Zuzia od niedzieli gorączkowała. Dodatkowo miała biegunkę. Byliśmy na SOR w niedziele, ale lekarz stwierdził, że może sie infekcja dopiero rozwijać i żeby tylko zbijać temperaturę bo on nic nie widzi. Wieczorem nam zwymiotowała. W poniedziałek znów miała 40 stopni więc pojechaliśmy do przychodni. Inny lekarz stwierdził, że mogą to być zęby (bo idą jej akurat 4-órki) i żeby dalej zbijać temperaturę i że tak przy zębach może być (jak się później dowiedzieliśmy przy zębach może być max 38,5). We wtorek późnym wieczorem Zuzka obudziła się z temperaturą poniżej 36, dreszczami i nagle nam zesiniała. Zesiniały jej usta, dłonie i ogólnie skóra. Wpadliśmy w panikę i pojechaliśmy do dzięcięcego szpitala na ostry dyżur. Na którym znowu zwymiotowała. Niczym dostaliśmy się do pseudo pediatry to minęło 3 godziny i Zuzia nam ożyła. Ale mówiłam głupiej lekarce że rano na pewno znów jej wyskoczy temp 40 stopni jak w poprzednich dniach, jednak ona nie zostawiła Zuzi tylko kazała zrobić rano badania moczu. I oczywiście rano znowu wyskoczyła jej temperatura i się wkurzyliśmy i pojechaliśmy znów na ten sam ostry dyżur, ale już uparcie twierdziliśmy że chcemy ją zostawić. No i zostawili ją i okazało się że ma infekcję bakteryjną dróg moczowych. Także masakra. Ja tam oczywiście przy niej jestem non stop na zmianę z mężem. Raz jedno jest w ciągu dnia, drugie zostaje na noc. Także ogólnie masakra. Śpimy tam na podłodze na karimacie, więc nie ciekawie. Cały czas się boję że czymś się zarażę, ale mam nadzieję, że wszystko będzie ok i wyjdziemy stamtąd za parę dni bez żadnych "niespodzianek" w postaci jakiegoś wirusa roty itp.... Także odezwę się dopiero za jakiś czas. Bo jak przyjeżdżam do domu to odsypiam i odpoczywam...
Pozdrawiam Was! Trzymam kciuki za wszystkie wizyty i badania! I ja również proszę o kciuki za zdrowie córki i moje.