reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Czy pomożesz Iwonie nadal być mamą? Zrób, co możesz! Tu nie ma czasu, tu trzeba działać. Zobacz
reklama

Cud poczęcia, cud narodzin- nasze doświadczenia i doznania

no coz muj porod zaczal sie w terminie w nocy dostalam boli co 10min potem wolno schodzily wiec niespieszylam sie..Wykalam sie,poszlam na zakupy,do szpitala pojechalam dopiero o 13.00a tam to juz badania,i zaszczyki bo wody odeszly ale rozwarcie tylko na2 palce i tak spedzilam kilka godzin na korytarzu z bolami.Oczywiscie nikt sie mna nie zainteresowal bo jak twierzdzili to udaje i ze wcale tak nieboli.0 24wlozyli mnie do wanny z ciepla woda,bo muwili ze pomoze ale nic niedalo tylko skurcze byly silniejsze...ale i tak spedzilam cala noc z malym w brzuchu.wkoncu przyszla nowa zmiana ja zaczelam wymiotowac to wtedy zajeli sie mna i zabrali mnie na sale porodowa ale tam tez zostalam sama sobie,wkoncu o 10 przyszedl lekarz zbadal mnie i postanowil ze da mi kroplowke a potem to juz bylo z gorki.5 parc i mialam malego na piersiach.11.55..bylam szczesliwa mama.po urodzeniu wzpitalu spedzilismy 2doby ale byl to koszmar bo maly niemugl uchwycic sutka i oczywiscie prosilam o pomoc to uslyszalam ze mam leniwego syna i ze ma plakac bo po to jest.Modlilam sie zeby wyjsc w domu gdy wyszlismy kupilam nakladki na piersi i nakarmilam malego ponad godzine niemugl sie oddsac od piersi na drugi dzien trafilismy dz szpitala z zoltaczka i tam spedzilismy 3dni.
 
reklama
Temat idealny dla kobiet, które jeszcze nie rodziły, a chciałyby dowiedzieć się, jak inne przechodziły swoje porody :-)

No cóż, może zacznę od tego, że z 29 na 30 marca nie mogłam spać w nocy. A raczej spałam, ale "na raty", bo co jakiś czas miałam wrażenie, że chce mi się kupę. Trwało to mniej więcej do 2. w nocy.
Wreszcie postanowiłam się iść załatwić, ale za czorta nie mogłam ię wypróżnić, chociaż takie jakby mocniejsze "wzdęcia" miałam w dalszym ciągu. Położyłam się, ale nie na długo, bo o 2.30 znów poszłam na toaletę, tym razem zachciało mi się siusiu a bóle miałam już coraz bardziej nieznośne.
Zobaczyłam krew na majtkach. Wiedziałam co się święci, że tak naprawdę nie mam wzdęć, tylko bóle porodowe!

Obudziłam chłopaka i przyszłą teściową, zaczęłam liczyć co jaki czas mam skurcze a przy okazji zdążyłam się umyć i przebrać, a także zebrać ostatnie szpargały do szpitala.

Gdzieś koło 3. nad ranem POSZŁAM na piechotę z moim chłopakiem do szpitala - nie miałam aż tak daleko, bo zaledwie 4-5 minut drogi. Skurcze miałam co 4 minuty i zbliżały się do tego, że miałam co 3.

Później to wiadomo, przebadała mnie położna, podłączono mnie do KTG i leżałam tak przez mniej więcej godzinę. W tym czasie miałam coraz silniejsze skurcze, powoli uzmysławiałam sobie, że będę rodzić :-)

Następnie przyszedł mój chłopak z kapciami, bo oczywiście zapomniałam ich zabrać i niestety nie mogliśmy rodzić razem, bo pielęgniarki uznały że jest cisza nocna :/ Nie wiem dlaczego tak się stało...

Wtedy to też ostatni raz widziałam mojego chłopaka przed porodem. Co chwilę biegałam do kibelka bo myślałam, że chcę kupę, w sumie to co dwa - może trzy skurcze latałam na kibelek :tak:

Miałam też skakać na piłce i dużo chodzić. Moje skoki na piłce trwały do mniej więcej 6 rano, zatem powoli dostawałam zakwasów od skakania przez bite dwie godziny na piłce :-D przy okazji miałam już mocne, wyraźne skurcze, powoli stawały się nie do zniesienia, ale jeszcze dawałam radę.

