Cześć mamusie
DZIEKUJE ZA ZYCZENIA!! KOCHANE JESTEŚCIE WSZYSTKIE 

mimi - Tobie szczególnie dziękuje za smsy

Powodzenia na USG i czekamy na wieści od Ciebie, jak tylko coś się zacznie
To może opowiem od początku...
W czwartek byłam na KTG, gdyż pojawiły sie niteczki krwi. Tam lekarka powiedziała, że szyjka skrócona na 1 cm. i rozwarcie na 1 cm. i ze w piatek rano mam przyjsc na czczo na cesarke.
Straaaasznie sie ucieszyłam, bo wiecie jak to jest z końcówka ciąży...szczególnie, ze od 2 tyg. mialam skurcze przepowiadające..
Przyjęli mnie na oddział, posadzili na przedporodowej i kazali czekać. A. chodził kilka razy dowiadywac sie co i jak, ale była informacje, że to będzie "dzisiaj" i mam czekać na czco, bez picia.
O 16 przychodzi pielęgniarka i mówi, że już moge jeść. Strasznie sie wkurzyliśmy i zaczeliśmy biegać, żeby się dowiedzieć o co chodzi. Dowiedzieliśmy się, że jest problem z ustaleniem wieku ciąży - nie miałam liczone wg. miesiączki, tylko wg. USG, a na kazdym wychodzi co innego.
Na dwóch wyszło, że termin jest na 19 września, a raz że na 27 i skoro jednak jest na 27 września, to jest za wcześnie. Powiedzieli tez, zebym sobie zjadla, a im to nie przeszkadza w cesarce. O 18 w końcu zjadłam coś i czekaliśmy na decyzje. W między czasie miałam robione KTG i 40 min. USG (sprawdzane przepływy). Chcielismy sie wypisać na wlasne rządanie, ale lekarz powiedział, żeby zaczekać do 19, bo wtedy zapadnie decyzja.
Po 20 przyszedl lekarz i powiedział, ze nadal nic nie wiedza, że dziecko jest duże, ale nie wiadomo, czy to nie przez cukrzyce ciążową. Najlepiej byłoby, gdyby nas przewieźli do innego szpitala z odpowiednimi imkubatorami, ale nie mogą się zdecydować. Potem powiedział, że moge mieć cesarke, ale skoro jadłam, to musze odczekać 6 godz. W sumie nic nowego nie powiedział i kazał jeszcze raz podłączyć do KTG i zaczekać, bo on teraz jakieś operacje bedzie miał. Ja już byłam tak zdenerwowana i załamana, że łzy mi same leciały. Miałam ochote wyjść i nikomu nic nie powiedzieć.
O 23 w końcu się pojawił i powiedział, że o 9 rano bede miala cesarke. Odetchneliśmy...szczególnie mąż który te wszystkie godz. spędził na niewygodnym drewnianym taborecie.
Od samego rana byliśmy gotowi...minęła 8, minęła 9...okazalo się, ze obchód jest. Jeden z lekarzy dopadł mojego męża i powiedział mu, że jednak oni nie mają warunków i bede przewieziona do innego szpitala. No i znowu nerwy...Za 5 min. przyeszedł obchód z ordynatorem i pytają jak samopoczucie, a ja na to, że kiepskie, bo chyba wychodze do domu. On na to, ze wcale nie, ze on o tym decyduje i ze jeszcze raz zrobi mi USG. Po 10 min. na USG powiedział, że dobra - bedzie cesarka.
Wszystko już od tego mementu potoczylo się szybko - o 11 urodził się Michałek. Niestety nie widziałam go później przez dobe, bo ja nie mogłam wstawać, a Michałek poszedł do inkubatora.
Jak leżałam opieka była nawet niezła - zagladali do mnie często. Z bólami było trochę ciężko - najbardziej bolała obkurczająca się macica w nocy. Drugą noc spałam tylko 3 godz. bo drzwi były otwarte i słychać było porodówke, płacz dzieciaczków z sali i całe nocne życie szpitala.
Od wczoraj wykupiliśmy sobie lepszy pokój i dopiero wtedy odetchnęłam - spokój, mąż zostal na noc i mniej mnie juz bolało.
Michałek najchetniej cały czas by siedział na cycu, że nawet pokarm nie zdąrzy sie wyprodukować

Jak to pisałam, już 2 razy musiałam przerywać.
Najważniejsze, że już jest po wszystkim - wyniki moje i maluszka dobre. Z małym na obserwacji nic się nie działo. Ja w końcu po trzech dniach i trzech nocach na czczo (też bez picia) dostałam wode i sucharki, więc jestem przeszczęśliwa

Jak mi sie uda, to na zamknięty wątek wstawie zdjęcia

Ufff...ale się rozpisałam
Jeszcze raz dziekuje za pamięć, bo miałam trudne chwile i pomogła myśl, że ktoś o mnie myśli 