dadzą mi leki, to wezmę, nie to nie. Będę po prostu transferować. Jak się nie uda, będę robić jeszcze te 2 stymulacje, ale to jest tyle co mogę udźwignąć. Nie chce już się badać, nie mam siły. Bo to też nawet jak coś wyjdzie, rozbudza nadzieję na nowo, a potem się okazuje, że to nic nie dało. Jak się cieszyłam, jak wykryli mi zapalenie endo. Potem tego polipa. I co z tego, że to wyleczone? Nic to nie dało.
Przepraszam za przydługo wywód. Wypiłam majówkowego drina i chyba ze mnie emocje schodzą.
 
Powiem wam, że ja im bliżej jestem transferu tym wewnętrznie jakoś mnie od niego odrzuca i tak jakbym nie do końca chciala podchodzić. Plus organizm mi co chwilę też jakby protestował, bo co chwilę łapie jakieś syfy z powietrza, którye ciężko mi wyleczyć. Jak wcześniej miałam nastawienie, że będzie dobrze, uda się i nie mogłam się doczekać tak teraz w głowie mam tylko myśl że większe prawdopodobieństwo jest, że się nie uda niż uda. I moja nadzieja, że problemy z zajściem wynikają z jajowodów może okazać się klapą. Nie dawno przyjaciółka mi powiedziała o 3 ciąży z wpadki, więc podświadomie wiem, że jak transfer się nie uda to przeczolga mnie ta wiadomosc mordą po ziemi. Myśli mam już przy kolejnej stymulacji i tym że pewnie i z niej 💩 wyjdzie, a nie jakiś zarodek. Jednocześnie wkur**a mnie to, że nie mogę nawet zaplanować wakacji, bo nie wiem co będzie za miesiąc lub dwa.
dlatego ja dałam na wstrzymanie teraz, żeby lecieć na wakacje. I serio dobrze mi to zrobiło (czego może nie widac po moich wpisach, ale dziś po prostu mam jakiś smutny dzień, wczoraj byli u nas goście z dziećmi i tak mnie wzięło). Jak w połowie cyklu się zorientowałam, że już bym się przygotowała do kolejnego transferu to rzygać mi się chciało. Potrzebowałam tej przerwy bardzo.
 
no ja gdyby nie refundacja to bym wcale nie podeszła do ivf na bank.
Pieniądze na IVF bym miała, ale nie mam nagle kilkudziesięciu tysięcy, które w razie niepowodzenia wywaliłabym w błoto. I jak życie pokazało - wywaliłabym. Bo gdyby mi ktoś zagwarantował, że to IVF się uda, to przemyślałabym, czy wykładać tę kasę.
Nie mówiłam wiele otwarcie o tym, że mi po prostu szkoda pieniędzy na in vitro, bo dostawałam masę koemnatrzy, że przecież kasę można zarobić, że ludzie domy zastanwiają, suchyb chleb jedzą, żeby na ivf mieć.
Nie dla mnie coś takiego.
Dla mnie też nie. Trzeba żyć przy tym i nie zapomnieć, że lata uciekają.
 
Ostatnia edycja:
dziękuję. Ja już nie mam żadnej wiary w to, że się uda.
Ale jest ta raefundacja, już jesteśmy w programie, zakwalifikowani. Z tym, że ja naprawdę już nie chce się diagnozować i wydawać kasy. 22 maja mam wizytę - jak dadzą mi leki, to wezmę, nie to nie. Będę po prostu transferować. Jak się nie uda, będę robić jeszcze te 2 stymulacje, ale to jest tyle co mogę udźwignąć. Nie chce już się badać, nie mam siły. Bo to też nawet jak coś wyjdzie, rozbudza nadzieję na nowo, a potem się okazuje, że to nic nie dało. Jak się cieszyłam, jak wykryli mi zapalenie endo. Potem tego polipa. I co z tego, że to wyleczone? Nic to nie dało.
Przepraszam za przydługo wywód. Wypiłam majówkowego drina i chyba ze mnie emocje schodzą.
Mój mąż też tak podchodzi, transferować, nie badać już milion razy allo immuno etc, to i tak nic nie pomogło, nie wykryto. Tylko kolejne 1.5 tys i setki na badania..
 
reklama
Dla mnie też nie. Trzeba żyć przy tym żyć i nie zapomnieć że lata uciekają. Nie mówisz o tym że nasze małżeństwo baaardzo ucierpiało w trakcie tych lat..duża próba dla nas.
no to ja mam to szczęście, że moje małżeństwo nie ucierpiało. No może z wyjątkiem trochę sfery intymnej, ale to chyba nie tylko starania. Ale ogólnie jako małżeństwo, ludzie nie mieliśmy żadnych kryzysów przez nieudane starania.
 
Do góry