reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Czy pomożesz Iwonie nadal być mamą? Zrób, co możesz! Tu nie ma czasu, tu trzeba działać. Zobacz
reklama

Cud poczęcia, cud narodzin- nasze doświadczenia i doznania

no to teraz może ja.byłam w 41 tygodniu ciaży lekarz dał mi skierowanie do szpitala 6 listopada i tak sobie lezałam na patologii bo nigdzie nie było wolnych .8 po południu odeszły mi wody no to zabrali mnie na porodówke dali koszulke z dekoldem po pępek badali badali a tu nic rozwarcie na 1 cm.leże na tym łożu niemiłosiernie niewygodnym z pęknieciem pod pupą bo wody sie sączyły jeszcze.o 23 po badaniu lekarz kazał isc mi spac bo rozwarcie wciąz 1 cm a skurcze delikatne. Rano o 7 powrót na łoże przebicie pęcherza i dalej nic.juz mnie nerwy brały ile można a bałam sie coraz bardziej tego, ze nie wytrzymam bólu i nie bede potrafiła przec.Godziny mijały a tu nic rozwarcie na 3 cm i cos było z moja szyjka nie tak bo w pewnym momecie położne rozłożyły mi nogi i jedna włożyła reke cos szczeliło i piekielnie za bolała az zawyłam z bólu.no to sie pytam kiedy urodze tak o 18 usłyszłam . no to czekam a tu nic rozwarcie 6 cm a skurcze juz częste i naprawde bolące tak na maksa.personel medyczny zostawił mnie sama a ja nie wiedziałam co mam ze soba zrobic to krzyczałam to płakałam a kochane pielęgniarki tylko mnie uciszały.wkoncu jakis lekarz kazał mi ukleknoc no to uklekłam na łóżku i wtedy dopiero poczułam takie parcie i ucisk w kroku ze myslałam ze pękne. rozwarcie na 8 cm a ja sama zaczełam przec no to położna łaskawie domnie pszyszła i pomogła mi urodzic.parcie nic parcie naciecie parcie i jest mój synek Dominik urodził sie 9 listopada o godz 20.45 waga 4.07kg wzrost 60 cm w 10 min 10 punktów. potem głupi jas i szycie a zszywał mnie młody przystojny lekarz i normalnie zaczęłam go zagadywac szok:)bolało nie ukrywam personel w wiekszosci do bani ,ale sam cud narodzin. ta malutka istotka, która jest tylko nasza, która nosimy pod sercem przez 9 miesięcy jest tego warta :)pozdrawiam
 
reklama
Witam, no to teraz ja:-) Do szpitala trafiłam 8 czerwca 2009 o godzinie 15:40. Byłam rano u mojej lekarki i kazał mi jechać bezwzględnie do szpitala jeszcze tego samego dnia bo byłam 6 dni po terminie, no to pojechałam:-) ale jakoś nie spodziewałam się,że urodzę tego dnia bo NIC na to nie wskazywało. Jechałam tylko na ktg:) Jednak o 12 coś mnie krzyże pobolewać zaczęły ale raczej tak normalnie- jak w ciąży:) Jednak o 15 były już niesamowicie silne i co 2 minuty, ale co najśmieszniejsze ja nadal wątpiłam,że to jednak poród haha. Pewnie dlatego,że tyle się naczytałam o liczeniu skurczów, odejściu wód itd, a ja nic takiego nie miałam... Nawet na ktg o 16 okazało się,że nie mam wcale skurczy:szok: a bolały mnie te krzyże okropnie. Jednak po badaniu okazało się,że robi się rozwarcie,wię skierowali mnie na porodówkę. O 16:20 znalazłam się tam:-) położna kazała mi poskakać na piłce. Nie dałam rady bo słabłam aż od tych krzyży, ale cóż- trzeba było się wziąść w garść:-). Po 10 minutach dostałam pierwszy skurcz i jednocześnie minęły mi ból krzyżowe( i dzięki bogu bo to podpbno najgorszy rodzaj bóli porodowych-najsilniejsze a nic nie dają do porodu) i po 15 minutach Szymonek był już na świecie:tak::tak::tak: <jupi> W momęcie jak przeszły te bóle od krzyża nie pamiętam,żeby coś mnie bolało,raczej czułam pieczenie:-). W każdym razie dziewczyny ja mój poród wspominam bardzo dobrze, bo nawet te bóle krzyżowe są do przeżycia, a reszta w moim przypadku to już w ogóle bajka:-):-):-):-) A na dodatek nie miałam żadny obrażeń- nie nacięto mnie ani nie pękłam, a to moje pierwsze dziecko:tak::tak::tak: Wiem,że gdybym kiedyś miała znowu rodzić to chciałabym naturalnie- to niesamowite przeżycie i wcale nie takie straszne:-):-):-)
 