Wreszcie ktoś raczył się mną zająć. Miałam chodzić po salce a przy skurczu opierać się na łóżku i głęboko oddychać. Zamiast robić to, co zaleciła położna, kiedy tylko wychodziła z salki, siadałam na takim podnóżku, na którym się staje, gdy wchodzi się na łóżko porodowe ;-)

Aż w końcu położna mnie przejrzała i opierdzieliła za to, że się jej nie słucham :szok: hehehe no i było ok. 7.30, przebili mi pęcherz płodowy, miałam jeszcze trochę pochodzić, bóle były już zabójcze, ale jeszcze nie panikowałam. Po półgodzinie posadzono mnie na fotelik z dziurą i rodziłam na siedząco (swoją drogą polecam taka pozycję rodzenia, jest bardzo sprawnie i wygodniej niż na łóżku porodowym!).

Parłam, darłam się - już pod koniec prosiłam ordynatora o cesarkę, tymczasem mały miał już główkę na wierzchu, jak mi to powiedzieli to zaczęłam się śmiać razem z nimi że teraz proszę o cc jak już to końcówka i takim oto trafem urodził się Bartuś :)

Nic dziwnego, że teraz lubi się śmiać :p
 
U mnie to było tak: miałam termin na 8 maja, ale 8 maja nie działo się kompletnie nic.Czułam się jak słoń,strasznie chciałam już urodzić i mieć to za sobą, więc myłam okna, biegałam po schodach,wysprzatałam caly dom ...i dalej nie działo się nic:baffled: Już myślałam,że to ciąża urojona ;)
W końcu pewnego pięknego majowego dnia (dokładnie 13) postanowiłam iść z mamą na jakieś małe zakupy (kupiłam swój pierwszy w życiu podkład hrhr) i wracałyśmy do domu na nogach spacerkiem,jakieś 3 kilometry. Pamiętam,że powiedziałam mamie,że jak po takim spacerze nie urodze to już nigdy nie urodze:tak: Pojechałam z małożonem do domu i oglądaliśmy tv,aż w pewnym momencie poczułam ból jakby ktoś mi stalowe majtki cnoty zaciskał z całej siły na miednicy:baffled: Szczerze mówiąc takiego bólu jeszcze nei czułam:baffled: To była dokładnie godzina 17:15,popatrzałam na zegarek bo pomyślałam,że może to już to?

Za 15 minut ból się powtórzył, a ja nie byłam pewna czy to te skurcze czy nie, więc n alałam sobie wanne gorącej wody,weszłam i się zaczelo..:tak:
Z Zegarkiem w ręku skurcze co minute albo 2 a ja się dalej zastanawiam: ja już rodze czy nie?
Więc zadzwoniłąm do mamy czy to już są skurcze, mama mówi wyłaź z wanny i wio do szpitala, ale że nie bylam pewna maż dzwoni do swojej mamy ona mówi to samo. A ja mówie : no nie wiem,może jeszcze poczekamy (Boże jaka ja byłam głupia hrhr). Na wszelki wypadek zadzwoniłam do szwagierki i ona potwerdziła że to jednak TO.

Więc wzieliśmy mamę i teściową i pojechaliśmy do szpitala.Na miejscu okazało się,że to rzeczywiście TO,ale rozwarcia zero a skurcze co 2 minuty,więc czekamy.Pojechaliśmy na porodówkę,małożon był ze mną cały czas:tak: Podłączyli mnie pod ktg, myślałam,że umrę lęzac na tym łóżku przez 30 minut:baffled:
Później lewatywka i pod prysznic,już pod prysznicem czułam,że mam jednocześnie normalny skurcz(a raczej skurczybyk) a delikatne parte. Położna mówi,żebym sobie klękła to mi ulży, a ja się bałam że mi krocze popęka od nacisku główki:-D
No ale za chwilę musiałam wskoczyć na łóżko porodowe (swoją drogą są za wysokie bo mąż mnie na niego wsadzał).Minęło z 40 minut zanim dostałam konkretnych partych,maluch rodził się z raczką i samo parcie trwało też jakieś 40 minut. Nie powiem,żebym rodziła cicho bo pewnie pół kliniki mnie słyszało:baffled:No i w końcu wyskoczył ten mały rozrabiaka (ulga nie do opisania:tak:), tatuś przeciął pepowinę i zaczął się prawdziwy horror:wściekła/y:
Dali mi znieczulenie do szycia na które jestem uczulona w rezultacie krocze zaczęło puchnąć, kobieta która mnie zszywala uszkodziła mi naczynia krwionośne i zrobił się ogromny krwiak. 4 godziny po porodzie znalazłam się na sali operacyjnej. Rwałam sobie włosy z głowy, traciłam przytomność z bólu, a pan anestazjolog był zły że go obudzono o 2 w nocy i jakos mu się nie spieszyło:wściekła/y:

