To i ja dołącze:
Termin porodu miałam na 27 października 2009 roku. Od 5 miesiąca byłam na L4 ponieważ bardzo twardniała mi macica ( lekarz kazał odpoczywać, ale i tak wszędzie mnie było pełno).
Tak jak każda z nas w ostatnich miesiącach w nocy wstawałam kilka razy do łazienki, ale z 8/9 października przespałam całą noc- obudziłam się o 5 rano i szok krew na bieliźnie. Z płaczem pobiegłam do męża i mówię, że dzieje się coś niedobrego bo jest krew- ale nic mnie nie bolało.
Szybki prysznic, ubrałam się torba w łapki i do szpitala oddalonego o 20 km.
W połowie drogi chwyciły mnie bóle co 2 minuty- myślałam, że już nie dojedziemy, że zaraz urodzę.
W szpitalu przyjęto mnie o 6.00 z pełnym rozwarciem- położna, która mnie badała śmiała się, żę jeszcze kilka minut i mąż przyjmowałby poród w aucie, jednak co do czego to czekałam jeszcze 1,5 godziny, aż mała zejdzie niżej.
Sam poród nie był taki zły, miałam naprawdę świetny personel, który bardzo mi pomagał. Niestety nie obyło się bez nacięcia krocza i uciśnięcia brzucha przez lekarza, ale jeżeli to pomogło przyjść mojej małej na świat to jestem im za to bardzo wdzięczna.
Julia urodziła się o 7.35 9 października 2009 roku. ważyła 3150 i miała 53 cm wzrostu.
Teraz ma 5 miesięcy i waży 7200 i ma 64,5 cm długości.
Dodam tylko, iż panicznie bałam się porodu- nasłuchałam się i dużo czytałam na forum o porodach- jeju jedna rodzi przez 2 dni, inna przez tydzień, człowiekowi, aż się słabo robi
, ale jak widzicie nawet u kobiet rodzących pierwszy raz może być bardzo szybko i z zaskoku- tak jak u mnie.
Zresztą po porodzie i tym okropnym połogu człowiek zapomina o wszystkim co złe.
pozdrawiam
Termin porodu miałam na 27 października 2009 roku. Od 5 miesiąca byłam na L4 ponieważ bardzo twardniała mi macica ( lekarz kazał odpoczywać, ale i tak wszędzie mnie było pełno).
Tak jak każda z nas w ostatnich miesiącach w nocy wstawałam kilka razy do łazienki, ale z 8/9 października przespałam całą noc- obudziłam się o 5 rano i szok krew na bieliźnie. Z płaczem pobiegłam do męża i mówię, że dzieje się coś niedobrego bo jest krew- ale nic mnie nie bolało.
Szybki prysznic, ubrałam się torba w łapki i do szpitala oddalonego o 20 km.
W połowie drogi chwyciły mnie bóle co 2 minuty- myślałam, że już nie dojedziemy, że zaraz urodzę.
W szpitalu przyjęto mnie o 6.00 z pełnym rozwarciem- położna, która mnie badała śmiała się, żę jeszcze kilka minut i mąż przyjmowałby poród w aucie, jednak co do czego to czekałam jeszcze 1,5 godziny, aż mała zejdzie niżej.
Sam poród nie był taki zły, miałam naprawdę świetny personel, który bardzo mi pomagał. Niestety nie obyło się bez nacięcia krocza i uciśnięcia brzucha przez lekarza, ale jeżeli to pomogło przyjść mojej małej na świat to jestem im za to bardzo wdzięczna.
Julia urodziła się o 7.35 9 października 2009 roku. ważyła 3150 i miała 53 cm wzrostu.
Teraz ma 5 miesięcy i waży 7200 i ma 64,5 cm długości.
Dodam tylko, iż panicznie bałam się porodu- nasłuchałam się i dużo czytałam na forum o porodach- jeju jedna rodzi przez 2 dni, inna przez tydzień, człowiekowi, aż się słabo robi
Zresztą po porodzie i tym okropnym połogu człowiek zapomina o wszystkim co złe.
pozdrawiam
:-(. Kazały chodzić po korytarzu i brać prysznic. Wieczorem podały mi relanium bo zaczynałam świrować z bólu. Ale też nie pomódgł. O 23 trafiłam znowu na porodówkę. Z tego okresu już niewiele pamiętam. Wiem tylko że co 3 minuty darłam się przeraźliwie, i lekarz w końcu podał mi pawulon bo nie miałam rozwarcia :/. No ale niestety też nie pomogło
. Traciłam przytomność ze zmęczenia. Ucieszyłam się kiedy położna powiedziała, że kończymy tę męczarnię i kazała mi przeć. Po 3 parciach o 7.40 19 czerwca 2009 mój kochany synuś przyszedł na świat. Dostał 10 pkt w skali Apgar. Teraz śpi sobie słodko w swoim łóżeczku a ja wspominam jak się męczyłam żeby on mógł być teraz ze mną.




a na porodówce co nie ma miejsc
chwilę po tym zjawiła się pani anestezjolog, niech żyje znieczulenie