jejku normalnie lezki mi polecialy juz to przezylyscie, juz nie moge sie doczekac jak utule maje malenstwo! Bo jak narazie to kuksance mi posyla w zebra:-D
 
Opiszę swój drugi poród :-)

Byłam po terminie, już tydzień. Poszłam na KTG do szpitała ze swoim menem.
Oczywiście nic się nie działo, rozwarcie było na 2 palce, ale to jeszcze nie to...
W 10 dniu sądziłam,że to jakieś fatum - mój starszy syn też był po terminie, ale nie aż 10 dni!

O 18 tego 10.dnia po terminie złapał mnie skurcz.
Siedziałam sobie na kompie, zajadałam się mieszanką warzywną, sądziłam że to... wzdęcie :-D
No cóż, po 9 minutach znów skurcz. I po kolejnych ośmiu znów!

W domu była moja mama, rodzice mena i on sam plus malutki Bartek.
Powiedziałam im, że chyba już czas na mnie. Skurcze były co 5 minut, kiedy zaczęłam się myć i ubierać. O dziwo nie panikowałam, wręcz śmiałam się jakbym codziennie rodziła :-)

Pojechałam z moim do szpitala...
Zrobili badanie, podłączyli pod KTG, wylądowałam na patologii ciąży, bym jeszcze trochę poleżała, bo rozwarcie nagle zmieniło się w 1 cm czyli nic :-D:-D:-D

O 21 położna powiedziała mi, że za godzinę idziemy na porodówkę. Wtedy nasiliły się skurcze, dziewczyny które były na wywoływaniu skurczy patrzały na mnie ze strachem w oczach :tak::tak::tak:
Zadzwoniłam do partnera, przybiegł przed czasem, postanowiliśmy rodzić razem ;)

W końcu nadszedł czas pójścia na porodówkę, pożegnałam się z "koleżankami" tuszując grymas twarzy z powodu kolejnego mega skurczu. Przy okazji po kryjomu zjadłam parę biszkoptów, które przuyniósł mi men ;))))

Przebrałam się, kolejne badanie, skakanie na piłce... Powtórka z rozrywki :-):-):-)
Mój Ł. gdy zobaczył mnie podczas skurczu nieźle się wystraszył, dopiero wtedy zrozumiał co my kobiety musimy znosić za ból a szczególnie odczuł to kiedy położna przebijała mi pęcherz płodowy i kiedy wbiłam mu pazury w dłoń :-pprzy pierwszym porodzie nie mógł być ze mną i dlatego tak bardzo przeżywał drugi

W końcu jak ujrzał moje łono zalewające się falą wód płodowych i kiedy zobaczył jak cierpię, postanowił wracać do domu bo ledwo nie zemdlał :-D:-D:-D
Nie miałam mu tego za złe, po za tym przecież nic na siłę, sama bym nie chciała być przy porodzie nawet siostry :-):-):-)

No cóż, znów skakałam na piłce, chodziłam, chciałam jak najszybciej urodzić, kołysałam się, a bóle przeszły z brzucha na plecy ochhh to był bół...

Wkońcu usiadłam na krzesełko (tak jak przy pierwszym porodzie - na krzesełku rodzi się wygodnie!), po 10 minutach uroidziłam naszego Juniorka, popękałam, bo nie byłam nacinana, stary szew puścił i niestety miałam porpzrywane krocze, miałam nakładane 20 szwów

ale co z tego, co z tego że byłam porwana hehe i zmęczona, skoro ujrzałam mojego drugiego synka który miał być DZIEWCZYNKĄ! I tak się cieszyłam, tuliłam mojego Dziubka, jak o tym sobie wspominam to aż łezka wzruszenia pcha się do oczu :happy: potem już przy trzeciej fazie porodu jak rodziłam łożysko tuliłam Juniorka, całowałam go, ogólnie szybko zajarzył że mam cycka i że może go ssać :-p