Ogólnie poród wspominam dobrze, szczególnie że trwał tylko 5 godzin. Mam nadzieje,że za 8 miesięcy też będzie tak krótko, oby po porodzie było lepiej:tak:
 
Z poniedziałku na wtorek (21/22lipca) ok godz 1 w nocy wstałam do łazienki i poczułam skurcze. Były bardzo nieregularne więc położyłam się spać dalej. O 2:20 obudziłam się znowu. Skurcze były już regularne co 2-4min. Poczekałam jakieś 20min bo myślałam że to fałszywy alarm. Ale zaczęło mocno boleć. Obudziłam mojego G. Powiedział żebym się ubierała i jedziemy do szpitala. Ja postanowiłam jeszcze wziąść prysznic. Myślałam że skurcze przejdą, ale nie przeszły. Ok.3:10 wyjechaliśmy do szpitala. Po drodze się zatrzymaliśmy bo miałam już nieregularne skurcze. No ale jak poczekałam jakieś 20min znowu się nasiliły, no więc pojechaliśmy dalej. Po dotarciu do szitala położna kazała mi się przebrać w koszulę no i potem pochodzić po korytarzu No i oczywiście musiałam iść do łazienki bo miałam parcie na kupkę. Póżniej poszłyśmy z położną spisać dane. Lewatywe uznali za niekonieczną gdyż sama się wypróżniłam i w szpitalu i w domu przed wyjazdem. Jak przyszedł lekarz i poszliśmy na porodówkę (godz.4:20) to powiedział że mam 9cm rozwarcia i teraz czekamy tylko aż będę miała parcie na kupkę. Położna powiedziała że mogę sobie pochodzić jak chce ale mnie tak bolało że wolałam leżeć na łóżku. O 6:00 podłaczyli mnie do oksytocyny no i o 6:10 nacięli. Wody wypłynęły. Parę razy parłam no i o 6:17 mały Adaś już był z nami. Położyli mi go na brzuszek a mi się sama buzia cieszyła. Mój G. oczywiście był cały czas przy mnie. I odcinał pępowinkę dzidzi.
Adaś dostał 10pkt.
 
Mój poród był okropny. Zaczęły się bóle w nocy dokładnie o 24. Do 3 były nieregularne podem się nasiliły i obudziłam męża. Były to bóle krzyzowe także niezle sie nacierpiałam. Podczas porodu przebito mi pęcherz podano mi czopki i kroplówke. Nastepnie dolargan który mnie ogłupił nie miałam siły przeć. Poza tym nie zrobiono mi lewatywy takze domyslacie sie jak to sie skonczylo...:( 4 kobity wsiadły mi na brzuch i myslalam ze umre z bolu... Darly sie tylko ze dziecko udusze jak nie urodze i ze mam nie krzyczec. W koncu cudem o 8.36 urodziłam moja córeczkę Majkę. Potem ją zabrali do inkubatora. Mnie znów wsiadły na brzuch zeby wyszło łozysko potem jakaś starzystka eksperymentalnie zrobiła mi rewizje i mnie pozszywala potem przez 2 miesiace dupka mnie bolala a niesprawnosc moja odbiujala sie na mnie i na mojej córeczce. Niemal nie wpadłam w depresje. Dobrze ze pomogła mi mama. Teraz Maja ma 3 miesiace a mnie poród wciąż sie przypomina. Nie wiem czy urodzę wiecej dzieci.... Może po prostu zapłace za cesarke. Maja rodziła sie z roczką przodująca przy głowce także poród nie był łatwy. Nie zrazajcie sie werzcie mi ze WSZYSTKO da sie przezyc. teraz jest cudownie. Maja kazdego dnia wynagradza mi to cierpienie:) Pozdrawiam was- nowa na forum Patrycja:)
 
Kochane mamy-

Przygotowuje program telewizyjny,w ktorym w dyskretny sposob chcialabym ukazac problem seksu po porodzie,czyli sytuacje,kiedy kobieta nie czuje sie jeszce na silach,aby wrocic z mezem do poprzednich relacji(intymnych),a on nalega,W zwiazku z czym pojawia sie pewien dyskomfort.
Czy znacie takie sytuacje z autopsji?
Prosze o kontakt:
kate_1980@interia.pl

ps.Sama jestem mloda mama:)
 
