W Halloween ma urodziny, tym razem 7

wczoraj było półroczne zebranie w przedszkolu. Niestety pewnie każdy by chciał wiadomości że jest super ale bez większych zmian.
Syn bardzo często się przeziębia tracąc większość postępu bo trwa to praktycznie zawsze 2 tygodnie. Nie licząc sierpnia to każdy miesiąc był zaznaczony chorobą. Jedyne co wypracowane że są one lekkie.
W poniedziałek nowa runda. Tylko co z tego jak przy katarze i kaszlu musi siedzieć w domu

ostatnio był zdrowy aż 5 dni. Mieliśmy wizyty u laryngologów i migdał nie nadaje się do wycięcia bo jest za mały, nie ma sensu.
Doszły jeszcze jakieś napady niekontrolowanego śmiechu, zalecana wizyta u psychiatry a i neurolog też by się przydał a potem najlepiej EEG.
Jak jak się czuje? Jak nie tata. Tu czy tam słyszę wesołe rozmowy rodziców z dziećmi w sklepie, inni planują powiększenie rodziny bo będzie fajnie że szkrab będzie biegał pod nogami...a ja co? Strach żeby pojawiła się ciąża bo może znowu będzie to samo albo gorzej.
Zadaniowo, wstać, poranna higiena małego, zrobić śniadanie i po kolei zadania do wykonania związane z rozwojem, cud jak akurat idzie do przedszkola to można w końcu wyjść i coś załatwić czy się odprężyć na śniadaniu. Dzisiaj pojechaliśmy na cmentarze żeby nie pakować się 1go. Dwa lata nie byłem a zawsze lubiłem być i u dziadków zapalić. Teraz mi właściwie było obojętne ale żona namówiła że też by już wypadało. Czujemy się oboje wyprani z większych emocji, niewiele już robi na nas wrażenie. Ale to jest zwyczajnie wina tego że siódmy rok nie jest łatwo i ciągle kłody pod nogi.
Ale wiem że tak się właśnie rodzice chorych dzieci czują bo widzę bardzo rzadko ale czasami rodzica z takim dzieckiem. Cień człowieka, worki pod oczami a w nich brak radości, błysku. Nie mówię że to reguła bo na pewno nie jest ale często to widać.