Leżeliśmy sobie, tuliliśmy, to tak miły moment w życiu i w obu przypadkach miałam podobne uczucia bliskości, miłości, czułam że moi synowie będą zawsze przy mnie obojętnie co by nie było... och takiej MIŁOŚCI nie czułam do nikogo innego, macierzyństwo jest wspaniałe!
 
no to i ja się przyłączę
18kwietnia (sobota)godzina 2 w nocy.wstaje sobie na siku i czuje jak coś mi chlusta:-)
acha!wody.poszłam siku i budzę męża.on się zrywa.nie spieszyłam się bo wiedziałam że i tak nas odeślą do domu bo skurczów nie było.w szpitalu zbadali mnie dziecko i jak mówiłam-------->do domku wrócić kazali rano o 10 albo jak się bóle pojawią.i tak sobie leżałam do 9.30 i nic:eek:w szpitalu znowu badania i.........do domu:wściekła/y:nerw mnie szarpał bo pierwsza ciąża nie wiem co jest grane a oni mnie wysyłają w tą i tamtą!!!tym razem o 20kazali przyjść:szok:albo jak się zaczną bóle a tu znowu nic.tylko się wody sączą.o tej 20 po badaniu juz w takim nerwie mówie że nie idę do domu!:no:a ona dałą mi tabletki na sen i mówi jak się nie zacznie to jutro o 10rano (niedziela)przyjdz na wywołanie.se myślę pięknie.ponoć mocniej boli no i przyszłam o tej 10.kroplówa i co???trochę pochodziłam i się zaczeły skurcze.kazali mi się położyć.i tak od 10do13 były lekkie skórcze.to mój pierwszy poród był więc mówię do męża z pączkiem w buzi że jak to tak boli to ja mogę rodzić.:tak:po zwiększonych dawkach kroplówki zaczeło się już na poważnie.ból nie do opisania.rozwarcie prawie zero:-Djeszcze gdybym chodzila to szybciej by się robiło a kazali mi leżeć chyba ze względu na te wody.wyłam modliłam się i o 17.40już na porodówkę.rozwarcie 10 to przyj.a że ja oglądałam na zone reality o porodach to sobie myślę---->a 3 razy poprę i po wszystkim.tak zawsze w tym programie było pare pchnięc i koniec.a tu zonk:-p:zawstydzona/y:prę i prę i w głowie ten program!;-)kiedy to się skończy.i tak parłam do 18.19:-D:-DOlivka Maria 3400 a ból jak ręką odjął!to się naoglądałam programów.siostra to padała ze mnie bo mi do głowy nie przyszło ze całej akcji porodowej mogą nie pokazaywać:-)teraz jak to wspominam to ze śmiechem ale wtedy!jeszcze bez znieczulenia rodzilam:wściekła/y:bo niedziela i pana doktora nie ma.zaspakajali mnie jakąś akupunkturą i innym szitem!mąż z tego wszystkiego palić zaczął:-Dbył od początku do końca.tydzień po porodzie mówi do mnie----->to kiedy drugie???a ja ze never!i tak już zostanie.
 
