Skurczyki męczyły mnie od rana tj. od około 10, ale pojawiały sie srednio co 50 minut, ale bolały niesamowicie!!! w ogole w ten dzien obudziłam sie z bólem pleców i w ogole przespałam prawie cała nocke jak nigdy!

Po południu mi troszke przeszło wieć pojechalismy na ogródek, na lody i wrócilismy ok 19

Po 20 zaczęły sie coraz częstsze skórcze, ale ciagle nieregularne, wiec ciagle nie miałam pojecia, ze to juz to, ale miałam taka nadzieje:-) po 22 skurcze byly juz bardziej regularne i nie do zniesienia wiec zaczelismy sie zbierac...

Na porodówke dojechalismy po 23, na izbie przyjec babka mówi, ze teraz, aby szybciej poszło trzeba wejsc na 3 pietro schodami, bo winda zepsuta

i podobno juz było widac, ze rodze

Na oddziale połozna odrazu mnie zbadała i okazało sie, ze mam juz 8cm rozwarcia:-)Mąż schodził na izbe przyjec do połozna mu, ze ma sie spieszyc bo moze sie zdazyc na poród

No i wzieli mnie odrazu na porodowke, przebili pecherz, wody lekko zielone, mąż na szczęście juz dotarł z powrotem:-) No i natychamist zrobiło sie 10 cm! (oczywiscie na jakiekolwiek znieczulenie było juz za pozno

) No i odrazu skurcze parte... sił juz nie miałam i męczyłam sie bardzo... Krzyczałam: Nie dam rady, nie mam juz siły..., a pielegniarki: Dasz rade! wytrzymasz!!!

tak sobie pokrzyczałysmy razem:-) po 20 minutach połozna mi musiała pomóc i uzyła kleszczy i mała była na zewnatrz. Nie płakała i była sina, a ja przerazona

ale na szczescie po chwili załapała oddech:-) Ulga niesamowita jak głowka była juz na zewnatrz. Później łozysko raz dwa poszło, ale szycie troszke bolesne. Nie nacieli mnie, ale przez te kleszcze pękłam w 1 miejscu i 1 szew na zewntarz

Mam twarda skore podobno, bo połozna nie umiała sie we mnie wbić z igła

30 minut po połnocy było juz po wszystkim i o 1 przeszłam juz do sali:-) Mąż pojechał do domku, a ja zamiast spać i odpoczywać cały czas patrzyłam się na mała:-)ehhh... Mała wazyła 3870g i 58 cm miała

No i mądrala mała nie chciała sie rodzic w Dzien Ojca, zdazyła w ostatniej chwili, bo urodziła sie o 23:55, dodam, ze w zpitalu byłam dopiero o 23:15!
Pielegniarki śmiały sie, ze jak wczesniej lezałam na patologii to tak sie wyszkoliłam i wiedziałam kiedy przyjchać, podbno idealnie wyczekałam:-)
Wiecie co... narodziny dziecka, to najcudowniejsza chwila w zyciu... Nigdy tego nie zapomne... ciągle nie umiem uwierzyc w to, ze ta mała istatotka jest nasza:-) Meczyłam sie cały dzien, ale poród raz dwa.. i ciesze sie, ze te ostatnie chwile z brzuszkiem spedziłam w domku z mezem, a nie w szpitalu na spacerach z kropłowka
Dodam, że 3 tygodnie wczesniej lezałam tydzien na patologii, bo miałam za wysokie cisnienie i mała miała podejrzenie wady serduszka, robili mi badania, itd... echo serca płodu, itd...
Ale ja jakos czułam, ze z mała wszystko w porzadku i tak tez było. Urodziła sie silna i zdrowa
