Cześć dziewczyny, dzięki za Wasze wsparcie!!! No i już po:-(..
Wczoraj rano zgłosiłam sie do szpitala - ordynator mnie zbadał i stwierdził, że macica wykazuje 8-9 tc..ale jak zrobił USG, to minę miał nietęgą i spytał mnie, czy już wiem, czy mi coś moja prowadząca wspomniała..ja mu na to, że tak, że już wiem. On powiedział, że nie ma zarodka, pęcherzyk żółtkowy jest zdeforomowany, a błona kosmówkowa (chyba tak to nazwał) wyścielająca macicę ma juz tendencję do przerastania czy coś..no i od razu zaaplikował mi 2 tabletki dopochwowo, które miałay spowodować rozwarcie szyjki. Położna mi potem wyjaśniła, że teraz tak robią, bo kiedyś od razu łyzeczkowali i potem z kolejnymi dziećmi były problemy - nie tyle z zajściem, ile z donoszeniem. No i potem, po jakis 5 godzinach zaczęły mi lecieć skrzepy i krew, a dół brzucha bolał prawie jak przy porodzie:-(..No i wtedy wzięli mnie na salę zabiegową, uśpili i wyczyścili..po jakiś trzech godzinach wypuścili mnie do domu..Wczoraj to mnie masakrycznie bolał ten brzuch, dziś na szczęście już duzo mniej..
Ale tak sobie myślę, że lepiej, że tak się stało, niż by miało mi się coś potem stać, albo dzieciątku..w późniejszym czasie, to nie wiem, jakbym to przeżyła...albo, jakby urodziło się chore...ech..dobra, kończę na tym..