Hej.
Ja przedewszystkim chcialabym napisac,ze nie taki porod straszny jak go ''maluja''
Nasluchalam sie mamy,siostr,ze tak okropnie boli...i tylko teksty -...zajdziesz w ciaze to sie przekonasz,kiwanie glowa z politowaniem...wiec myslalam,ze porod to jakis koniec swiata:szok:
No i mowiac szczerze to latwo nie bylo,bo rodzilam 19 godzin..ale spodziewalam sie,ze bol bedzie wiekszy...albo moze tylko teraz tak pisze,bo juz dawno po? w chwili gdy rodzilam to bol wydawal mi sie ogromny,niefiziologiczny,twierdzilam,ze boli mnie za bardzo,ze cos jest nie tak...kryzys 7 centymetra ponoc;-)
A pozniej przyszlo ZZO i bylo juz duzo lzej...ulga ogromna.Ale pewnie przez to znieczulenie rodzilam tak dlugo...chociaz nie...po podaniu ZZO okolo godziny 17:00 przy 7 centymetrze o 21:17 cora byla na swiecie....wiecej wiec meczylam sie w bolach bez znieczulenia.
Ale i tak porodu nie wspominam zle.
Kiedy mialam przec to trzeslam sie ze strachu...bo myslalam,ze pekne albo beda mnie nacinac....a obylo sie bez tego.Maz byl ze mna...i sie nudzil:sorry:Caly dzien spedzil ze mna w szpitalu...bole mnie zlapaly w nocy o 2:30 o 9 pojechalismy do szpitala a o 21 :17 dopiero urodzilam.
Sam porod nie byl straszny tylko to ogromne zmeczenie...bo nie spalam 24 godziny...zasnelam dopiero nad ranem okolo 5 a o 7 juz mnie mala obudzila...bylam totalnie wykonczona...w ciagu dnia spac nie moglam bo ciagle czegos ode mnie chcieli...a to obiad przyniesli a to mala na jakies badania brali...
A ja marzylam by sie wyspac.
Na drugi dzien zamiast mi mala wziac bym mogla sie wyspac to nie...a ona wrzeszczala bo miala kolke.Plakalam ze zmeczenia i bezslilnosci...az w koncu przyszla jaks polozna,zlitowala sie,przyniosla malej lek na kolke...mala zasnela a ja z przemeczenia spac nie moglam...myslalam,ze sie wykoncze.
A malutka wazyla 3210 i mierzyla 51 cm. 10 punktow. I byla sliczna...spodziewalam sie,ze bedzie pomarszczona a ona od razu miala taka gladka buzke...byla i jest sliczna:-)
 
hej !ja urodzilam dosć niedawno mój synus ma niespelna 10 miesięcy.Poród był dla mnie dość dużym przeżyciem bóle skurczowe odczuwałam już w niedziele 22 lutego ale jak na kobiete przystalo nie spieszylam sie za bardzo za wczesnie jeszcze do szpitala mi bylo.Mam dwie corki wiec z doswiadczenia juz wiem jak zachowac sie w takiej sytuacji przeczekalam do poniedzialku 23.02 do goz 22.00 ,bole byly toraz silniejsze ,powiedzialam mezowi ze na mnie juz pora pojechalam taksowka do szpitala tam mi zrobiono badania [pani polzna z usmiechem na twarzy powiedziala<<<jeszcze nie czas <<,Trudno pomyslalam ale czulam w glebi ducha ze to ona sie myli za jakies 3 godz napewno urodze swojego wyczekiwanego synka ,o 3 .20 nad ranem bylo po wszystkim bylo nie lekko maly wazyl 4500kg dl 58cm ulozenie fatalne ale jaka radosc ze wszystko skonczylo sie dobrze bez zadnych powiklam ,dzis ozwija sie pieknie jest duzym silnym chlopczykiem .Strach jest najgorszym doradca nie bojcie sie porodu myscie tylko o tym co bedzie po porodzie jaka radosc i szczescie.Zycze wszystkim mamusiom i ich pociechom duzo zdrowka .:-D
 
Ostatnia edycja:
A ja dzisiaj przeglądałam zdjęcia z porodówki i powiem Wam, że uwielbiam wspominać moje porody :-D Jaka to jest radość, gdy już można dotknąć, usłyszeć, poczuć zapach swojego dzieciątka, które przez 9 miesięcy nosiło się pod serduszkiem:-) Pierwszy poród miałam cięższy, odpłynięcie wód ok 2 w nocy, brak rozwarcia, bolesne skurcze no i ten ciągły brak postępu w porodzie, o 12 godzinie następnego dnia miałam dość i chciałam uciekać z porodówki;-) Ale mój maż dzielnie mnie wspierał, najgorsze, że musiałam dostać kroplówkę a po niej to skurcze już był potworne, normalnie ból dwa razy mocniejszy niż bez kroplówki. A parte to już sama przyjemność i po dwóch czy trzech parciach, dokładnie o 15.55 Juleczka była na świecie...to było 2.07.07.
a 2.09.09 urodziło się drugie moje słoneczko, drugi poród to normalnie bajka:-) leżałam na patologii (po terminie) i w nocy zaczęły się skurcze, rano odpłynął czop no i okazało się że rozwarcie już 3cm. A po lewatywie i godzinie pod prysznicem (kiedy prawie nie czułam bóli - myślałam że poród mi się zatrzymał:-)) - okazało się że rozwarcie już 6 cm! Końcówka, wiadomo, bardzo bolesna, ale naprawdę poszło szybciutko i gdzieś koło południa Jasieniek wylądował na moim brzuszku:-)
Pozdrawiam wszystkie Mamusie;-)
 