Kasiaczku nie chcę być bezczelna ani nic,ale nie pisz o programach bo sorry,ale ja nie będę się "obnażać" w programie typu rozmowy w toku i narażać na pośmiewisko całej polski bo potem pójdę do marketu i może usłyszę np/ PATRZCIE TO TA KTÓRA NA MYŚL O SEKSIE NP: RZYGA
 
Witaj. Chciałabym ci pomóc tylko że u mnie jest na odwrót :-) Jestem miesiąc po porodzie wszystko już się ślicznie zagoiło i chciałabym powrócić do relacji intymnych a jednak mój narzeczony ma odmienne zdanie nie chce mnie nawet dotknac a co dopiero mowic o seksie.
 
reklama
Jestem tutaj nowa i chciałam sie jakoś udzielić.. ja nie miałam łatwo...:

14 Czerwca zaczełam odczuwać skurcze. Przypominały bóle jejników które często miewałam gdy miałam owulacje. Mąż był w wojsku a ja nie dopuszczałam do siebie mysli, ze to już. W noc skurcze zaczeły stawac się regularne... co 6 minut jak w zegarku. Miałam jechać do szpitala ale do załatwienie miałam jeszcze przełożenie niedzielnego egzaminu na wrzesień aby nie przepadł mi cału rok nauki. Tak wiec po ciężkiej nocy najpierw pojechałam do szkoły poprzekładać 2 egzaminy a potem dopiero do Lublina do szpitala.​
Lekarz od razu stwierdził zaczęcie się akcji porodowej i kazał się przebrać w piżame i zaprowadził na oddział położniczy.​
Bałam się jak diabli i modliłam aby zjawił się maż. Ale tak się nie stało... nie chcieli go puścić bo miał wystawiona warte.​
Ok. godziny 15 dostałam czopki na postępowanie rozwarcia... które nic mi nie pomogły. Miałam skurcze ale słabe i ciągle rozwarcie na 2 palce które się nie powiększało. Potem na zmiane a to KTG a to chodzenie po korytarzu... w końcu po rozmowie z moja mamą i teściową zdecydowali się podać mi oksytocyne. Leżałan na wielkim łóżku a to powolutko leciało... i tak samo powolutku nasilały się skurcze. Potem podali mi jeszcze jakiś zastrzyk po którym czułam się jak pijana chciało mi się płakać, bo czułam się strasznie samotna. I wtedy do sali wszedł mąż. Dał mi buzi i usiadł obok mnie. I wiedziałm już, że teraz moge wszystko przetrzymac. W jednej chwili odeszły mi wody i zaczeły się makabrycznie silne skurcze. Potem bujałam się na piłce oczywiście tez z pomoca Konrada...sama nie dała bym rady usiedzieć gdy nadchodził kolejny skurcz.​
Gdy bolało mnie juz nie do wytrzymania po raz kolejny zaczeli mnie badac.​
Przestraszyłam się gdy wyprosili męża z sali... bałam się, ze z nasza dzidzią cos nie tak. Zreszta po samej minie położnej było widac, ze dzieje się coś co nie powinno się dziać. Przychodzili kolejni lekarze teraz juz sami faceci i każdy po kolei po zbadaniu mnie robił dziwną mina- było ich 4. Skurcze były już tak silne, ze musiełam przeć a oni w tym samym momęcie mnie badali... okropna meczarnia.​
Wtedy usłyszałam, ze jest decyzja o cesarzu. Zapytałam co się dzieje... czy coś z moim dzieckiem nie tak.​
No i otrzymałam odpowiedz, że źle się wstawia główka i potrzebne bedzie cesarskie cięcie. W jednej chwili zabrali mnie na blok operacyjny, dali znieczulenie od pasa w dół no i zaczeli operacje. Wszyscy byli bardzo mili rozmawiali ze mna i żartowali. Potem usłyszałam jak połozna daje klapsa mojej dzidzi...no i krzyk naszego skarba. Położyli mi ja na klatce a ona tak slicznie na mnie spojrzała... CUDOWNA CHWILA.​
Zaniesli ja do zwarzenie i mierzenia a potem pokazać meżowi.​
Gdy wyjechałam z sali przywitał mnie mój mężuś...buziaczkiem a w jego oczach zobaczyłam łzy:).​

 
Do góry