ah te porody...Obudziłam męża o 3 w nocy mówiąc kochanie odeszły mi wody a on na drugi bok i jeeeszcze nie:) heh ale jak się rozbudził to po karetkę na ulice wychodził nasiał takiej paniki ze suma sumaru ochrzaniłam go równo hehe później juz po nasu godzinach leżenia i kulenia sie z bolu bo nawet nie miałam siły wstać byłam świecie przekonana ze to jest mój ostatni dzień!! poważnie myślałam sobie dziś umrę hehe teraz się z tego śmieje ale mój mąż był taki przerażony ze bal się odezwać, tylko trzyma mi głowę co bardzo pomagało, co ja sie będę rozpisywać brak rozwarcia i skurcze nie takie jak byc powinny do tego chodziłam i wymiotowałam dziecko za długo w kanale rodnym odmówiono mi znieczulenia a jak juz leżałam jak zwłoki to właściwie położne rodziły za mnie bo byłam nie przytomna... szok okropne przeżycie na szczęście bólu się nie pamięta tylko tego maluszka przytulonego do piersi :)radziłam bym każdej młodej mamie idzie do szkoły rodzenia ja bardzo żałowałam ze nie chcialo mi sie chodzic bo ten brak wiedzy odbil sie na porodówce teraz to bym wiedziala co robic a tak tylko leżałam i kuliłam sie z bólu booooze to bylo straszne:crazy: ( no i w sumie rodziłam 18 godzin, dziecko otrzymalo 10 pkt ale mialo sina glowke, ja tylko 3 szfy i bylam taaaka głodna ze wysłałam męża po kanapki heheh)
 
Ostatnia edycja:
reklama
10.10.2009 - A wiec bylo to tak...
Regularne skurcze zaczely sie na 24 godziny przed porodem.
Byly co 10/8/5/15 minut. Jednak caly czas czekalam z wyjazdem do szpitala... poszlam sobie na wesele siostry :-D
Ciagle mnie wykrzywialo przy skurczach, ale jakos sie trzymalam :-p
W kosciele uszlo.. potem pojechalismy w miejsce wesela, z trudnoscia zjadlam obiad, chwilke posiedzialam z wszystkimi i udalam sie na gore[w hotelu] odpoczac w pokoju. Wtedy poczulam , ze juz nie wytrzymam :sorry2:
Mama, tata i oczywiscie moj Patryk, zerwali sie, zeby zawiezc mnie do szpitala. Rodzice podpisali co trzeba i wrocili na wesele siostry, a ja zostalam z Patrykiem na porodowce ;-)
Golenie, lewatywka,troszke moglam posiedziec pod prysznicem... i okazalo sie, ze wody plodowe sa zielone, takze natychmiast podlaczono mnie do KTG, i tak musialam lezec praktycznie do konca porodu na plecach co bylo meka, bo mialam skurcze z krzyza :confused2: ...
Przyznam, ze kilka razy przeklnelam, wymiotowalam,
i nawet ugryzlam mojego P w reke :-D
Nie ma sie co oszukiwac - bylo okropnie, mialam ochote umrzec.
Całość od momentu przyjazdu do szpitala trwala jakies 3 godziny i 25 minut.
Moment pracia - co najwyzej 5 minut. Parłam 5-6 razy i maluch wyskoczyl :tak:
Całośc bez znieczulenia, z nacieciem ktorego jednak wogole nie czulam.
W momencie jak juz Damianek byl na zewnatrz, caly bol zniknal kompletnie, a podczas szycia, lezac jeszcze na fotelu porodowym, rozmiawialam z cala rodzina [bedaca na weselu:-D:-D:-D] przez telefon, smialam sie, cieszylam a wszyscy mi gratulowali :tak:
Damianek dostal 10pkt, wazyl 3880, dlugosci mial 55cm :biggrin2:
To tyle!
 
Do góry